cytaty z książek autora "Lech Galicki"
A Pani śpi (Lech Galicki)
A pani śpi w swym świecie
Nie rozumiem o co pani chodzi
względem mojej osoby
natychmiast zainteresowałem się
gdy usłyszałem pani głos
powiem droga pani ABC.
przeszyła zmysły moje - intelekt, talent
i domyślna pani uroda,
bo cóż to tylko zdjęcie, zapowiedz pogody pięknej lub burzy
inna jest Pani każdego dnia, a nie wiem jak to jest w nocy,
nie znam, tylko wiem jak z reklamowej broszury,
a przeczucie mówi mi, że to może być wielka przygoda
w końcu gdy pozostanę w niewiedzy zmarnowana się ostanie
a mogło to być wielkie rozmiłowanie, a nie będzie
tak to też z końcem świata jest
Apokalipsa wpisana w nasz los
nikt nie wie czy już jest, a będzie
a pani śpi w swej poetyczności
różnorodności nastrojów
także pysze
I do not understand - mówi Pani
to teraz bardzo modny trend
Wobec tego z romantyczności relacji
naszej nic nie będzie
The End?
Lech Galicki
Koncert do końca świata
W obłokach skłębionych i tajemnie lazurowych
potraciliśmy głowy a płynący z nieba
śpiew
przenika dusze
ja tu ty tam
chór przeczystą salwą tyraliery wiecznych istnień głosów jak grzmot wśród wichrów uderza
zaś astralne ciało nuci śpiewkę ziemskiego przemijania
ja ją słyszę Dyrygencie Przedwieczny, dysonans ów być musi i cóż z tego że pragnienia pieszczot wiosennie szczebiocą a za chwilę odejdą kwiląc w chłód zimowy…
Słyszę…
…I wbrew wszystkiemu co ostateczne
struna złocista uderza wszechmocą z wysokości
gnają w huraganie namiętnym nuty za nutą do zwieńczenia durowym gromem i błyskawicą w mol.
Śpiewam pod twym balkonem Julio namiętna w mej narracji i pozie.
Czaruję słowami poezji natchnionej Iluminacją gwiazd.
Tu ja zaś ty tam
linia powłóczysta namiętności wzburzeniem tryska i kreśli spektrum zadurzenia
od ciszy do krzyku
chór skrzydlatych postaci
gigantów rzeźby dłuta genialnego Ducha
ożywia serca.
Zakochałem się w nutach
dziw to wielki i wspaniały i nieskończony.
Jakże ma być inaczej w zamyśleniu
gdy nasze serca drżą
jak muzyka
ach, jak symfonia ulotna i lotna natchnienie to jest.
Stan nagły i niespodziewany… Boże!
To Wszechogarniające Wszystko!
Tyś Stwórca. Tyś Przedwieczny.
I już nie jest ważne co stanowi Ono.
Tylko w brzmieniu taktów Tajemnego Concertissimo człek zlękniony w swojej wolnej woli trwa.
Zaś w zmysłach zadanych nam przez Ciebie Panie i nasz Boże
ab ovo ad mala złota Sensu struna gra.
Kim jesteś? (Lech Galicki)
Quis es tu pulchra arcanum est domina in via?
Kim jesteś?
Kiedyś słyszałem w przejściu labiryntu,
twój głos cichy i zdecydowany,
ucichłem w zamyśleniu,
tyś pani Odyseja owa w drodze do domu,
czy Nefretete tajemna, kamienna,
albo jak chciała ona: Neferneferuaton, a znaczy to -
- *Nadzwyczajna piękność Atona*,
brzemienna ciszą w chaosu trwaniu?
Pielęgnujesz prywatność w odważnym spojrzeniu,
zrywając gór opornych łańcuchy,
wichry uciszając, gdy płaczliwie wieją.
Oczy twe akweny,
a w nich czytam wiele,
cyt, jam człowiek zamknięty,
otwarty, gdy trzeba,
po ziemi chodzisz pewnie,
znasz przestrzeni zachwyty,
zanurzasz dłonie w chmurnych i niebieskich-
-tam marzenia wzlatują-
twoich sferach nieba.
Tajemnica snuje się,
wędruje linią zapatrzenia,
w cele, do których drogi prowadzą,
na mapach, co to Coś wypisują.
Jak receptę na życie.
Starczy diagnoz,
tyś i tak objawowa,
masz swoją przyczynę,
skoroś skutkiem miłości,
kto zna ciebie na wskroś,
ty sama,
baśń się tako plecie,
ciągle w drodze,
nieznana,
czarowna na tej ziemi,
na wszako zagadkowym
i przedziwnym tym świecie.
Lech Galicki
Testament Ducha
Wypełniło się życie moje, w zamyśleniu
jak sakwa nabrzmiała dniami i nocami,
od narodzenia mego, gdym przyjął i ujrzał, co dał Bóg,
cisza mnie obejmuje w swej całości i ciemność zmartwiała,
pędzą w gasnącym obrazów szlaku
minionych i słów powiedzianych,
ostrości świetlistej roje,
trzy kroki rytuału ujmą z mego ducha,
w bezczasu strefie wszelkie ziemiste nastroje,
i oto ja zapłakany
jestem wszystkim co już nie moje,
całkowicie, ostatecznie, na wieki wieków,
w pył oddany.
Co zostawiam za sobą
nie wiem,
zachwyty i żale bezgłośnie wybrzmiały,
jak noworodek,
ja nagi, bezsilny, w zdumieniu ostały.
Życie się me wypełniło,
co dałem, a co wyniosłem,
w wietrznym wieczności szumie,
wszystko inne i nowe,
drogi me proste i kręte były,
nie wrócę do nich na wiosnę,
azali tej tu nie ma,
tylko snują się pyłki majowe,
a je i tak wspomnienia
w kroplach dżdżu wyśniły.
Czy urodziły?
Wypełniłem com wypełnić miał,
a może to tylko nadziei zwoje,
przyjąłem i wziąłem, co Bóg dał,
zaś gdzie moje ja?
skarb jakże wielki,
utulam skoro jestem,
wszystko co mam, co dobre,
choćby cienia gestem.
O pamięć o mnie się upraszam,
choć nie wiem nawet sam ja przeszły,
łzami odejścia smutek zraszam,
by ziarna moich marzeń wzeszły.
Poezja z antologii * Pieśń Strzelista natchnienia i zamyślenia*, Lech Galicki, Progres Multimedia, 2019r.
Lech Galicki
Sza
Czemu trzymasz mnie tak mocno dźwięku
Lecę ponad ziemią opleciony kluczem wiolinowym
A powoli drży majestat mojej duszy
Czemu trzymasz mnie tak mocno siło wiatru
Azali ja jestem ty azali ja jestem ty
I słyszę ciebie
Dedury i demole podskakują na pięcioliniach
Rozedrganych jak szaleństwo
Płynę na grzbiecie fali niczym pływak wprawny
Kocham ciemne wody i głębie przeczyste
Załamują się grzbiety wzburzenia niewolniczo zgięte
Grzmoty biją to głośniej to ciszej a przenikliwie
Oto uderza piorun ostatni
Oto ja samotny
Oto ja struchlały
Oto ja markotny
I ja obolały
Nie jestem jeszcze gotowy
A już szukają dla mnie alei
Kopią dla mnie grób ziemisty
Ukryłem się
Za goździkami jak krew czerwonymi
I pachnącymi
Ukryłem się za wieńcem
I szarfami białymi
Skrzypki ciszy brzmią jak zaklęte świerszcze.
Sza.
Lech Galicki
Polskość jest zaszczytem dla mnie
Pamiętam mój Ojciec Władysław Galicki
Numer obozowy w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz – 123184
Patriota z krwi i kości wtedy, potem i zawsze
Opowiadał mi o egzekucji polskich więźniów
Którzy zostali skazani na karę śmierci przez powieszenie
Gdy wydano ich a kopali podkop aby wydostać się za druty przeniknięte prądem
Wyprowadzono biedaków wśród krzyków i poszturchiwań
Oni jakby zmartwiali nie z tego świata do królestwa drogą
Szli jeden za drugim wydawało się pogodzeni z losem
Jedyne co to miano ich zabić jednocześnie taka to ulga przez nadludzi dana była
Ojciec mój stał w tłumie ludzi numerów Polaków którzy mieli ten fakt zapamiętać rodaków wieszanie jako ostrzeżenie że zabronione jest im uciekać z katowni
Bo za polską nienormalność tam byli i będzie ona zniszczona zabita wypalona
Gdy wszyscy Polacy stali na stołach i pętle już im niemieccy oprawcy
Założyli na szyje jeden z nich zaczął krzyczeć iż teraz oni wszyscy zginą
Ale już niedługo już nadchodzi czas kary na morderców gdy zmiecie ich z tego świata kara straszna
Już kaci szybko zaczęli stołów przewracanie Polaków krnąbrnie polskich wieszanie a jeszcze ze ściśniętego gardła skazańca dobył się okrzyk: Jeszcze Polska nie zginęła… i zaraz napięły się liny na szubienicach
Wtedy Ojciec mój numer 123184 przejęty przyjął na siebie i innych:.. póki my żyjemy
A teraz gdy On już jest u Pana polskość jest zaszczytem dla mnie
I pamięć we mnie drogowskazem
A drogowskaz pamięcią
Do normalności
Teraz i zawsze i na wieki wieków
W imię Ojca
Amen.
Lech Galicki
…do Anioła Stróża
Aniele Boży, Stróżu mój,
Ty zawsze…
ach, usiądź proszę, boś zmęczony,
tak myślę Duchu niestrudzony
zwykle, po ludzku – ciężka Twa dola
stać, wciąż pilnować, prowadzić, wołać,
a dusza moja, z nią ciało moje,
tak często nie chcą pomocy Twojej,
potem znękany sumienia testem
modlę się: stój przy mnie, Ty mówisz: Jestem
rano, wieczorem, we dnie i w nocy
masz ostry dyżur – ku mej pomocy,
odpocznij, zaśnij, skrzydła swe złóż,
dzisiaj ja jestem, Twój człowiek – stróż,
lecz proszę, w śnie swym przy mnie stój,
Aniele Boży, Stróżu mój
Obraz ukryty
Ojcze nasz
Który jesteś w niebie
A my na Ziemi spoglądamy ku Tobie
Stworzeni na podobieństwo Twoje
Frapuje nas owa tajemnica niezmiernie
– Bo jakże tak? – pytamy
Czy boską posturę nam przydałeś?
Czy Twój profil szlachetny?
Przenikliwość oczu błękitnych, które widzą wszystko?
A może potęgę ciała przeogromną?
I mądrość niezmierzoną?
– Boże, jakże tak? – pytamy
Gdy niemoc nas ogarnia
Szukając zafrasowani w nas Twego obrazu
I opuszczamy głowy zawstydzeni
Widząc niedoskonałość pytań naszych
Gdy czujemy w serc opoce
Skrzące się gwiazdy
Wiary, Nadziei i Miłości
A to właśnie Ty Panie
Przeto my, tu na Ziemi spoglądamy ku Tobie.
Lech Galicki.
Dzień gorzkiego cukierka
Rozmawiałem przez telefon. Pilna i ważna rozmowa (...)
(...) I zobaczyłem. Syn mój stał na tapczanie wyprężony na baczność, a może jeszcze bardziej napięty, aż odchylił się do tyłu, machał swoimi rękoma czteroletniego dziecka, jak skrzydłami, oczy ogromne do nieprzytomności, wyrzucone z orbit w strasznego wysiłku stanie... Usiłował łapać powietrze...
(...) On, tak po dziecięcemu podskakiwał sobie na tapczanie delektując się cukierkową kulką. I hop, hop, hop... (...)
(...)Zostałem sam na sam z moim synkiem patrzącym na mnie wzrokiem zza gęstniejącej mgły. Słyszałem, słyszałem, jak krzyczy do mnie: tato pomóż, ratuj, boję się, a nie wydawał żadnego głosu i ruszał się coraz wolniej, jego ciało wiotczało. Cukierek kulisty, gdy synek mój na początku usiłował łapczywie chwytać powietrze, coraz to bardziej wciskał się w jego tchawicę... To wszystko szybko trwało. Czas biegł innym torem i potokiem niż normalnie. Tego nie można opisać ni opowiedzieć. Nie można! I rzeczy dzieją się ze świata tego i innych światów, czasoprzestrzeni, nie wiem jak to nazwać. Tam gdzie Bóg jest. Tu i tam.
(...) I przyszła taka chwila... Wiedziałem, że mogę się tylko z synem moim pożegnać. I protestowałem. Tak, krzyczałem w głębi duszy mojej: Boże, nie może on odejść, nie może tak się stać! Jednocześnie szeptałem w duszy do synka mojego słowa pożegnania, ale też prosiłem go, aby został, bo nie mogę bez niego żyć! I płakałem pewnie. I umierałem razem z nim. I już beznadzieja mnie całkowita ogarnęła. Przytulałem go. Wiem, że słyszałem jego głos. Inny. A słyszałem. Życia w nim nie czułem. Nic nie pamiętam. Zapadłem się w sobie. (...)
(...)Nagle ciało mojego synka poruszyło się. Głowa odchyliła się na bok. Z jego ust, łukiem jak pocisk wystrzelił cukierek kulisty... Nie wierzyłem. Chwila ciszy, która trwała wieczność. I najpierw cicho jak pisklę, a potem jak ludzie po narodzeniu płaczą i powietrze haustami chwytał, chwytał, chwytał. Marcin. Żył.(...).
Lech Galicki
Dlaczego wasz ból przeogromny mnie przenika?
Jak połączone naczynia z pokolenia na pokolenie,
My tu i tam, kiedyś, teraz, jutro, w koronie acz okowach obolałego człeka,
Królów i poddanych ich los i czas, ….który w ucisku trwania nie zwleka,
Stan nasz odwieczny, narodziny w krzyku i zgony
W ciszy strachu przed nieznanym a zapowiedzianym tam gdzie ziemskiego dobra a i zła naszego żywota zgromadzone plony,
A ból nie opuszcza ani na chwilę choćbyś była i był w swym rodzaju płci przydanym ty, stworzenie nieprzytomnością w malignie złożony. Wojny i pokoje, my żywi i martwi, choćby walki nasze z natury obronnymi wysiłkami w heroizmie były,
Zaś szlachetne intencje wolności zachowania nami przewodziły,
Nic to, barbarzyńca ból i gwałt zadawszy nade sprawiedliwość w pysze wywyższony,
Głębokie jak przepaść rany życia naszego i ciężkie z pojedynków szramy,
W bólu tęsknoty jam samotny, rycerz wolnej woli w pojedynku ze zniewoleniem na ciele poobijany, krwawiący i niezłomny,
Azali w bólu rodząc się na ziemię przychodzimy krwią zbroczeni,
Jeszcze królestwa nie z tej ziemi wspomnieniem natchnieni,
Że aż dreszcze duszę dotykają jak noc po dniu i dzień po nocy,
I tylko wiara los nasz przeciwności góry przenosi w swej mocy,
Dlatego ból przeogromny wszystkich nas turbuje,
Zaś życie w teatrze bytowania odwiecznym opowieść cierpką snuje.
Ocknienie
a kiedy
Kiedy się obudziłem,
ona moja dusza ocknęła się także choć nie spała,
i pierwsza myśl: czy istnieje wszystko co kocham,
jak to zliczyć w miłowaniu co jest, a czego nie ma,
ci co odeszli ze świata tego po nich są me łzy, są oni tam i tu,
a czy najmilsi nie odjechali, jakże by mogli, skoro najmilsi są,
a kobieta ta jedna, czy ich wiele, czy we mnie jest miłość do jednej?
zdaje się jest pragnienie tej jednej i w moich snach się spełnia tylko,
co jest wśród tego co kocham nie zliczę na liczydłach, bo to w serca pamięci,
co ważne, ważniejsze, najważniejsze, czy struny, czy skrzypce, czy talent grajka,
nie podnoszę powiek, być może mój świat nie jest policzalny, jak to co kocham.
Ach smutno mi nadzwyczajnie i łzy liczę, jedna, druga, sto,
A gdy śmieję się to radość w wielości uśmiechów policzalnej, jak się uprzeć,
I są takie stany zamiłowania w pięknie, które brzmią jak muzyka, zaś w niej mówią: nuty są,
lecz kto je liczy, gdy w szczęściu i miłości zanurzony, do zmęczenia,
i wtedy zasypiam i w śnie wędruję nie wiem gdzie,
a kiedy się budzę,
pytania różne
przychodzą
i dusza jest
co nie spała.
Lech Galicki
Ocknienie
a kiedy
Kiedy się obudziłem,
ona moja dusza ocknęła się także choć nie spała,
i pierwsza myśl: czy istnieje wszystko co kocham,
jak to zliczyć w miłowaniu co jest, a czego nie ma,
ci co odeszli ze świata tego po nich są me łzy, są oni tam i tu,
a czy najmilsi nie odjechali, jakże by mogli, skoro najmilsi są,
a kobieta ta jedna, czy ich wiele, czy we mnie jest miłość do jednej?
zdaje się jest pragnienie tej jednej i w moich snach się spełnia tylko,
co jest wśród tego co kocham nie zliczę na liczydłach, bo to w serca pamięci,
co ważne, ważniejsze, najważniejsze, czy struny, czy skrzypce, czy talent grajka,
nie podnoszę powiek, być może mój świat nie jest policzalny, jak to co kocham.
Ach smutno mi nadzwyczajnie i łzy liczę, jedna, druga, sto,
A gdy śmieję się to radość w wielości uśmiechów policzalnej, jak się uprzeć,
I są takie stany zamiłowania w pięknie, które brzmią jak muzyka, zaś w niej mówią: nuty są,
lecz kto je liczy, gdy w szczęściu i miłości zanurzony, do zmęczenia,
i wtedy zasypiam i w śnie wędruję nie wiem gdzie,
a kiedy się budzę,
pytania różne
przychodzą
i dusza jest
co nie spała.
Lech Galicki
Nie do ogarnięcia Ona
Kim jesteś nikt nie wie, nie posiądzie ciebie,
z teoretycznych zapisów ani też z obrazów,
ze znaków na ziemi astrologii wszak na niebie,
choćby poprzez tortury słowa strzęp ani razu.
Po co wszelkie zachody oraz liche pułapki,
nic to nie da zostaniesz nieuchwytną zagadką,
Pono pojawionaś kiedyś, jako datek do czapki,
mgłą inkrustowana, ojciec krzemień, skra matką.
I co mówić tu więcej, uwerturę grają,
tyś struną w altówce do smyczka napiętą,
milczysz choć twą kibić nokturny kochają,
zostaniesz ty jak zechcesz w jasyr sonat wziętą.
A odpowiesz w swej mowie soczystej dobitnie,
gdy już pytać będą, czarowną w ich chuci,
ja jestem tu, a tam ciało me kwitnie,
i rzekła i znikła, a wie każdy: nie wróci.
Zaś w bryzie od morza i od gór zamieci,
szalały migotki, połyskały słowa,
spojrzano w wir zdarzeń a tam do nich leci,
ta wielce wprost jasna jej w poszumie mowa.
Ona: Nie po to stworzono mnie z iskrą na języku,
żeby łatwo mnie było tak banalnie przełknąć,
urodziłam się ciężka , mam w sobie trochę z ostrza,
i trochę z jedwabiu ,trudno mnie zapomnieć,
i niełatwo ogarnąć najtęższym umysłem.
Kim jesteś? (Lech Galicki)
Quis es tu pulchra arcanum est domina in via?
Kim jesteś?
Kiedyś słyszałem w przejściu labiryntu,
twój głos cichy i zdecydowany,
ucichłem w zamyśleniu,
tyś pani Odyseja owa w drodze do domu,
czy Nefretete tajemna, kamienna,
albo jak chciała ona: Neferneferuaton, a znaczy to -
- *Nadzwyczajna piękność Atona*,
brzemienna ciszą w chaosu trwaniu?
Pielęgnujesz prywatność w odważnym spojrzeniu,
zrywając gór opornych łańcuchy,
wichry uciszając, gdy płaczliwie wieją.
Oczy twe akweny,
a w nich czytam wiele,
cyt, jam człowiek zamknięty,
otwarty, gdy trzeba,
po ziemi chodzisz pewnie,
znasz przestrzeni zachwyty,
zanurzasz dłonie w chmurnych i niebieskich-
-tam marzenia wzlatują-
twoich sferach nieba.
Tajemnica snuje się,
wędruje linią zapatrzenia,
w cele, do których drogi prowadzą,
na mapach, co to Coś wypisują.
Jak receptę na życie.
Starczy diagnoz,
tyś i tak objawowa,
masz swoją przyczynę,
skoroś skutkiem miłości,
kto zna ciebie na wskroś,
ty sama,
baśń się tako plecie,
ciągle w drodze,
nieznana,
czarowna na tej ziemi,
na wszako zagadkowym
i przedziwnym tym świecie.
Dreszcze moje
Dreszcz przebiega ciało,
cień dziewczyny, z czereśniami na uszach,
z warkoczem do samej ziemi,
z oczami jak jeziora,
figlarnie wzburzonymi,
z wargami nabrzmiałymi, słodyczą wilgotnymi,
stopami, których ślad się jeszcze dzisiaj snuje,
dreszcz przebiega me ciało,
z kobiecością tajemną, pożądam, nie pojmuję,
z krągłymi piersiami dla zachęty,
jak winogron grona, twarz jej niby zapach mięty,
oto cala ona.
I chociaż miałem wówczas kilkanaście lat,
ja z wyżu demograficznego, drugiej połowy
wieku ubiegłego,
dałbym jej gdybym w rękach miał cały świat,
oddałbym siebie samego,
Ewie w ogrodzie w Konarzewie.
Patrzę na kalendarz, trzeci czerwca,
rok dwa tysiące siedemnasty,
na przeszłość, teraz i przyszłość otwarty,
moje imieniny,
zdjęcie czerwcowej, pięknej dziewczyny,
nosek zadarty,
ona z warkoczami do ziemi,
z oczami jak jeziora,
figlarnie wzburzonymi,
z wargami wilgocią słodką nabrzmiałymi,
ze stopami, których ślad się jeszcze snuje,
dreszcz przebiega me ciało,
z kobiecością tajemną,
rozumiem, pragnę, akceptuję.
Wiatr powiał,
kalendarza karty odwrócił,
dwudziesty dziewiąty stycznia,
moje urodziny,
dreszcz przebiega ciało,
ja rozgorączkowany,
nie dla mnie zimowe dziewczyny.
A w Konarzewie, w Wielkopolsce, w ogrodach,
domy wielkie bogactwem materii pobudowali,
w nich zakochani w sobie,
dreszcz przebiega ciało,
odporni na poezję uczuć i zatracenie w miłości,
ludzie z marmuru i stali.