cytaty z książki "Żołnierka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Umierający starzec jest jak płonąca biblioteka (przysłowie afrykańskie).
Jazda, marsz do miasta. Patrz, jak piękne są tu kamienie! Czy serce nie bije ci mocniej, kiedy tylko słyszysz tę nazwę? Jerozolima! (…) Nauczysz się znać to miasto i będziesz je kochała tak jak ci wszyscy, co je kochali przed tobą – namiętnie. (…)
Idę w górę ulicą Ben Jehuda, potem skręcam w lewo w ulicę King George, która schodzi do młyna Montefiori. Wiem, że stamtąd roztacza się najpiękniejszy widok na mury obronne Starego Miasta. W Jerozolimie wciąż się wchodzi i schodzi, miasto stoi na tysiącu wzgórz. Kto jest w dole, może tylko wchodzić, kto jest na górze, może tylko zejść, jest to lekcja nadziei i pokory, przyswajana przez nogi.
Być dorosłą to może właśnie to:przywyknąć do przyjmowania życia takim jakie jest,do rozstawania się z miejscami z ludzmi,rozpoczynania innego życia,gdzie indziej.
Większość jego [Tel Awiwu] dzielnic jest okropnie brzydka, domom z lat trzydziestych pozwolono się starzeć bez choćby odrobiny makijażu, a tuż obok nich pobudowano nowe gmachy, żeby było nowocześniej i coraz bardziej high-tech.
Brzydkie miasto, tak, ale miasto, które żyje bardzo szybko, jakby jutro znaczyło tyle co „nigdy”, jakby wszystko miało umrzeć za kilka godzin i trzeba było przed wielkim skokiem ostatni raz zatańczyć, wypić ostatni kieliszek, upić się miłością, muzyką, alkoholem.
Tel Awiw, największe miasto Izraela, chce zapomnieć, że znajduje się w Izraelu, o kilka kilometrów od terytoriów palestyńskich. Tel Awiw wierzy w morze, w kawiarnie, w dyskoteki, tak jak Jerozolima wierzy w Boga.
Oba miasta zresztą nie lubią się i prowadzą ze sobą nienazwaną wojnę od roku 1926, daty narodzin Tel Awiwu, którym Jerozolima pogardza z wysokości swoich trzech tysięcy lat. Stary dowcip mówi: ‘Jakie miejsce mieszkaniec Tel Awiwu woli od Jerozolimy? Odpowiedź: drogę do Tel Awiwu’. I vice versa.
Wolność to szaleństwo pozwalające mówić ludziom wszystko,co się o nich myśli,niewiele ryzykując.
A ja pokochałam oba miasta [Jerozolimę i Tel Awiw]. Nie mam nigdy dość kamieni Jerozolimy, światła, które nad nią wybucha, zapachów, twarzy, religii – żydowskiej, chrześcijańskiej, muzułmańskiej – które nadały kształt jej ulicom. Lubię przechadzać się po arabskim suku Starego Miasta, pić kawę po turecku, gęstą i gorzką, podaną w szklance, albo jeść na śniadanie arabski chleb z sezamem lub tymiankiem. Zafascynowana przyglądam się pobożnym Żydom pod Zachodnim Murem, szczątkiem świątyni zniszczonej dwa tysiące lat temu przez Rzymian, po francusku błędnie nazywanym Ścianą Płaczu. Bo ci, co kiwają się tutaj zatopieni w modlitwie, wcale nie płaczą. Mają oszołomione oczy, jakby widzieli coś, czego ja nie widzę – Boga? – i zwracali się do niego na ‘Ty’, prosząc, by wtrącił się w sprawy oszalałego świata.
Jerozolimę można opisywać na tysiąc sposobów, ale kochać można ją tylko w jeden, tak jak ja: chodząc bez przerwy, od części arabskiej do części żydowskiej, od dzielnicy ormiańskiej do dzielnicy chrześcijańskiej, od murów Starego Miasta do kawiarni nowego miasta.
Ale potrzebuję też Tel Awiwu, żeby oddychać w nim powietrzem tych, co mają dwadzieścia lat i chcą, żeby świat był podobny do nich: wolny, szalony, przechodzący od radości do smutku, od beztroski do powagi, żeby potem bardziej kochać radość.