cytaty z książki "Zbyt głośna samotność"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.
(...) bo ja mogę pozwolić sobie na ten luksus, żeby być opuszczony, choć ja nigdy opuszczony nie jestem, ja jestem tylko sam, by móc żyć w zaludnionej myślami samotności, bo ja po trosze jestem entuzjastą nieskończoności i wieczności, a Nieskończoność i Wieczność chyba gustują w takich ludziach jak ja.
Lecz uśmiecham się, bo w teczce niosę książki, po których się spodziewam, że wieczorem dowiem się z nich o samym sobie czegoś, czego jeszcze nie wiem.
(...) bo ja, gdy się zaczytam, jestem całkiem gdzie indziej, jestem w tekście, samego mnie to dziwi i muszę z poczuciem winy przyznać, że naprawdę znajdowałem się we śnie, w świecie piękniejszym, że byłem w samym sercu prawdy. Codziennie z dziesięć razy zdumiewa mnie, że mogłem sam od siebie tak się oddalić.
Każdy z nas czytywał te książki w naiwnej nadziei, że pewnego razu przeczytamy coś , co zmieni nas jakościowo.
jesteśmy jako oliwki, dopiero kiedy nas miażdżą, wydajemy z siebie to, co najlepsze
(...) ale taki już jestem, stale proszę o wybaczenie, i zdarzało się nawet, że prosiłem sam siebie, bym sam sobie wybaczył to, czym byłem, co tkwiło w mej naturze...
Chyba nie pójdę nigdzie, starczy mi bym zamknął oczy, a wszystko wyobrażę sobie jeszcze dokładniej, niż jest w rzeczywistości.
(...) ja w ogóle kochałem zmrok, tę jedyną chwilę, kiedy miałem wrażenie, że może mi się przytrafić coś wielkiego, że wszystkie rzeczy są piękniejsze (...)
(...) ja w ogóle kochałem zmrok, to była jedyna chwila, kiedy miałem wrażenie, że może się stać coś wielkiego, że po zmierzchu, o zmroku wszystkie rzeczy są piękniejsze, wszystkie ulice, wszystkie place, że wszyscy ludzie wieczorem, gdy tak idą, są piękni niczym bratki, miałem nawet wrażenie, że ja również jestem pięknym młodym mężczyzną, o zmroku lubiłem przeglądać się w lustrze, lubiłem widzieć swoje odbicie w szybach wystaw sklepowych, nawet kiedy po zmierzchu dotykałem palcami twarzy, stwierdzałem, że nie mam ani jednej zmarszczki, ani koło ust, ani na czole, że z nadejściem zmroku w codziennym życiu nastąpiła ta pora, której na imię piękno.
Trzydzieści pięć lat pracuję przy starym papierze i to jest moja love story. Trzydzieści pięć lat prasuję stary papier i książki, trzydzieści pięć lat tytłam się w literach, wskutek czego upodobniłem się do leksykonów, których przez ten czas sprasowałem pewnie ze trzydzieści kwintali, jestem dzbanem pełnym żywej i martwej wody, starczy, bym się lekko nachylił, a cieką ze mnie same piękne myśli, jestem wbrew własnej woli wykształcony, tak więc właściwie nawet nie wiem, które myśli są moje i ze mnie, a które wyczytałem, tak więc w ciągu tych trzydziestu pięciu lat zjednoczyłem się z samym sobą i światem wokół mnie
Wcale tego nie pragnąc, stała się tą, o której nigdy się jej nawet nie śniło.
(...) zwinąłem się tak w kłębuszek i skuliłem niczym kociątko w zimie (...) bo ja mogę pozwolić sobie na ten luksus, żeby być opuszczony, chociaż opuszczony nie jestem nigdy, jestem tylko sam, by móc żyć w samotności zaludnionej myślami, bo ja jestem poniekąd dumny z Nieskończoności i Wieczności, a Nieskończoność i Wieczność chyba gustują w takich ludziach jak ja.
Niebiosa nie są humanitarne, lecz jest chyba coś więcej niż te niebiosa, współczucie i miłość, o której już zapomniałem i której już nie pamiętam.
(...) z książką w palcach otwieram wylęknione oczy na inny świat niż ten, w którym akurat przebywałem, bo ja, gdy się zaczytam, to jestem całkiem gdzie indziej, jestem w tekście, samego mnie to dziwi i muszę z poczuciem winy przyznać, że rzeczywiście tkwię we śnie, w świecie piękniejszym (...)
Z człowieka pozostanie na koniec ździebko fosforu, którego starczyłoby na pudełko zapałek, i nie więcej niż tyle, by wykuć hak, na którym mógłby dorosły osobnik się powiesić.
(...) możliwe, że to był ten sam człowiek, który przed rokiem koło holeszowickiej rzeźni dobył na mnie w nocy fińskiego noża, a gdy zapędził mnie w kąt, wyciągnął kartkę i odczytał mi wierszyk o przepięknym krajobrazie pod Rziczanami, a potem mnie przeprosił, że innego sposobu zmuszenia ludzi, by wysłuchali jego wiersza, na razie nie zna.
Bo kto jest młody, kocha czystość oraz własne wyobrażenie o sobie, które może być jeszcze lepsze.
Tak więc wszystko, na co na tym świecie spojrzałem, wszystko zmierza do przodu i wszystko jednocześnie powraca.
(...) raptem ciałem i duszą pojąłem, że już nigdy nie będę zdolny zaadaptować się, że jestem w takiej samej sytuacji, w jakiej byli mnisi w iluś tam klasztorach, którzy kiedy się dowiedzieli, że Kopernik odkrył inne prawa kosmosu, niż obowiązywały dotychczas, że Ziemia nie jest centrum świata, lecz przeciwnie, to ci mnisi masowo popełniali samobójstwa, ponieważ nie potrafili wyobrazić sobie innego świata niż ten, w którym żyli do tego czasu.
(...) a potem tylko leżeliśmy i patrzyliśmy na poblask i odbicia z wnętrza na pół przepalonego żeliwnego piecyka, który emanował ciepło i światło. Nie pragnęliśmy już niczego innego, jak tylko żyć tak wiecznie, jakbyśmy wszystko dawno już sobie powiedzieli, jakbyśmy żyli razem od urodzenia i nigdy ani na chwilę nie rozłączali się.
Tak oto sam dla siebie jestem w pewnym sensie jednocześnie artystą oraz widzem i dlatego jestem co dzień zmaltretowany i śmiertelnie znużony, i rozdarty, i zszokowany.
(...)wiem, że jeszcze piękniejsze musiały być czasy, kiedy wszelka myśl zapisana była tylko w ludzkiej pamięci, wtedy, gdyby ktoś chciał sprasować książki, musiałby prasować ludzkie głowy, ale i to na nic by się nie zdało, bo autentyczne myśli przychodzą z zewnątrz, są poza człowiekiem niczym makaron w bańce, toteż Koniášowie całego świata daremnie palą książki i, jeżeli w tych książkach odnotowano coś ważnego, słychać jedynie cichy chichot palonych książek, bowiem solidna książka zawsze wskazuje w inną stronę i poza siebie.
(Rimbaud) walka, która toczy się w duszy, jest równie straszna jak którakolwiek wojna.
Dzięki książkom i z książek dowiedziałem się, że niebiosa wcale nie są humanitarne i że człowiek humanitarny nie jest, nie żeby nie chciał, lecz dlatego, że byłoby to sprzeczne z poprawnym myśleniem.
...bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.
(...) niebiosa nie są humanitarne i człowiek, który się para myśleniem, także humanitarny nie jest.
Gdybym ja umiał pisać to napisałbym książkę o większym szczęściu i o większym nieszczęściu człowieka.
I zawsze te wizyty w piwnicach i kanałach, i ściekach, i oczyszczalniach na Podbabie uspokajały mnie, a ponieważ byłem wbrew własnej woli wykształcony, wpadłem w osłupienie i zdumienie nad Heglem, który uczył mnie, że jedynym na świecie, przed czym można czuć strach, jest to, co zwapniałe, strach przed skostniałymi, obumierającymi formami, że jedynym, czym można się radować, jest sytuacja, gdy nie tylko jednostka, lecz również społeczeństwo ludzkie potrafi odmłodzić się przez walkę, przybrawszy nowe formy wywalczyć sobie prawo do nowego życia. Gdy wracałem praskimi ulicami do mojego podziemia, miałem wzrok rentgenowski i przez przejrzysty chodnik widziałem, jak w
kanałach i ściekach sztaby generalne szczurów porozumiewają się ze swoimi
walczącymi szczurzymi wojskami, jak bezprzewodowymi nadajnikami dowódcy
wysyłają rozkazy, na którym froncie trzeba nasilić działania bojowe, tak oto szedłem,
a pod mymi butami szczękały ostre ząbki szczurów, szedłem i myślałem o melancholii
odwiecznej budowli świata, brodziłem w ściekach, a jednocześnie załzawionymi
oczami patrzyłem w górę, żeby nagle zobaczyć to, czego nigdy nie widziałem, czego nigdy nie zauważyłem, że na fasadach i elewacjach czynszówek oraz gmachów
publicznych, gdzie tylko spojrzałem, aż po rynny dachowe, wszędzie widziałem to, z
czym się utożsamiali i do czego tęsknili Hegel i Goethe, tę Grecję w nas, ten czarowny hellenizm jako wzór i cel, widziałem porządek dorycki...
Kiedy dobieram się oczami do solidnej książki, gdy usunę wydrukowane słowa, to z tekstu także nie pozostanie więcej niż niematerialne myśli, które polatują w powietrzu, unoszą się w powietrzu, żywią się powietrzem i w powietrze znowu się obracają, ponieważ wszystko jest koniec końców powietrzem.