cytaty z książki "Zniewolony umysł"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Głupota, to jest niezdolność zrozumienia mechanizmów wydarzeń, może być przyczyną olbrzymich cierpień, jakie człowiek zadaje bliźnim. W tym sensie dowódcy polscy, którzy wydali rozkaz rozpoczęcia powstania warszawskiego w roku 1944, są winni głupoty, a ich wina ma charakter indywidualny. Inna jednak wina indywidualna ciąży na dowództwie Armii Czerwonej, która nie przyszła powstaniu z pomocą – nie z głupoty, przeciwnie, z pełnego zrozumienia "procesów historycznych" (to jest po prostu z właściwej oceny siły).
Przykładem winy przez głupotę jest stosunek różnych społeczeństw do tych myślicieli, pisarzy i artystów, którzy sięgali wzrokiem w przyszłość i których dzieła były mało zrozumiałe dla ich współczesnych. Krytyk odmawiający wszelkiej wartości takim dziełom mógł działać w dobrej wierze, ale przez swoją głupotę wtrącał w nędzę czy narażał na prześladowanie ludzi bez porównania bardziej od siebie wartościowych.
Zapomnienie okrywa zwyciężonych i ktoś, kto by zbyt pilnie wczytywał się w rejestr minionych zbrodni, a co gorsza te zbrodnie wyobraził sobie w ich szczegółach, osiwiałby ze zgrozy albo stał się zupełnie obojętny. Że obszar nazywany Prusami Wschodnimi był kiedyś zamieszkały przez naród Prusów, których spotkał z ręki mówiących po niemiecku czcicieli Jezusa taki sam los, jaki spotkał Karaibów – znane jest historykom, ale w słowach historyków nie ma rozpaczy matek i cierpień dzieci, co jest być może słuszne. Cywilizacja używająca przydomka chrześcijańskiej zbudowana została na krwi niewinnych. Szlachetne oburzenie na tych, co dzisiaj próbują stworzyć inną cywilizację, posługując się podobnymi środkami, nie jest pozbawione faryzeizmu.
Lepiej jest czasem jąkać się z nadmiaru wzruszeń niż mówić okrągłymi zdaniami.
,, Nie jestem zwolennikiem zbyt subiektywnej sztuki. (...) Doświadczenia lat wojny nauczyły mnie, że nie należy brać do ręki pióra po to tylko, żeby innym komunikować swoją rozpacz i swoje wewnętrzne rozbicie - bo jest to towar tani, na którego wyprodukowanie trzeba za mało wysiłku, aby wykonując podobną czynność czuć do siebie szacunek; ktokolwiek widział milionowe miasto obrócone w proszek, kilometry ulic, na których nie zachował się żaden ślad życia, nawet kot, nawet pies bezdomny - ten z ironią przypomina sobie opis wielkomiejskiego piekła u współczesnych poetów - w rzeczywistości piekła ich duszy. Prawdziwa ,,ziemia jałowa" jest o wiele straszniejsza od wyimaginowanej. Nikt, kto nie przebywał wśród okropności wojny i terroru, nie wie, jak silny jest u świadka i uczestnika protest wobec siebie samego - wobec własnych zaniedbań i własnego egoizmu".
Fakt, że tak myślę, wynika z tego, że ostatnie dwa tysiące lat widziały nie tylko zbirów, konkwistadorów i oprawców, ale że żyli i działali ludzie, dla których zło było złem i jako takie musiało być nazwane. Masowe rzezie, terror rewolucji, obłęd złota, nędza klas pracujących – tak, ale kto wie, do jakich te klęski doszłyby rozmiarów, gdyby każdy uważał, że wypada milczeć i akceptować. Mnie się zdaje, że nie chcąc akceptować bronię lepiej owoców jutra niż mój przyjaciel, który akceptuje. Biorę na siebie ryzyko błędu i płacę. Gdybym nie godził się na to ryzyko, zamiast tego, co piszę, pisałbym teraz odę ku czci Generalissimusa.
Mój przyjaciel lubił mnie, bo widział we mnie wielki wstręt do burżuazji, to jest do mentalności tępej i zamglonej, dla której nie istnieją ostre obrazy zjawisk ujmowanych w ruchu. Nie mylił się, przypisując mi wewnętrzny płomień, który przez całe moje życie był przyczyną moich cierpień. Zawsze tęskniłem do człowieka, który by był twardy, jasny i czysty, a patrząc na człowieka, jakim jest, odwracałem oczy ze wstydem i odwracałem ze wstydem oczy od siebie, bo byłem do niego podobny. Cała moja poezja była odrzucaniem, pogardą dla siebie i innych za to, że cieszą się tym, co jest niegodne kochania, boleją nad tym, co jest niegodne bólu. Czyż więc nie należałem przez to samo do nowych budowniczych świata, którzy mają wizję człowieka o nadczłowieczej czystości? Byłem na pewno "dobrym poganinem", bo moja zaciekłość była zaciekłością bolszewików. Wszędzie poza krajami, które realizują nowego człowieka, musiałem poczuć się bezdomny.
Czym jest Ketman? Opis jego znalazłem w książce Gobineau Religions et Philosophies dans l'Asie Centrale. […] "Ketman napełnia dumą tego, kto go praktykuje. Wierzący dzięki temu osiąga stan trwałej wyższości nad tym, którego oszukał, chociażby ten ostatni był ministrem czy potężnym królem; dla człowieka, który stosuje wobec niego Ketman, jest on przede wszystkim biednym ślepcem; został pozbawiony dostępu do jedynie prawdziwej drogi i nawet tego nie podejrzewa; natomiast ty, obdarty i przymierający głodem, z pozoru drżący u stóp zręcznie zmylonej potęgi, masz oczy pełne światła; kroczysz w blasku przed twymi nieprzyjaciółmi. Szydzisz z nieinteligentnej istoty; rozbrajasz niebezpieczną bestię. Ileż uciech jednocześnie!".
Wsie, których mieszkańcy uciekli, zostali zabici albo wywiezieni, stały puste i obrabowane, wiatr gwizdał w wybitych oknach i wyważonych drzwiach. […] "Litwa to budiet, no Litowców nie budiet" – powiedział w roku 1964 w rozmowie dygnitarz Centrum.
Światek krajów bałtyckich był to światek znany z wiejskich obrazów Breughla. Ręce ściskające szklanice, roześmiane czerwone gęby, niedźwiedzia ociężała dobroduszność, cnoty chłopskie: pracowitość, gospodarność, zapobiegliwość, i grzechy chłopskie: chciwość, skąpstwo, ciągła troska o przyszłość.
Chrześcijanie twierdzą, że nie należy nikogo krzywdzić, bo każdy człowiek jest cenny, ale wygłosiwszy tak piękną opinię nie kiwną już palcem, żeby mu pomóc. Nie tylko nie obchodzi ich los Bałtów, ale są obojętni na inne rodzaje zniszczenia niż obławy i przymusowe wysyłki. Na przykład śmierć duchową szerokich mas, w dzień ciężko pracujących, wieczorem skazanych na truciznę kina i telewizji, uważają za rzecz całkiem normalną.
Zamilczmy, nie umiejąc zapomnieć o zbrodniach minionych, o setkach tysięcy deportowanych Polaków w latach 1940-1941, o tych, których zastrzelono czy zatopiono w barkach na Oceanie Lodowatym. Trzeba uczyć się wybaczać. Idzie mi o zbrodnie, które są i które będą. I zawsze w imię nowego, wspaniałego człowieka, i zawsze wśród dźwięku orkiestr, wśród pieśni, krzyku megafonów i deklamacji optymistycznych poematów.
Teraz jestem bezdomny. Słuszna kara. Ale może urodziłem się po to, żeby przez moje usta przemówili "niewolnicy na wieczność"? Dlaczegóż bym miał siebie zanadto oszczędzać i po to, aby znaleźć się w antologiach klasyków polskiego wiersza, wydawanych przez państwowy dom wydawniczy, wyrzekać się tego, co jest być może jedynym powołaniem poety?
Zdaniem ludzi na muzułmańskim Wschodzie, "posiadacz prawdy nie powinien wystawiać swojej osoby, swego majątku i swego poważania na zaślepienie, szaleństwo i złośliwość tych, których Bogu spodobało się wprowadzić w błąd i utrzymać w błędzie". Należy więc milczeć o swoich prawdziwych przekonaniach, jeżeli to możliwe.
Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma się co szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co by powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak. - Stary Żyd z Podkarpacia.
[..] dawał wyraz przekonaniu, że religia, filozofia i sztuka dożywają ostatnich swoich dni, że jednak bez nich życie nie jest nic warte.
To, co może być powiedziane, bywa o wiele mniej interesujące niż emocjonalna magia obrony własnego sanktuarium. Zdaje się, że dla większości ludzi konieczność życia w ciągłym napięciu i czujności jest torturą, ale wielu intelektualistom sprawia to równocześnie masochistyczną przyjemność.
Obyczaj cywilizacji jest kruchy. Wystarczy nagłej zmiany warunków, a ludzkość wraca do stanu pierwotnej dzikości. Ileż złudzeń jest w myśleniu szanowanych obywateli, którzy krocząc po ulicach angielskich czy amerykańskich miast uważają siebie za istoty pełne cnoty i dobroci. Czy jednak, gdyby ich zamknąć w Oświecimiu, nie zmieniliby się jak inni w zwierzęta? Niebezpiecznie jest wystawiać człowieka na zbyt trudne dla niego próby. Nie zachowa się wtedy dla niego szacunku.
Kto naprawdę tworzy, jest sam. A kiedy uda mu się stworzyć, pojawia się wielu naśladowców i zwolenników, okazuje się też, że dzieło potwierdza jakąś "falę historyczną". Nie ma innej drogi dla człowieka, niż zaufać wewnętrznemu nakazowi i rzucić wszystko na szalę po to, żeby wyrażać to, co wydaje mu się prawdą. Ten nakaz wewnętrzny jest absurdem, jeżeli nie jest wsparty o wiarę w porządek wartości, który istnieje poza zmiennością spraw ludzkich, to jest o wiarę metafizyczną.
Czy konformizm tego rodzaju sprzyja poważnej artystycznej pracy? Wyrażając się łagodnie – jest to wątpliwe. Rzeźby Michała Anioła są dokonanym czynem, który trwa. Był moment, kiedy nie istniały. Pomiędzy ich nieistnieniem i istnieniem znajduje się akt twórczy, który jest niemożliwy do pojęcia jako uleganie "fali historycznej"; gdyż aktowi twórczemu towarzyszy poczucie wolności, a to z kolei rodzi się z przezwyciężania oporu, który przedstawia się jako opór absolutny.
Moja relacja o krajach bałtyckich nie jest zaczerpnięta z książek czy pism. Pierwsze światło, jakie widziałem w życiu, pierwszy zapach ziemi, pierwsze drzewo – były światłem, zapachem i drzewem tamtych okolic, bo urodziłem się tam, w mówiącej po polsku rodzinie, nad brzegiem rzeki o litewskiej nazwie. Wydarzenia te są dla mnie tak żywe, jak żywe jest tylko to, co czyta się z twarzy i oczu dobrze znanych nam ludzi.