cytaty z książki "Służące do wszystkiego"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Mieszkająca w Ameryce Alice Coleman Schelling, pochodząca z łódzkiej kupieckiej rodziny Hechtkopfów, zapamiętała opowieść o tym, jak jej babcia Regina zatrudniała w Łodzi służącą.
– Czy masz kawalera?
– Ta, proszę pani.
– To bardzo dobrze. Cieszę się. Jak ma na imię?
Służąca w zakłopotaniu, wiercąc się, podaje imię.
– To ładne imię. Możesz mieć wychodne ze swym chłopcem w niedzielę.
– Dziękuję pani.
– A ty jak masz na imię?
– Zosia, proszę pani.
– To też ładne imię. Ale jeśli zawołam na ciebie Basiu, Kasiu czy Jasiu, chcę, byś wiedziała, że to chodzi o ciebie, i przyszła, kiedy proszę.
...,stosunki prawne i społeczne uległy wprawdzie głębokiej transformacji i dziś wiele sytuacji opisanych w książce nie mogłyby się zdarzyć, ale po stu latach nie jesteśmy ani o jotę lepsi, a chciwość i silnie zakorzenione pragnienie dominacji wciąż prowadzą do wyzysku i pogardy.
Służące stały się unieważnioną grupa społeczną, nie doczekały się dokładnego opisu, archiwa i dokumentacja z nimi związana są bardzo skromne. Tak jak zawsze pozostały nieistotne. Dlatego napisałam tę książkę, mając nadzieję, że choć w małym stopniu uda się przywrócić je naszej pamięci. Dedykuje ją nie tylko pamięci służących, lecz także tym, którzy wystrzegają się cynicznej wiary w to, że świata nie da się zmienić.
Optymizm jednak byłby przedwczesny, stosunki prawne i społeczne uległy wprawdzie głębokiej transformacji i dziś wiele sytuacji opisanych w książce nie mogłoby się zdarzyć, ale po stu latach nie jesteśmy ani o jotę lepsi, a chciwość i silnie zakorzenione pragnienie dominacji wciąż prowadzą do wyzysku i pogardy.
(...) jak scyzoryk, którym chleba nie ukroisz, ale tak jest ostry, że się nim okaleczyć możesz. (Walery Wielogłowski "Rady dla kucharek").
Służąca może odejść ze służby tylko wtedy, gdy w związku z wykonywaną pracą jej życie lub zdrowie jest zagrożone. Albo gdy pan próbuje ją „nakłonić do uczynków przeciwnych prawu lub obyczajom”, nie daje słudze niezbędnej żywności lub umieścił ją w miejscu szkodliwym. Powszechne przeciążenie pracą nie jest powodem, dla którego służąca mogła odejść. Jeśli zakończy pracę przed upływem umowy, może trafić do więzienia, porzucanie służby jest przestępstwem.
Przede wszystkim - według podręcznika dla służących z 1930 roku - dziewczyna dowiaduje się, że:
-Służąca rozmawia z państwem w pokoju, s t o j ą c.
[rozstrzelenie w oryginale].
Bóg bowiem nie patrzy nigdy na jakość zajęć, jakich się w życiu podejmujemy, ale patrzy wyłącznie na to, jak dane, choćby najniższe, obowiązki i zajęcia spełniamy. (Ks. Kazimierz Bisztyga).
W latach dwudziestych w Polsce nowoczesne budownictwo mieszkaniowe zaczyna uwzględniać postulaty działaczy społecznych, aby pokoje dla służby miały okna. Jednak ich powierzchnie świadczą o tym, że mentalnie niewiele się zmienia, służąca jest traktowana użytkowo, niedużo lepiej od elektroluksa. Zdumiewające, że w projektach wielkich mieszkań służbówki to nadal klitki. W Krakowie przy ulicy Wielopole mieszkanie w kamienicy z 1938 roku ma sto cztery metry kwadratowe powierzchni, składa się z trzech dwudziestometrowych pokojów, kuchnia ma szesnaście metrów. Jest i służbówka - ma trzy metry kwadratowe powierzchni. Nikogo to nie oburza. Postęp polega na tym, że służąca ma swój kąt.
Co się dzieje, gdy służąca Anna Kaźmierczak opuszcza mieszkanie swojej matki Apolonii w Poznaniu w październiku 1895 roku? Wiadomo, że ma wtedy dziewiętnaście lat, jest katoliczką i od długiego już czasu wędruje w poszukiwaniu służby. Tym razem wyrusza do Arcugowa, w gminie Niechanowo, piętnaście kilometrów na południowy wschód od Gniezna. Znajduje tam posadę w dworze należącym do Rzewuskich.
Już po roku wraca do matki. Jest w ciąży.
Jej powrót do Poznania zostaje odnotowany w karcie meldunkowej pod datą 17 października 1896 roku. Z tego samego dnia pochodzi akt urodzenia jej syna – Ludwika, który jak każde dziecko nieślubne dostaje nazwisko matki. (...)
Ludwik Kaźmierczak podczas I wojny światowej zostaje powołany na front, a tuż po jej zakończeniu wyjeżdża do Berlina. Jest policjantem, żeni się, a w 1930 roku zmienia nazwisko na wygodniejsze do wymówienia – Kasner.
Jego jedyny syn, Horst Kasner, zostanie pastorem, a wnuczka Angela – kanclerzem Niemiec. I choć jej panieńskie nazwisko brzmiało Kasner, gdy opowiadała Donaldowi Tuskowi o swoich polskich korzeniach, zapytała: „Jak się wymawia Kaźmierczak?”. Czyli nazwisko prababci, poznańskiej służącej, od której wszystko się zaczęło.
Czasopismo zytek „Przyjaciel Sług” (zwłaszcza późniejsze edycje pod nazwą „Głos Dziewcząt Polskich”) to przede wszystkim narzędzie agitacji i propagandy. W niewielkim stopniu interesuje się socjalnymi problemami służących, tematy artykułów dotyczą przede wszystkim zagadnień moralnych. Od czasu do czasu redaktorzy udają się także na front walki ideologicznej: straszą bolszewikami, socjalistami i Żydami i wzywają dziewczyny do obrony Kościoła katolickiego przed „tymi bezbożnikami”. (...)
Przestrzegają też przed sztuką i literaturą. Przed wszystkim, co może mącić w głowie; co może pokazać, że jest inny świat; co wzbudziłoby tęsknotę dziewcząt za sprawiedliwością; co mogłoby obudzić ich gniew, a przede wszystkim odsunąć je od Kościoła.
"Czytanie wielu romansów i powieści nawet niezupełnie złych w następstwie jest zawsze szkodliwem, bo zapala wyobraźnię urojonymi obrazami, więc nieprawdziwymi, i daje pojęcie całkiem fałszywe o życiu. Książki tego rodzaju sprawią, że będziesz niezadowoloną ze skromnych stosunków, w których żyjesz, a obudzą pragnienia, które cię unieszczęśliwią, bo nigdy spełnione być nie mogą. Co więcej zbyteczne czytanie uczyni cię niezdolną osiągnąć szczęście domowe. Taka książka, którą co chwilę do ręki bierzemy z chęcią przeczytania jak najprędzej do końca, jest największą przeszkodą do sumiennego wypełnienia codziennych obowiązków i zaporą domowego zadowolenia".
Choć żyjemy dzisiaj w epoce kapitalistycznej, instytucja służby domowej z epoką tą nic wspólnego nie ma. Stanowi ona dziś tylko przeżytek strasznych czasów niewolnictwa i poddaństwa. Kto o tym wątpi, niech porówna zależność służącej z zależnością każdej innej robotnicy. Niech sobie uprzytomni, czy w jakimkolwiek zajęciu poza służbą domową jest się zmuszanym mieszkać i żyć przy pracodawcy i wychodzić z domu jedynie za jego specjalnym pozwoleniem. Niech przypomni sobie, czy gdziekolwiek poza służbą wzbronione być może pracownikowi przyjmowanie krewnych lub znajomych nawet w godzinach na odpoczynek przeznaczonych. Przeżytki społeczne tkwią nie tylko w formach przestarzałych - tkwią one jeszcze silnie w duszach ludzkich.
Nie tylko ankieta, ale język kwestionariusza i styl, w jaki zwracały się społecznice do pogardzanej powszechnie grupy pracownic, były ewenementem, bo jak pisała publicystka „Ogniwa”: „Wzięły się do tego kobiety, które same pracują na chleb, i zwróciły się nie jak panie do sług, ale jak pracownice do pracownic”. Dlatego w pytaniach do służących użyto niecodziennej formy „pani”: „Czy pani sypia w kuchni? Czy ma pani wychodne?”. „Pani” do Maryśki, tego jeszcze nie było!
Władysław Rabski, publicysta „Tygodnika Ilustrowanego”, ma niezły ubaw i postanawia napisać na ten temat felieton, ponieważ razi go ta forma „niedostosowana do poziomu umysłowego służących” i podejrzewa, że „Kasia, wyczytawszy, że do niej mówią pani, zatrzęsie się ze śmiechu i wyrzuci kwestionariusz do śmieci”. Leon Belmont, eseista i tłumacz w „Ogniwie”, daje odpór Rabskiemu:
„Pani” do służącej, ale niechże pan Rabski uda się na majówkę na Bielany, gdzie zbiera się nasz lud, albo niech zajrzy na balik, wyprawiony przez służbę z powodu jakiejś Kasi. Usłyszy, że służba mianuje się nader często imieniem „Pani!”. Jest to zwrot mowy, który mocą przykładu z góry przechodzi z pokoju bawialnego do kuchni, z salonu na podwórko. Nie wszystkie Marysie i Kasie zatrzęsą się ze strachu lub zakołyszą ze śmiechu. Niektóre poczują, że zwracają się do nich nie po pańsku, nie z rozkazem, lecz przyjaźnie, z szacunkiem dla godności ludzkiej.
Kiedy więc poeta i felietonista Antoni Słonimski w 1935 roku popłynął Batorym do Ameryki, był zszokowany, że jego kuzyn Nicolas Slonimsky z żoną jedli kolację w salonie przy jednym stole ze służącą. Antoni ze zdumieniem opisał tę sytuację w korespondencji dla „Wiadomości Literackich”. Taki obrazek będzie w Polsce do 1945 roku niespotykany.
Służąca je zawsze w kuchni. Sama.
Żyli z tego, co posyłałam ja lub siostra z Radomia. Było to za dużo, by umrzeć i za mało, by żyć.