cytaty z książek autora "Alfred de Musset"
Wszyscy mężczyźni są kłamcy, zmiennicy, fałszywi, paple, obłudnicy, pyszałki lub tchórze, nędzni i zmysłowi; wszystkie kobiety są przewrotne, wyrachowane, próżne, ciekawe i zepsute; świat jest kałużą bez dna, gdzie czołgają się najpotworniejsze płazy, przewalając się w błocie; ale jest na świecie jedna rzecz święta i wzniosła: zespolenie tych dwojga tak szpetnych i ułomnych istot. Kto kocha, często doznaje zawodu, często cierpi i jest nieszczęśliwy, ale kocha; i kiedy znajdzie się na krawędzi grobu, obraca się, aby spojrzeć wstecz i powiada: >>Często cierpiałem, myliłem się niekiedy, ale kochałem. To ja żyłem, a nie sztuczna istota wylęgła z mej pychy i nudy<<.
Nie wiem, dokąd mnie los prowadzi, ale lepiej mi się idzie, gdy trzymam cię za rękę.
Bywają w życiu rodzaje miłości, które mącą głowę, zmysły, umysł, serce, ale jest wśród wszystkich jedna, która nie mąci, która przenika na wskroś, i ta umiera jedynie z istotą, w którą zapuściła korzenie.
Albo miłość jest dobrem, albo złem; jeśli dobrem, trzeba w nią wierzyć; jeśli złem, trzeba się z niej wyleczyć.
Każdy z tych ludzi wszakże, mówiąc o Cezarze lub Napoleonie, powie bez wahania: "To był człowiek opatrznościowy." Uważają widocznie, że jedynie bohaterowie warci są, aby się niebo nimi zajmowało, i że kolor purpurowy przyciąga bogów jak byki.
Tak jak ów żołnierz, którego zapytano niegdyś "W co wierzysz?" i który pierwszy odpowiedział: "W siebie"; tak samo młodzież francuska słysząc to pytanie pierwsza odpowiadała: "W nic".
Odtąd, wytworzyły się dwa obozy: z jednej strony, umysły gorące, bolesne, dusze rozlewne i potrzebujące nieskończoności, pochyliły głowę płacząc; spowiły się w chorobliwe marzenia: wątłe trzciny na oceanie goryczy. Z drugiej strony ludzie z krwi i ciała stali nieugięcie w sferze ziemskiego używania i nie znali innej troski prócz liczenia pieniędzy. Był to jakby jeden szloch i jeden wybuch śmiechu; jeden idący z duszy, drugi z ciała.
...szczęście jest tak rzadką perłą w tym ziemskim oceanie!
Umysł mój rozumiał; dusza, słaba i wylękniona, siliła się nic nie widzieć.
Jak to się dzieje, iż jest w nas coś niepojętego, co się lubuje w nieszczęściu?
Chciałem zrobić z mego serca mauzoleum miłości, ale wrzucę mą miłość do innego grobu, gdybym go nawet miał wygrzebać we własnym sercu.
Kochałem Cię tyle, ile człowiek może kochać na ziemi i na me nieszczęście i zgubę wiedz, iż jeszcze kocham Cię do szaleństwa.
...wszyscy mężczyźni są kłamcy, zmiennicy, fałszywi, paple, obłudnicy, pyszałki lub tchórze, nędzni i zmysłowi; wszystkie kobiety są przewrotne, wyrachowane, próżne, ciekawe i zepsute; świat jest jedną kałużą bez dna, gdzie pełzają najpotworniejsze foki, przewalając się na górach błota; ale jest na świecie jedna rzecz święta i wzniosła, a mianowicie zespolenie tych dwojga istot tak niedoskonałych i ohydnych.
Wierzysz w osobliwy gatunek miłości; może jesteś do niej zdolny; wierzę w to, ale ci tego nie życzę.
Żyć, tak, czuć silnie, głęboko, że się istnieje, że się jest człowiekiem, tworem Boga, oto pierwsze, największe dobrodziejstwo miłości.
- Czy to twoja pierwsza kochanka?- rzekł.
- Nie - odparłem - ostatnia.
...często cierpiałem, myliłem się niekiedy, ale kochałem. To ja żyłem, a nie jakaś sztuczna istota wylęgła z mojej pychy i nudy.
Kto raz kochał, nie zdoła żyć bez miłości; kto otarł się o śmierć, czepia się życia.
Świat to jedynie mnóstwo wirów, nie ma żadnej styczności między tymi wirami; wszystko trzyma się gromadami, jak stada ptaków. Prawdą jedynie jest, iż od czasu jak świat istnieje, przez wiry te przewija się siedem osobistości, zawsze tych samych: pierwsza nazywa się nadzieja; druga sumienie; trzecia opinia; czwarta zawiść; piąta smutek; szósta duma; siódma zaś nazywa się człowiek.
Można się wahać dwadzieścia lat, nim się zrobi krok, ale nie można się cofnąć, skoro się go zrobiło.
- Masz - rzekła, podając [wino] - Niedobre? - rzekła.
- Nie - odparłem.
- Czy głowa boli?
- Nie.
- Zmęczony?
- Nie.
-Ach! zatem miłość?
Nie wyleczę się z młodości; idźmyż żyć, gdzie jest życie, lub umrzeć bodaj w słońcu.
Prawdą jest, na nieszczęście, iż w bluźnierstwie mieści się wielki upust sił, który przynosi ulgę wezbranemu sercu. Gdy ateusz, dobywając zegarka, dawał Bogu kwadrans czasu na powalenie go piorunem, nie ulega wątpliwości, iż gotował sobie kwadrans wściekłej i okrutnej rozkoszy. Był to paroksyzm rozpaczy, niewymowny apel do wszystkich władz niebieskich; biedne, nędzne stworzenie wijące się pod miażdżącą stopą; wielki krzyk bólu. I kto wie? W oczach tego, który widzi wszystko, była to może modlitwa.
(...) obecny wiek, jednem słowem, który dzieli przeszłość od przyszłości, który nie jest jednem ani drugiem, a podobny jest do obu naraz, w którym stawiając krok niewiadomo nigdy czy się depce po nasieniu czy po zgliszczach.
Słońce już zachodzi; nie mam czasu do stracenia, a jednak wygląda na to, że tracę czas.
Umrzeć, oto kres, oto cel. Bóg go naznaczył, ludzie podają go w wątpliwość, ale każdy nosi napisane na czole: "Rób, co chcesz, umrzesz".
Pewne cierpienia, przez sam nadmiar, ostrzegają nas o swym kresie.
Świat- powiedziałem sobie- nazywa swe bielidło cnotą, różaniec religią, swój szeroki płaszcz obyczajnością. Honor i moralność to jego pokojówki; spija w winie łzy ubogich duchem, którzy weń wierzą ; przechadza się ze spuszczonymi oczami, póki słońce jest na niebie; idzie do kościoła, na bal, miedzy ludzi; skoro zaś zapadnie wieczór, rozwiązuje suknię i wówczas widzimy nagą bachantkę z koźlimi nogami.
Miłość to wiara, to religia ziemskiego szczęścia, to promienny trójkąt umieszczony w sklepieniu świątyni, którą nazywamy światem.
Nie ma nic równie szybkiego jak uczucie antypatii.