cytaty z książek autora "Józef Czechowicz"
Kto czyta - żyje wielokrotnie, kto zaś z książkami obcować nie chce, na jeden żywot jest skazany.
Kto czyta - żyje wielokrotnie.Kto zaś z książkami obcować nie chce - na jeden żywot jest skazany.
kończy się co się zaczyna
nie może być jaśniej i prościej
Mam dopiero 22 lata
znam dopiero 22 piętra
znam zaledwie dwadzieścia dwoje warg
zapomniałem miljardy o swej dumie pamiętam
nieść się wysoko jak maszt wśród latarń
przez dnie przez gwar przez targ.
a ja w gromie stoję północy się boję
poco wam przebywać ze śpiącymi i ze snami
nie męczcie odfruńcie dokąd chcecie
kruki wilcy niedźwiedziowie jelenie
amen.
dzień bursztynowy mija
rok za rokiem przemija
nielekko
dłonie poety płoną
aleś korono
daleko
nie spadasz jakoś na czoło
a spadły pierwsze krople burzy
w ogrodach ognia
pomruk wybuchy wróży
jeszcze zaczekam
potem
obalę się jak wszyscy trup
i tak kiedyś zaleje sława ciemnym złotem
grób.
nagle zwinęły się liście paprotne po gajach
zaszumiały pianą
to nic to ta chwila odchodzi
.
... Mistrzu, czemuś smutny? ...
... Myślę ...
... Odgoń myśl, jam jest miłość ...
... A ja ból i groza ...
Siadł przy Henryku. Cisza. Dłonie Henryka szukają jego drobnych dłoni. Gdy siedzą tak obok siebie, prąd potężny płynie przez złączone ręce, które są najdoskonalszem narzędziem rozkoszy. Szaleństwo rozpala się w oczach Henryka, który w jego źrenicach widzi zarys swej twarzy płonącej gorączką.
I nagle pożar wybuchł w dłoniach drżących!
Słychać namiętny szept: Chcę ciebie... Chcę ciebie...
W przegięciu niedorzecznem pocałunek. Gorący i nieprzytomny. Potem głowa o przepysznej rzeźbie legła na kolanach Henryka, a ten wżera się ustami w blade, rozchylone usta Diadumena.
Cisza dzwoni tętnem krwi rozszalałej i echem obłędu. Gorączka w skroniach. Ociężałość i ból w oczach. Lampa gaśnie.
I dobrze, niech będzie mrok.
Bije małe serce chłopięce, usta płoną żądzą całowania, jak omdlały mu leci przez ręce i u kolan bezsilnie się słania. Jak namiętna jest dusza ta młoda, jakże dziwne jest to miłowanie: spotykanie, rozstanie, spotkanie, gniew i rozkosz - kwietniowa pogoda.
maleją źrenice dnia
przysłonięte rzęsami choin
od myśli do myśli od pnia do pnia
pociemku chodzić się boisz.
jedno to jest od wieków
głód zagłada i ty
jedno to jest od wieków
głód zagłada i ty
wiatr wieje z siwej nicości
świt nieznany ma zimny oddech
aleś ty jak woda rzeźwiąca
a my razem jak miecz i dłoń.
Na próżno żyję myślę chodzę tylko przed Progiem
a gdy płynę przez miasto wieś
szumię lasami kawiarnią bezdrożem teatrem
to ona zawsze jest gdzieś
za ciszą nocną wiatrem
Zgłuszyć nie mogę.
wszyscy spali nie spały lęki
z lustra wynurzały się suche jak patyk
syczały maleńki maleńki
będziesz jak ojciec w szpitalu wariatów.