cytaty z książek autora "Marcin Wicha"
Biblioteki są zapisami naszych czytelniczych porażek.
Jak mało w nich książek, które naprawdę nam się podobały. Jeszcze mniej takich, które podobają się nam przy kolejnej lekturze. Większość to pamiątki po ludziach, którymi chcieliśmy być. Których udawaliśmy. Których braliśmy za siebie.
Powinien istnieć specjalny znak interpunkcyjny. Graficzny odpowiednik skurczu krtani. Przecinek się nie nadaje. Przecinek to klin na złapanie oddechu, a tu potrzebny jest typograficzny węzełek, wybój albo potknięcie.
I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwie miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem.[...]
Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Moja matka szykowała się do walki.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady.
A teraz nie żyje. Siedzę w jej mieszkaniu. Wszystko zniknęło. Zostały tylko książki.
Były naszym tłem. Tkwiły w każdym kadrze. Znałem ich grzbiety, zanim rozpoznałem w czarnych znakach litery. Całe życie z nich wróżyłem. Szukałem puent.
Nie lubiła książek i filmów z budującym przesłaniem, wzniosłych scenariuszy, w których okazywało się, że fantastycznie jest mieć Downa(jej słowa). Że miłość zwycięża chorobę. Ze chory znika jak mistrz Yoda. Bez sikania, odleżyn, środków przeciwbólowych. I że w ogóle trzeba się wziąć w garść. Że rodzina zawsze się jednoczy. Nigdy nie przyjmowała rutynowych pocieszeń. Kurtuazyjnych sformułowań wypłacanych drobną monetą.
Umrę, ale dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował.
Dobra awantura wymaga wprawy. Dobra awantura wymaga ostrożności.
Nie krzyczeć. Nie używać argumentów, które obrócą się przeciw nam. Nie miotać gróźb, których nie potrafimy spełnić. Umiejętnie rozgrywać swoje karty, nawet gdy są słabe.
Kiedy mowa o ludziach, których kochaliśmy, lakoniczne diagnozy są nie na miejscu.To, co dotyczy naszych bliskich, powinno być skomplikowane i niepowtarzalne. W istocie było proste i typowe.
To świństwo lekceważyć czyjeś uczucia estetyczne tylko dlatego, że umarł.
Biblioteki są zapisami naszych czytelniczych porażek.
...najlepszą formą przekazywania myśli jest lista. Już Mojżesz to rozumiał.
Nie wszystko w życiu da się zamienić na śmieszne historyjki.
Został cienki strumyk. Pilot od telewizora. Pudełko z lekami. Miska do wymiotowania. Rzeczy, których się nie dotyka, stają się matowe. Blakną, Meandry rzeki, trzęsawiska, muł.
Miała wiele wad, ta moja matka. Była tak zwaną "trudną osobą". Jak dodatkowe zadanie na szóstkę. Jak jolka w sobotniej gazecie. Przyjaciele twierdzą, że mówiła prawdę w oczy. Czasem mówiła, czasem nie. Ale jedno jest pewne: kiedy już chciała coś powiedzieć, nikt nie potrafił jej uciszyć.
Sławetna dziecięca szczerość jest gówno warta. Dzieci są sprytne jak dział prawny tabloidu.
Adwokat dzieci na granicy normy, zbierających łomot przez wszystkie lata szkolnej gehenny. (…) Rozmawiając z nią (nauczycielką) w sprawie któregoś ze swoich pacjentów, matka powiedziała „Pani jest bezwzględna”.
- Jaki Ty masz bogaty język – pochwaliła przyjaciółka, której to później opowiedziała.
- Muszę tak mówić – wyjaśniła matka. – Przecież nie mogę tej głupiej kurwie powiedzieć, że jest głupią kurwą.
Że to jestem ja? No, skoro tak mnie widzisz...- Nie była łatwym odbiorcą laurek. Nie była łatwym modelem. Właściwie pod żadnym względem nie było z nią łatwo.
W czwartej klasie mieliśmy zadanie: "Opisz swoją matkę", a raczej "mamę", bo szkoła lubowała się w zdrobnieniach. Boże, odpuść mi, bo napisałem: "Moja matka ma ciemne włosy i jest raczej tęga". Dzieci mają inne pojęcie na temat miar i wag.
Rzeczy, których nikt nie dotyka, stają się martwe.
-Ale ty nie umrzesz? - spytałem kiedyś.
-Umrę. Każdy umrze.
- Ale ty nie umrzesz?
- Umrę, ale dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował.
Miałem pięć lat i w pierwszej chwili uznałem tę odpowiedź za satysfakcjonującą. Negocjacje w kwestii śmierci nie należą do łatwych. Jak mówią związkowcy uzyskałem maksimum tego, co było możliwe w obecnej sytuacji. Dopiero z czasem zrozumiałem, że postawiła warunek. "Dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował". Niepotrzebna obumierała.
Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić. Dopiero martwych ludzi mamy na własność, zredukowanych do jakiegoś obrazka czy kilku zdań. Postaci w tle.
I każdy styl został już użyty, każda konwencja – wydrenowana.
W każdej specjalności, w każdej niszy, są lepsi od nas.
To trochę przygnębiające.
Pamiętam zachwyt ojca, kiedy ktoś nam przysłał zagraniczne witaminy z zamknięciem odpornym na dzieci. Wszystkim pokazywał plastikowy flakonik.
– Wprawdzie to tylko witaminy – tłumaczył – ale nawet przedawkowanie witamin może być niebezpieczne!
Przez chwilę obracał nakrętką na dowód, że żaden dzieciak nie zdoła jej pokonać. Potem naciskał w odpowiednim miejscu i – voilà! – opór ustępował. Zadowolony z udanej sztuczki wysypywał na rękę kilka tabletek. Potem wrzucał je z powrotem i zamykał opakowanie. Mnie się nie udawało (szczerze mówiąc, nawet dzisiaj nie potrafię sforsować takiej blokady).
Prezentacja miała sens polityczny. Pozwalała na prostym przykładzie dowieść wyższości kapitalizmu nad tym trudnym do nazwania czymś, co nas otaczało. W naszym świecie – podkreślał ojciec – wystarczyłoby napisać „chroń przed dziećmi” i udać się do ważniejszych zadań. Ewentualnie rozdać w ośrodkach zdrowia milion ulotek o strasznych skutkach nadmiernego spożycia witaminy C. Albo umieścić stosowne hasło na pudełkach zapałek. Wydać broszurę „Strzeż dzieci przed witaminą”. Napiętnować niefrasobliwość rodziców. Właśnie do takich zadań Polska miała armię plakacistów.
Kiedy przychodzi co do czego, można liczyć tylko na kryminały.
- A masz coś o Żydach, ale żeby nie było o Holokauście?
- Chcesz Nowy Testament?
W kraju zdrobnień można żywego człowieka potraktować jak truchło, ale koniecznie trzeba dodać "mama", "mamusia".
Grafik, który wdaje się w dyskusje na temat barw, stoi na przegranej pozycji. Dwadzieścia lat moich rozmów z klientami wszelkich płci da się streścić w ten sposób:
• Zielony – nie jesteśmy ekologami.
• Żółty – nic nie widać.
• Różowy – hi, hi.
• Czerwony – precz z komuną.
Po prostu są ludzie, którym niewłaściwy kolor wtyczki potrafi zepsuć pół dnia. Którzy wolą siedzieć w domu, niż wypoczywać w nadmorskim pensjonacie, gdzie dywany mają ohydny kolor. Nieszczęśnicy udręczeni billboardami gładzi szpachlowej.
Tak, tak, wiem. Gust jest kategorią klasową. Ustanawia hierarchie i podziały. Odzwierciedla nasze aspiracje.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikamy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostają nasze rzeczy, zakurzone barykady.
Biblioteki są zapisami naszych czytelniczych porażek. Jak mało w nich książek, które się nam naprawdę podobały. Jeszcze mniej takich, które podobają nam się przy kolejnej lekturze. Większość to pamiątki po ludziach, którymi chcieliśmy być. Których udawaliśmy. Których braliśmy za siebie.
Rzucanie kamieniem w synagogę jest jednak dość antysemickie.