cytaty z książek autora "Marianna Kamila Gierszewska"
Szczęścia szukaj w sobie. Hoduj je w swoim sercu, w swoim centrum. Szczęście, które istnieje jedynie dzięki innym, zawiedzie cię przy pierwszej okazji, kiedy to zewnętrzne rusztowanie runie.
Bycie sobą jest najważniejszą decyzją i jedyną, która przynosi wolność.
Nie ma i nigdy nie było rzeczywistości innej niż ta, którą zastaliśmy. To jesteś ty - zbudowana, zbudowany właśnie z takich historii i takich ran, z takich wydarzeń i takich doświadczeń. Albo to przyjmiesz i zaakceptujesz, albo będziesz wieść życie na wojnie, przede wszystkim ze sobą. Każdy z nas stoi przed takim wyborem: dorosnąć lub pozostać dzieckiem.
Odnalezienie drogi do własnego cienia jest odnalezieniem drogi do własnych potencjałów. Dopiero trud zauważony staje się sprzymierzeńcem. Dopiero trud zaakceptowany może przynieść nowe jakości. Bez tej świadomości wszystko, czego się doświadcza, będzie zmuszać do konfrontacji z własną słabością. A tego boimy się najbardziej.
Bez przyjęcia tego, co trudne, nie przyjmiemy do końca tego, co łatwe.
Bo dziecko, któremu wolno być dzieckiem - takim po prostu i takim aż nie musi robić nic więcej, tylko być. Nie dla kogoś", nie „dla czegoś", ale po prostu. Dziecko w tym sensie nie dodaje pełni do związku. Dziecko samo w sobie jest pełnią. Jeśli pozwolimy mu dorastać w bezpiecznym, stałym, przewidywalnym środowisku, ono wniesie to, co najpiękniejsze, do swojego dorosłego życia - z korzyścią dla siebie i innych. Zadaniem rodziców jest się temu przyglądać, dopingować i nie przycinać potencjałów swoich dzieci do własnych wyobrażeń o świecie. .
Wiek też jest rodzajem klatki, jeśli traktujemy go jako konkretne oczekiwania i wyobrażenia. Jesteśmy uczone od małego, że: niemowlak nic nie pamięta, dziecko nie rozumie, maluch nie wie, co czuje, bo nie zna siebie, nastolatek się buntuje, bo jest gówniarzem i nie wie, co to życie, młody dorosły to dopiero się ze wszystkim maca, dorosły w średnim wieku coś tam powoli już wie, starszy człowiek ma mądrość życiową...albo starszy człowiek nie pojmuje już nic.
Z taką stertą przekonań budujemy swoiste więzienia, w których by żyć, by być, by chcieć, by kochać, by mieć, by dać, by przyjąć, trzeba spełnić warunki danego wieku. Trzeba osiągnąć pewną liczbę, zaliczyć pewien etap, na podstawie których świat potwierdzi: "Już możesz".
Możesz już wiedzieć, jakie masz cele - bo jako dziecko przecież tego nie wiesz.
Możesz już wiedzieć, gdzie chcesz pracować - teraz, gdy skończyłaś już studia.
Możesz już wiedzieć, co cię interesuje - w końcu lada moment egzamin dojrzałości.
Możesz już wiedzieć, czy chcesz być matką - teraz, kiedy masz męża.
Możesz już wiedzieć, co to dorosłe życie - bo zaczęłaś się sama utrzymywać.
Zamknięte w takich klatkach czekamy na pozwolenia. Boimy się, że za późno zaczęłyśmy, że nie mamy już czasu, że życie leci za szybko. Temu strachowi towarzyszy żelazna dyscyplina, która przypomina nam codziennie, że nasze życie, nasz los nie zależy od nas, ale od norm i przyzwoleń.
Grzecznej dziewczynce nie może być przykro. Ona powinna racjonalizować wszystkie zachowania otoczenia, wskazując palcem na siebie- bo to ona czegoś nie zrozumiała".
Im bardziej odrzucamy rodzica, tym bardziej nasze serce będzie chciało go znaleźć - w innych relacjach, w innych sytuacjach, w innych ludziach.
Czekamy, aż ciało się zmieni, ale ono samo nie da rady. Ciało reaguje wtórnie do duszy. To taka zależność. Żeby zachorowało ciało, musi najpierw chorować dusza. Żeby ciało wracało do zdrowia, musimy pozwolić goić się sercu.
Dziedziczymy traumę przez pamięć ciała, przez rozmowy, ale i przez ciszę. To, co przemilczane, wcale nie boli mniej. To, co zaciemnione, wpływa na nas z taką mocą, jakby było wystawione na intensywne słońce. W naszych przeżyciach nierzadko więc chodzi o doświadczenia i reakcje tych, którzy byli przed nami.
Wściekłość jest normalna, kiedy jest adekwatna do zdarzeń.
Wściekłość jest normalna, kiedy jest ukierunkowana w odpowiednią stronę.
Wściekłość jest normalna, kiedy nie jest polem minowym, ale rozpoznanym uczuciem.
Żadna mama, żaden tata nie przychodzą jedynie z tym, co łatwe. Żadna mama, żaden tata nie są perfekcyjny. Dopóki od tych nieidealnych rodziców nie przyjmiemy tego, z czym przyszli, dopóty nie wejdziemy w pełni do własnego życia.
Bóg jest we mnie. Jest moimi wyborami, moimi decyzjami, moimi uczuciami i namiętnościami. Staje się, przekształca, transformuje, zgodnie ze zmianami, których doświadczam i ja. To Bóg, który nie ocenia, nie zabrania, nie przymusza. Z uśmiechem patrzy na każdą moją decyzję, bo wie, że prawda jest jedyną definicją miłości. Bóg, jakiego trzymam w sercu, jest strażnikiem mocy. (...)
Bóg nie grozi. On towarzyszy.
Nie straszy, lecz uśmiecha się.
Nie marszczy brwi, a wspiera spokojem.
Życie widzę jako drogę do własnej autentyczności, wolności, odwagi i siły. Jest dla mnie codziennym stawaniem się i docieraniem do swojego wnętrza.
Żeby przejść przez swój ból, musimy w niego wejść. Musimy zanurkować w głąb swoich klatek, traum, żalów i trudów. Tu nie ma drogi na skróty.
Dlatego każdy z nas jest w tym życiu, jak może i umie.
Miłość nie przytrafia się z łapanki. Nie przytrafia się z poczucia winy ani decicytu bliskości. Może już najwyższy czas powiedzieć głośno prawdę: "Znajdę, gdy będę gotowa wybrać tego/tę, który/która jest dla mnie"".
Bliskość to nie targowisko, przestańmy więc kupczyć sobą w miłości".
Szczęściem jest pozostać sobą pomimo - a czasem wbrew - opinii innych, odmiennych zdań i punktów widzenia".
Poznać siebie - to znaleźć wolność i prawdę.
Kochać siebie - to na tę wolność i prawdę reagować. Po swojemu".
Tym jest właśnie dożywanie. Jest nierezygnowaniem z przeżywania swojego bólu. Jest towarzyszeniem sobie w smutku. Jest trzymaniem się za rękę podczas żalu i szlochu, które chcą wybrzmieć. Każda emocja, która do nas przychodzi, ma bowiem swoje brzmienie i swoją melodię. Ma swój punkt kulminacyjny i powolną drogę wyciszania. Najważniejsze, co możemy dla siebie zrobić, to nie uciekać i nie skracać tej drogi. Jeśli wytrwamy w tym procesie, dotrzemy do dna i zezwolimy sobie na wysycenie każdego odczucia. Po drugiej stronie spotkamy ulgę, miłość i ukojenie, które przyjdą jako konsekwencja bezpiecznej przestrzeni zbudowanej przez nas w nas.
Nie chcę być zawsze sympatyczna" i „zawsze uśmiechnięta". Ostatnia dekada pracy ze sobą pokazała mi, że bycie sympatyczną i uśmiechniętą jest - pardon my french - chuja warte. Chcę być uśmiechnięta, kiedy jest na to czas, i zła, kiedy potrzeba. Chcę być smutna, kiedy potrzebuję, i radosna, kiedy będzie na to moment. Od ponad dekady jestem na drodze niebrania odpowiedzialności za to, jak ktoś mnie odbierze i jak odczyta moje zachowanie. I zgadzam się na wszystkie przymiotniki na swój temat. Zgadzam się na to, że ktoś odbierze mnie jako niesympatyczną, gburowatą, samolubną, głupią, mądrą, wspaniałą, śmieszną, szczerą, autentyczną, pustą, rozbrajającą, wymuszającą. Zgadzam się na to wszystko. Nie będę już biegać między ludźmi, żeby mieć pewność, że każdy mnie lubi, że każdy przyjmuje i każdy dobrze życzy..
Nie znam lepszej, trwalszej, bardziej transformującej metody pracy ze sobą niż dotknięcie swojego bólu na samym jego dnie, a więc „,dożycie" go w pełni, by następnie ruszyć ku górze już nie po to, by negocjować codzienne porcje tlenu, ale po to, by wyjść na ląd i zbudować na nim własne życie, najpiękniejsze z możliwych.