cytaty z książek autora "Stanisław Zieliński"
Nie opuszcza się towarzysza, póki żyje. Dopóki starcza sił na ratowanie siebie, ratuje się i towarzysza.
Zmartwienia trzymają się dorosłych jak rzep psiego ogona. Mądry pies podchodzi do płotu, kładzie ogon między żerdzie i póty wierci tyłkiem, aż rzep się odczepi i odpadnie. Na ludzkie rzepy nie ma rady, ponieważ człowiek nie posiada ogona.
Nikt nie zna momentu, w którym opuści go pewność siebie. Nikt wreszcie nie wie, po jakich drogach włóczy się tego dnia nieubłagana górska śmierć. Czasem wybiera się na łatwe turystyczne ścieżki. Czasem czeka cierpliwie za blokiem skalnym, który leci przy lada dotknięciu. Lubi się kryć w kurniawie, lubi podkradać się pod osłoną mgły. Lubi sąsiedztwo nieprzewidzianych biwaków i mroźne noce wstrząsane podmuchami wichru… Ale o tym nie myśli turysta, gdy niebo nad nim jeszcze pogodne, gdy mięśnie działają sprawnie i gdy serce pracuje jeszcze spokojnym równym rytmem.
Kapitana szkoda - człowiek był, a o człowieka trudno.
(...) w ubiegłym roku, pod pozorem upałów, przygalopowała nago na miejsce przeprawy trzech ułańskich pułków. Omal nie doszło do złamania dyscypliny. Na delikatne wymówki dowódcy brygady generałówna odpowiedziała z niewinną minką: Ułanów się nie kastruje? Tylko biedne konie?
Na myśl o aniołach spod ambony, diabli mnie brali dosłownie. Jechaliśmy więc prawie w milczeniu. Wnuczek Pana Gęby prowadził doskonale. – Powiem otwarcie: buzie z obrazka, maniery z rynsztoka. I to są anioły?
Czy pamiętasz? Trzeba pogodzić się z faktem, że coraz mniej ludzi może odpowiedzieć: tak, pamiętam. Ale to jeszcze nie powód, żeby z uporem zapomnieć wszystko i wszystkich.
W naszym sklepie spożywczym klientki już dawno rozstrzygnęły sprawę. Wody nie można puścić do sieci, bo dyrektor wyjechał do Bułgarii i kran od ciepłej wody zabrał do walizki. Po co dyrektorowi kran? My już wiemy po co! Orzechy tłucze kranem na plaży. Jeżeli kogoś dziwi, skąd u zwykłego dyrektora taki smak do orzechów, odpowiadamy prosto: orzech wzmacnia. Wiadomo, że na zagranicznej plaży nie siedzi się samemu albo z rodzoną babką. I tak, przez te dziwki naród kicha do upadu.
- Ja, drogi gościu, sądzę zawsze, co sądzić się powinno. Pochlebiam sobie, że moje stanowisko znajduje poparcie większości. Oczywiście, tej większości, która chce do czegoś dojść.
Profesor Giewont wyprowadził autora z równowagi. Wcale się nie dziwię, bo Giewont w dzień udaje świętoszka, a w nocy świntuszy z aktorką nad rzeką. Obrzydliwy bęcwał, na pewno ślini się i ciamka.