cytaty z książki "PRL Kartki z kalendarza"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W telewizji Macieja Szczepańskiego prezentowano zachodnie produkcje , w których również nie brakowało scen erotycznych. Tendencja ta utrzymała się także w czasach ekipy Jaruzelskiego - w połowie lat 80. telewizja wyemitowała pełną (!) wersję Ostatniego tanga w Paryżu Bertolucciego. W efekcie Stanisław Wyszomirski, recenzując film na łamach "Expressu Wieczornego", nawiązał do słynnej sceny seksu analnego, tytułując artykuł: A u nas masło na kartki...
Jak powszechnie wiadomo komuniści uważali cola-colę za imperialistyczny wynalazek, który w żadnym wypadku nie dorównywał wschodnioeuropejskim napojom, z kwasem chlebowym na czele. Wszystkich przebił jednak Adam Ważyk, który w Piosence o coca-cola uznał ją za groźny narkotyk wywołujący niebezpieczne stany świadomości:
"Po coca-cola błogo, różowo,
za parę centów amerykańskich
śniliście naszą śmierć atomową,
pięć kontynentów amerykańskich.
Po coca-cola błogo, różowo".
Decydenci od spraw kultury epoki PRL-u byli czasami bardziej prorosyjscy niż carscy urzędnicy. Cenzorom Romanowów nie przyszło nawet do głowy, by zakazywać publikacji Ogniem i mieczem, natomiast w czasach Polski Ludowej Trylogię Sienkiewicza filmowano od końca. Wyrażono zgodę na Pana Wołodyjowskiego (wrogiem byli tam Tatarzy i Turcy), zaakceptowano też adaptację Potopu (tu z kolei walka toczyła się ze Szwedami). Zdecydowanie gorzej było z pierwszą częścią cyklu, sprawę powstania Chmielnickiego uznano bowiem za zbyt niebezpieczny temat.
Daleki jestem jednak od mitologizowania Polski Ludowej, chociaż w ostatnich latach można zaobserwować coraz większą modę na tamte czasy. Z jednej strony dochodzi do głosu nostalgia tych, którzy przeżywali wówczas swoją młodość, a z drugiej - zainteresowanie młodego pokolenia znającego ówczesne realia niemal wyłącznie z filmów Stanisława Barei. Staram się zajmować pozycję pośrednią - nie potępiam totalnie wszystkiego jak niektórzy ortodoksyjni historycy i publicyści, ale też nie uważam, że była to epoka pełna szczęścia, komfortu i słodyczy. Prawda jak zwykle leży pośrodku. Przecież nie można zaprzeczyć, że takiej eksplozji talentów z dziedziny kultury czy nauki nie było nigdy w dziejach naszego kraju. Do tego dochodzą jeszcze sukcesy sportowców z piłkarzami na czele, o których nasi współcześni kopacze mogą tylko pomarzyć.
Ekranizacja Potopu wywołała jednak narodową dyskusję, a jej powodem było powierzenie roli Andrzeja Kmicica Danielowi Olbrychskiemu. Publiczność uznała, że skoro w Panu Wołodyjowskim jako Azja Tuhajbejowicz zakończył swoje filmowe życie na palu, to w Potopie nie może się przecież wcielić w inną rolę. W efekcie Olbrychski stał się celem bezpardonowych ataków.
Zdzisław Najmrodzki uciekał organów ścigania PRL-u aż 29 razy. Zdarzyło mu się nawet zbiec z sali sądowej, ale jego najsłynniejszym wyczynem była brawurowa ucieczka z więzienia w Gliwicach. Odbywał tam karę 15 lat pozbawienia wolności, a jako osoba szczególnie niebezpieczna był non stop obserwowany przez służbę więzienną. Natomiast środki masowego przekazu niezwłocznie po procesie triumfalnie ogłosiły, że kariera "króla ucieczek" dobiegła końca.
O rany boskie! - zakrzyknął towarzysz Edward Gierek do żony po wyborze Karola Wojtyły na papieża - To wielkie wydarzenie dla narodu polskiego i duże komplikacje dla nas.
W przedwojennej Warszawie plotkowano nawet, że początkujący literat ma przed sobą dwie drogi kariery: przez łóżko Nałkowskiej lub Iwaszkiewicza. Pierwszą możliwość wybrali: Bruno Schulz i Bogusław Kuczyński, drugą - Czesław Miłosz.
Zdzisław Maklakiewicz ucierpiał w zwykłej pijackiej burdzie, jakich wiele było każdej nocy w Warszawie.
"Kilka dni po pogrzebie Jan Himilsbach, pijany, zadzwonił do jego matki.
- Jest Zdzisiek? - zapytał.
- Ależ panie Janku, Zdzisio umarł! Był pan przecież na pogrzebie...
- Wiem, kurwa... ale nie mogę się z tym pogodzić".
Popyt na maluchy był tak ogromny, że osiem lat po rozpoczęciu produkcji (15 października 1981 roku) z taśm montażowych zjechał milionowy egzemplarz. 126p wciąż nie trafił jednak do wolnej sprzedaży i trzy-, czteroletni używany pojazd był na giełdzie samochodowej znacznie droższy niż całkiem nowy z fabryki. W tej sytuacji szczęśliwiec, który załatwił sobie talon, czym prędzej sprzedawał poprzednie auto i często zostawały mu jeszcze pieniądze na kolorowy telewizor. Oczywiście sowieckiej produkcji, o wyblakłych kolorach, emitujący wysokie promieniowanie i wyposażony w kineskop grożący eksplozją nawet przy wyłączonym odbiorniku.
Andrzej Jaroszewicz, syn peerelowskiego premiera Piotra Jaroszewicza, zawsze sprawiał problemy wychowawcze - o jego wybrykach szeptała cała Polska. Ale od młodych lat wykazywał również ogromny talent rajdowy. Zaczynał bardzo wcześnie, zaledwie jako 16-latek (od tego wieku wydawano prawo jazdy), a w dodatku mocno nietypowym pojazdem. W 1962 roku wystartował bowiem w Rajdzie Polski, prowadząc mercedesa pożyczonego od Józefa Cyrankiewicza. Premier nie miał specjalnych obiekcji i bez problemu pożyczył limuzynę, prosząc tylko by chłopak jej nie rozbił. Andrzej ukończył rajd (zajął 12. miejsce) i nie uszkodził pojazdu premiera.
Tuwim zmarł w najgorszym dla siebie momencie - gdyby bowiem odszedł podczas wojny, zostałby zapamiętany jako wspaniały twórca. Natomiast gdyby żył kilka lat dłużej, zapewne nie wypominano by mu propagandowych utworów. Wielu innych twórców pisało przecież znacznie gorsze teksty, ale potem skutecznie obrócili je w niepamięć. A on ogłosił zaledwie kilka socrealistycznych wierszy, trochę prozy, ale do dzisiaj mu się to pamięta. Zapewne również dlatego, że był to Julian Tuwim - największy polski poeta XX stulecia.
Pojęcie godziny 13 weszło do obiegowego języka, a szczególną uciechę wzbudzały informacje z Sejmu podawane w "Dzienniku Telewizyjnym". Z całą powagą informowano widzów, że o 13 posłowie udali się na przerwę, co wzbudzało masę złośliwych komentarzy. Ostatecznie ograniczenia godzinowe w sprzedaży alkoholu zniesiono dopiero pod koniec 1990 roku, nie przyniosły bowiem żadnych efektów poza dorabianiem się przez właścicieli melin.
Miała szyk i klasę, o których inne artystki mogły jedynie marzyć. Nigdy jednak nie ukończyła szkoły aktorskiej, a było to spowodowane pracami zarobkowymi, jakie podejmowała bez zgody uczelni. Tyszkiewicz prezentowała w telewizji maseczki kosmetyczne, reklamowała książki Państwowego Instytutu Wydawniczego, a na domiar złego podczas przedstawienia PWST z braku wolnych miejsc usiadła na kolanach krytyka Jana Kotta, co zauważył siedzący w pobliżu rektor Jan Kreczmar. Następnego dnia została wezwana do jego gabinetu, gdzie usłyszała, że "w ten sposób nie robi się kariery w teatrze", albowiem "trzeba na nią ciężko pracować". I została usunięta z uczelni.
Niestety, symbolami Bożego Narodzenia nie zawsze są zgoda i pokój. W nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku doszło do jednej z najbardziej obrzydliwych zbrodni w dziejach naszego kraju. Na drodze z Połańca do Zrębina w Świętokrzyskiem zostali zamordowani powracający z pasterki 18-letnia Krystyna Łukaszek będąca w piątym miesiącu ciąży, jej mąż Stanisław oraz brat dziewczyny, 12-letni Mieczysław Kalita. Zabójcami byli ich krewni, mieszkańcy tej samej wsi, a zbrodni dokonano w obecności sąsiadów. Od świadków bandyci odebrali przysięgę milczenia potwierdzoną przed różańcem, po czym przekłuwano im palce agrafką, by przysięgali nie tylko na krzyż, lecz także na własną krew.
Zaopatrzenie w cytrusy przypominało zatem tragifarsę. Powszechnie uważano je za dobro wyjątkowo luksusowe i ambicją niemal każdego Polaka było zapewnienie ich sobie na święta. Przed Bożym Narodzeniem do portu w Gdyni zmierzał statek handlowy (jeden!) z ładunkiem cytrusów, a informacje o rejsie krajowe media podawały jako jedną z najważniejszych wiadomości (zaraz po informacji, co akurat tego dnia porabiał towarzysz Gierek).
Jednym z absurdów PRL-u była kwestia sprzedaży owoców cytrusowych przed Bożym Narodzeniem. Zadanie było trudne do realizacji w epoce Władysława Gomułki, gdyż towarzysz Wiesław uważał, że cytryny i pomarańcze nie są rodakom potrzebne, a znakomite źródło witamin stanowi kapusta kiszona. Z czasem jednak zmienił zdanie, a zadecydował o tym pewien podstęp premiera Józefa Cyrankiewicza, który polecił, by zamiast cytryny podano Gomułce do herbaty kiszoną kapustę na spodku. W tej sytuacji nawet taki ortodoksyjny wielbiciel komunizmu uznał, że należy dopuścić cytrusy na rynek, ale właściwie tylko przed Bożym Narodzeniem.