cytaty z książki "Miłość, szkielet i spaghetti"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Znalazł się w podziemiach z czterema babami, z których każda potrafiłaby pertraktować z diabłem, i to tak, że wysłannik piekieł prędzej zjadłby własny ogon, niż ugrał coś dla siebie.
(...)na ekranie widzieli stadko bab ubranych w białe fartuchy i pielęgniarskie czepki?Stały jakieś takie nastroszone, wrogie. Ta z przodu, z upiornie czarnymi kłączami na głowie, żuła beznamiętnie gumę i trzymała transparent z włoskim napisem: Polskie Pielęgniarki nie znoszą Spaghetti!
- No, cóż… Bardziej jarskiego ? Ta koszula jest właśnie stara, ale… jara.
- Celne, Jureczku, celne!
- Ależ oczywiście, mój drogi – zapewni ochoczo profesor. – Będziemy twoimi oczami, uszami, wszystkimi… członkami, jakimi tylko sobie życzysz.
- Nogi to się w tym wieku myje ze dwa razy dziennie, panie starszy. A nie wietrzy – rzuciła dobitnie. Mężczyzna odwrócił głowę i ze zdziwieniem zapatrzył się w kobietę, która zakłócała mu spokój. - Już umyłem. Teraz suszę. Babciu.
- Szkoda, że pani tu wcześniej nie przyszła – pan Stefan nachylił się konfidencjonalnie i z uśmiechem wskazał na gołębia, który przysiadł ponad ich głowami. – Za przeproszeniem… On by pani nasrał za darmo.
- No to im przeor posolił…
- Tak im posolił, że ich wypieprzył – zaśmiał się Cezary, a profesor razem z nim. – Płatni spageciarze w polonezie ufajdani. Myśleli, że skoro cała Europa przyjmuje, to Polacy będą tacy sami. A my co?
- Z dziewczynami tak już jest… - Staszek rozprawił się z ostatnim z pierogów i uśmiechnął się szeroko. – Jak ich szukasz, za cholerę nie znajdujesz. A jak dajesz sobie spokój, od razu się do ciebie pchają. Drzwiami i oknami.
- O, ludzi to ja pamiętam. A najlepiej oczy. Oczy powiedzą wszystko. Pan to jest na przykład dobry chłopiec. Ale samotny. Tak jak ja. Tylko, że ja zbieram na psa. Panu też radzę. Na samotność najlepszy jest czworonożny przyjaciel. Albo… - starsza pani frywolnie zachichotała – dwunożna dziewczyna.
Towarzysz nocnej eskapady dzielnie ją oczywiście asekurował, troskliwie przytrzymując jej podskakujące od śmiechu cztery litery. Bez chałtury – trzymał oburącz i z zapałem.
Wizualnie doznał ukojenia. Jednak szczęście nie trwało długo. Przemoczona rusałka zadygotała z zimna, posłała mu ostatnie spojrzenie, po czym dała nura do auta. Trzasnęły drzwi, alfa romeo zapierdziała pospiesznie i pognała przed siebie.
Bardzo inspirujące zajęcie. Zwłaszcza kiedy ma się poprawkę i złośliwy stary cap z językoznawstwa pragmatycznego chce człowiekowi obrzydzić życie i udowodnić, że piękne i zadbane studentki mają w głowie jedynie sieczkę.
W historii rozstań i zstań tej pary dzisiejsza różnica zdań była mało znaczącym szczegółem, choć pani fotograf zrobiła z niej co najmniej schizmę i poprzysięgła rozmawiać z Gabrielem tylko przez posły.
A jeszcze rankiem myślała o sobie, że jest starym trzydziestopięcioletnim ryżym (!!!) babolem z nadwagą i tendencjami do szybkiego schyłku.
Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że olbrzymi facet przypominał wyglądem dorodnego niedźwiedzia, ale spojrzenie miał raczej sarenki. Ewentualnie łosia. Łagodnego.
- Człowieku, ja nie byłam na urlopie od roku! - wyjęczała przejmująco. - Już nawet przestałam o tym marzyć. Niedługo znienawidzę swoją pracę. Praca ma sens, jeśli można od niej odpocząć.
Mówiłam, że będę to będę. Nawet zabrałam ze sobą perukę, bo do domu nie zdążę.
Dorota doznała wstrząsu.
-Zwariuję z Tobą. Jaką perukę?!
-Zwyczajną. Czerń sadzy. Koleżanka mi pożyczyła.
-Ale po co?!
-Jak to po co? Mam do siebie zniechęcać, tak? Włosi lubią blondynki, no to ja muszę być owłosiona przeciwnie".
- Wiesz w co mnie polonistycznie ugryź ? - zaburczała siostra. - Mam rozdygotany umysł, a muszę go zewrzeć.