cytaty z książek autora "Antonio Manzini"
Ależ to trudne utrzymywać relacje z ludźmi! Trzeba się angażować, starać, być dyspozycyjnym, a zwłaszcza mieć pozytywny stosunek do życia.
- Czy to prawda, że policjanci na służbie nie piją?
- Tak - odpowiedział Rocco i nalał sobie kieliszek.
Jedynym śladem aktywności mózgu była nieustająca praca szczęk.
- Dlaczego zawsze tak masz? – Ich stosunki były już na tyle bliskie, że mógł pozwolić sobie na takie pytanie.
- Dlaczego co?
- Dlaczego robisz się smutny? Wygraliśmy, do cholery, może nie?
- Co wygraliśmy? Nie widzisz? Nie czujesz? Za każdym razem, kiedy masz do czynienia z tymi ludźmi, z tym ludzkim gównem, też zostajesz ufajdany. Wiedz o tym. Powoli, powoli nadejdzie dzień, w którym spojrzysz w lustro i zapytasz: co to za facet? I nie chodzi o starość, Italo, mówię o czymś, co jest w środku. Każdego dnia, kiedy brodzisz w syfie, coś w środku umiera. Nie daję już rady skakać w to szambo, brudzić się, zamieniać się w szczura, żeby dorwać tych skurwieli. Nie daję rady. Popatrz na moje buty. Widzisz? - Podniósł prawą nogę. But wyglądał jak stara opona porzucona na poboczu. - To jestem cały ja w tej chwili.
Po jego zmarzniętym, zmęczonym ciele rozlało się dobrze znane, przykre poczucie winy. Zawsze tak było. Za każdym razem, gdy kończył sprawę, czuł się brudny, oślizgły, potrzebował długiego prysznica albo parodniowej podróży. Tak jakby to on był zabójcą. [...] Nie można obcować z okropnościami, samemu się nie paskudząc. Dobrze o tym wiedział. Musiał zanurzać ręce w to lepkie błoto, w to wstrętne bagno, żeby złapać krokodyla. Żeby tego dokonać, musiał zamienić się w kreaturę zamieszkującą takie miejsca. Musiał się ubrudzić. Mętne bajoro stawało się jego domem. A smród zgnilizny jego dezodorantem. Ale nie był w stanie polubić tego bagna z ważkami latającymi tuż nad wodą, jadowitymi wężami i szarym piaskiem przypominającym sraczkę słonia. Stanowiło to najmroczniejszą i szpetną część jego życia, z trudem i bólem tam wracał. I to wszystko: dochodzenie, zabójcy, kłamstwa i uniki zmuszały go do obrachunków.
Musiał to robić, chociaż zawsze starał się zostawić za sobą najgorsze przeżycia. Usiłował zapomnieć o złu, zarówno tym, jakie wyrządził, jak i tym, którego doznał. O krwi, o wrzaskach, o trupach. Które wracały pod jego powieki za każdym razem, gdy je przymykał. [...] Skurwysyny, obrzydliwa fauna typowa dla tego bajora, ludzie brązowi jak błoto i jak gówno, z którego byli ulepieni. Wciągali go w dół, w ruchome piaski jego egzystencji, zmuszali do powrotu na bagna.
To było coś gorszego od koszmaru, bo koszmary znikają wraz ze świtem. Bagno pozostaje na zawsze. Prawdziwe, namacalne, żywe i zatrute. Czekało na niego. W tym bagnie Rocco Schiavone był taki sam jak inni. Ani gorszy, ani lepszy. Granica między dobrem a złem, między tym, co słuszne, a tym, co błędne, znikała. Znikały też niuanse. Albo wskakujesz po szyję, albo trzymasz się z dala. Nie ma żadnych półśrodków.
Kiedy cycki nie sterczą w stronę gwiazd, tylko zwisają ku stopom, dobrze, żeby były to stopy w drogich butach!
- Szefie, tak sobie myślałem...
- Co za miła wiadomość!
- Myślałem... czy tam w środku widok nie jest zbyt brutalny?
- Dla kogo?
- Dla pani Rispoli.
- Jaki widok, Deruta? Ciebie przy pracy?
Deruta skrzywił się, lekko zirytowany.
- Nie! Chodzi o trupa w mieszkaniu!
Rocco popatrzył na niego.
- Inspektor Rispoli pracuje w policji.
- Ale Rispoli jest kobietą!
- To nie jej wina - odparł Rocco, wychodząc z mieszkania na klatkę schodową.
- [...] No więc jak, to prawda, że znaleźli panią Baudo powieszoną?
Irina patrzyła na niego z lekka przerażonym wzrokiem.
- Umiecie dochować tajemnicy? - zapytał konfidencjonalnym szeptem Rocco.
- Jasne! - potwierdził wojskowy, dumnie wypinając pierś.
- Ja też! - wtrąciła Irina.
- No to się nie dziwcie, że ja także - skwitował Rocco i odszedł, zostawiając ich z niczym.
- Jak ktoś chce sobie coś przypomnieć i to coś nie przychodzi do głowy, to można spalić mnóstwo neuronów.
Zemsta to danie, które należy podawać na zimno, pomyślał. W Aoście nawet w stanie zamrożonym.
Rocco wyjął papierosa z paczki leżącej na biurku.
- Będzie mi przeszkadzać, jeśli zapalisz.
- Ty mi będziesz przeszkadzać, jeśli nie zapalę.
- Która godzina?
- Dochodzi druga.
- A więc zaprotokołujmy – zaczął Rocco uroczystym głosem.
- O godzinie drugiej w pewien majowy wtorek wicekwestor Rocco Schiavone, pełniący służbę w Aoście od dziewięciu długich miesięcy, bierze na barki kolejną upierdliwość dziesiątego stopnia!
Widownia aż do tego momentu była spokojna i wyluzowana, wyciszona w bólu jak gładka tafla jeziora. Nagle, wskutek skurczów ciekawości, jezioro pokryło się siatką drobnych, pienistych fal.
Dlaczego nie dadzą mu przeżyć źle i samotnie tych lat poprzedzających starość, w pustce, która go otoczyła i której nic już nie będzie w stanie zapełnić?
It's typical of the old to dismiss and condemn the young. But it's only jealousy of the things the old have lost forever.
- Nic na razie nie wiemy. Nie wiemy, kto to ani dlaczego i jak zginął.
- I co ja mam tamtym powiedzieć?
To nie było tak, że Corsi zapomniał rzeczownika. Po prostu nie wymieniał z nazwy dziennikarzy prasowych. Nazywał ich "tamci". Prawie jakby się bał skalać usta, używając określającego ich słowa. Nienawidził ich. Byli dla niego formą życia tylko o szczebel wyższą od ameby, błędem w wielkim planie stworzenia. To dotyczyło dziennikarzy z prasy drukowanej. "Tamtych" z telewizji nie uważał nawet za istoty żywe.