cytaty z książki "Bieguni"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Gdyby można było spojrzeć na świat bez żadnej ochrony, uczciwie i odważnie - pękłyby nam serca.
Świata jest za dużo, lepiej więc skupić się na szczególe, nie na całości.
(...) Słyszałem bowiem, że nic tak nie leczy melancholii, jak oglądanie map.
Nieważne , gdzie jestem“, wszystko jedno, gdzie jestem. Jestem.
(…) Mój zespół objawów polega na tym, że pociąga mnie wszystko, co popsute, niedoskonałe, ułomne, pęknięte. Interesują mnie formy byle jakie, pomyłki w dziele stworzenia, ślepe zaułki. To, co miało się rozwinąć, ale z jakichś względów pozostało niedorozwinięte; albo wręcz przeciwnie – przerosło plan. Wszystko, co odstaje od normy, co jest za małe albo za duże, wybujałe lub niepełne, monstrualne i odrażające. Formy, które nie pilnują symetrii, które się multiplikują, przyrastają po bokach, pączkują, lub przeciwnie, redukują wielość do jedności. Nie interesują mnie wydarzenia powtarzalne, te, nad którymi z uwagą pochyla się statystyka, te, które wszyscy celebrują z zadowolonym, familiarnym uśmiechem na twarzach. Moja wrażliwość jest teratologiczna, monstrofilalna. Mam nieustanne i męczące przekonanie, że właśnie tutaj prawdziwy byt przebija się na powierzchnię i ujawnia swoją naturę. Nagłe, przypadkowe odsłonięcie. Wstydliwe “ups”, rąbek bielizny spod starannie uplisowanej spódnicy. Metalowy, ohydny szkielet wyłazi nagle spod aksamitnego obicia; erupcja sprężyny z pluszowego fotela, która bezwstydnie demaskuje iluzję wszelkiej miękkości.
(…) zdałam sobie sprawę, że – mimo wszelkich niebezpieczeństw – zawsze lepsze będzie to, co jest w ruchu, niż to, co w spoczynku; że szlachetniejsza będzie zmiana niż stałość; że znieruchomiałe musi ulec rozpadowi, degeneracji i obrócić się w perzynę, ruchome zaś – będzie trwało nawet wiecznie.
Samolot Irkuck-Moskwa. Startuje z Irkucka o 8.00 rano i dolatuje do Moskwy o tej samej godzinie - ósmej rano tego samego dnia. Akurat jest to moment, gdy wschodzi słońce, więc leci się cały czas o świcie. Trwa się w jednej chwili, w wielkim, spokojnym, rozległym jak Syberia Teraz.
Prawdziwy Bóg jest zwierzęciem. Jest w zwierzętach tak blisko, że aż go nie dostrzegamy. Codziennie się za nas poświęca, wielokrotnie umiera, karmi nas swoim ciałem, odziewa w swoją skórę, pozwala na sobie testować lekarstwa, żebyśmy mogli żyć dłużej i lepiej. Tak okazuje nam przywiązanie, obdarza nas przyjaźnią i miłością.
Często marzyłam, żeby patrzeć, sama nie będąc widzianą. Podglądać. Być obserwatorem idealnym. (…) Stać z boku. Widzi się tylko świat we fragmentach, innego nie będzie. Są momenty, okruchy, chwilowe konfiguracje, które raz zaistniawszy, rozpadają się na części. Życie? Niczego takiego nie ma; widzę linie, płaszczyzny i bryły, i ich przemiany w czasie. Czas zaś wydaje się prostym narzędziem do mierzenia drobnych zmian, szkolną linijką z uproszczoną podziałką – to zaledwie trzy punkty: było, jest i będzie.
Nie znać nikogo i nie być przez nikogo rozpoznanym. Wyjść z własnego życia, a potem bezpiecznie wrócić.
To, co mnie rani, wymazuję ze swoich map. Miejsca, w których się potknęłam, upadłam, w których mnie uderzono, dotknięto do żywego, gdzie zabolało, przestały na niej istnieć.
W ten sposób wymazałam kilka dużych miast i jedną prowincję.
Kto się zatrzyma – skamienieje, kto przystanie, zostanie przyszpilony jak owad, jego serce przebije drewniana igła, jego ręce i stopy będą przedziurawione i przybite do progu i powały. (…)
Ruszaj się, ruszaj. Błogosławiony, który idzie.
Mówić, łapać ludzi za rękaw, kazać im siadać naprzeciwko i słuchać.
Potem samemu zamieniać się w słuchacza./.../
Używać do tego wszystkich możliwych środków,
metafor, parabol, zająknięć,
nie dokończonych zdań, nie zważać, że zdanie urwie się w połowie, jakby za czasownikiem otworzyła się nagle przepaść.
Nie zostawiać żadnych nie wyjaśnionych, nie opowiedzianych sytuacji, żadnych zamkniętych drzwi; wyważać je kopniakiem przekleństwa, nawet te, które prowadzą do żenujących i wstydliwych korytarzy, o których wolałoby się zapomnieć.
Nie wstydzić się żadnego upadku, żadnego grzechu.
Grzech opowiedziany zostaje odpuszczony.
Opowiedziane życie - zbawione./.../
Ten, kto nie nauczył się mówić, zostanie na zawsze uwięziony w pułapce.
Opisać Boga i jego intencje to tak, jakby ryba próbowała opisać wodę, w której pływa.
(…) I jaki to łut szczęścia, że taka książka trafia w takim miejscu i na takiego człowieka. Jest to zjawisko znane psychologom podróżnym pod nazwą synchroniczności, dowód na sensowność świata. Dowód na to, że w tym pięknym chaosie rozpościerają się we wszystkich kierunkach nitki znaczeń, sieci dziwnej logiki, a – jeżeli kto wierzy w Boga – są to pokrętne ślady linii papilarnych jego palca.
W nocy nad światem wschodzi piekło. (…) bezlitośnie wyciąga ze snu. Czasami podsuwa niepokojące obrazy, straszne albo szydercze, na przykład obciętą głowę, ukochane ciało we krwi, ludzkie kości w popiele (…) Ale najczęściej budzi bez żadnych ceregieli – oczy otwierają się na ciemność, teraz zacznie się potok myśli; wzrok, który celuje w czarne nic, jest ich awangardą. Nocny mózg to Penelopa, która w nocy pruje starannie utkany za dnia dywan sensów. Czasem jest to jedna nitka, czasem więcej; skomplikowany wzór rozkłada się na czynniki pierwsze – wątek i osnowę; wątek odpada, zostają proste równoległe linie, kod kreskowy świata.
Noc przywraca światu jego naturalny, pierwotny wygląd, nic nie fantazjuje; dzień to ekstrawagancja, światło - to tylko drobny wyjątek, niedopatrzenie, zaburzenie porządku. Świat naprawdę jest ciemny, prawie czarny. Nieruchomy i zimny.
Widzi kruchość ramion, delikatność powiek, niestałą linię warg, którą łatwo wykrzywia grymas, widzi, jak słabe są nogi - nie doniosą do żadnego celu. Widzi serca, jak uderzają miarowo, jedne szybciej, drugie wolniej, zwykły mechaniczny ruch, torebki płuc przypominają brudne reklamówki, słyszy szelest oddechów. Ubrania stały się przezroczyste, więc ogląda zaślubiny z entropią. Biedne, brzydkie nasze ciała, materia przeznaczona bez wyjątku na przemiał.
Człowiek bowiem stoi w samym centrum stworzenia i nasz świat jest światem ludzkim, nie boskim ani czyimkolwiek.
Kiwaj się, ruszaj się, ruszaj. Tylko tak mu umkniesz. Ten, kto rządzi światem, nie ma władzy nad ruchem i wie, że nasze ciało w ruchu jest święte, tylko wtedy mu uciekasz, kiedy się poruszasz. On zaś sprawuje rządy nad tym, co nieruchome i zmartwiałe, nad tym, co bezwolne i bezwładne. (...) To dlatego tyrani wszelkiej maści, piekielni słudzy, mają we krwi nienawiść do nomadów – to dlatego prześladują Cyganów i Żydów, to dlatego przymusowo osiedlają wszystkich wolnych ludzi, naznaczają adresem, który dla nas jest wyrokiem. Chodzi im o zbudowanie zastygłego porządku, o uczynienie upływu czasu pozornym. O to, żeby dni stały się powtarzalne i nie do odróżnienia, o zbudowanie wielkiej machiny, w której każde stworzenie będzie musiało zająć swoje miejsce i wykonywać pozorne ruchy. (...) Ruszaj się, ruszaj. Błogosławiony, który idzie.
W środku i na zewnątrz, do siebie i do innych, opowiadać każdą sytuację, nazywać każdy stan; szukać słów, przymierzać je, ten bucik, który zmienia cudownie kopciuszka w królewnę. Przesuwać słowa jak żetony, którymi obstawia się numery w ruletce. Może tym razem się uda? Może się wygra?
Mówić, łapać ludzi za rękaw, kazać im siadać naprzeciwko i słuchać. Potem samemu zamieniać się w słuchacza dla ich “mówić, mówić”. Czy nie powiedziano: Mówię, więc jestem? Mówi się, a więc się jest?
Używać do tego wszystkich możliwych środków, metafor, parabol, zająknięć, nie dokończonych zdań, nie zważać, że zdanie urwie się w połowie, jakby za czasownikiem otworzyła się nagle przepaść.
Nie zostawiać żadnych nie wyjaśnionych, nie opowiedzianych sytuacji, żadnych zamkniętych drzwi; wyważać je kopniakiem przekleństwa, nawet te, które prowadzą do żenujących i wstydliwych korytarzy, o których wolałoby się zapomnieć. Nie wstydzić się żadnego upadku, żadnego grzechu. Grzech opowiedziany zostaje odpuszczony. Opowiedziane życie – zbawione. Czy nie tego uczą nas święci Zygmunt, Karol i Jakub? Ten, kto nie nauczył się mówić, zostanie na zawsze uwięziony w pułapce.
Przechodził go dreszcz, gdy patrzył na ludzkie płody, i nie mógł oderwać od nich wzroku, tak fascynujący to był widok. I dramatyczne, pełne marzeń aranżacje z ludzkich kości".
Kobieta o mocnych udach jest jak dziadek do orzechów - myśli doktor Blau - wejście pomiędzy nie grozi roztrzaskaniem. Wejście pomiędzy nie jest rozbrajaniem bomby. To go podnieca. Sam jest drobny i chudy. Ryzykuje życie.
(…) Pojawią się dodatkowe zmysły: wyczuwanie braku, smak nieobecności, umiejętność szczególnej prekognicji. Wiedzieć, co się nie wydarzy. Mieć nosa do tego, co nie istnieje.
Poznawanie warstwami; każda warstwa tylko z grubsza przypomina następną czy poprzednią; zwykle jest wariacją, zmodyfikowaną wersją, każda dokłada się do porządku całości, choć nie można tego dostrzec, gdy rozpatruje się je osobno, bez odniesienia do całości.
Każdy plaster jest częścią całości, ale rządzi się swoimi prawami.