cytaty z książek autora "Amy McCulloch"
Czy może być lepsza kryjówka dla mordercy niż miejsce zwane strefą śmierci.
Nawet najbardziej doświadczeni alpiniści ginęli na szczytach takich jak ten, na który patrzyła. I na który zamierzała się wspiąć.
Jedno potknięcie i mogło się to dla niej źle skończyć.
Albo jedno pchnięcie...
Ta myśl zakradła się do jej głowy nieproszona.
Cecily nigdy się nie zastanawiała, skąd na górze biorą się te wszystkie drabiny. Przyglądała się Tenzingowi z istnym podziwem. Choć nie należał do ścisłej ekipy poręczującej, wszyscy szerpowie pomagali w utrzymaniu infrastruktury na szlaku. Wiele z tego, co robili, uchodziło za coś oczywistego. Cecily nawet przez myśl nie przeszło, że ktoś musiał najpierw wtaszczyć te drabiny, żeby je zainstalować. A tu, sześć tysięcy metrów nad ziemią, patrzyła na mężczyznę z drabiną na plecach, którą przenosił nad szczelinami i dźwigał po spadzistych skałach. Teraz na pewno nie mogła narzekać na ciężar swojego plecaka.
Zaczęłoby się od zwykłego bólu głowy. Potem zapchany nos i możliwe lekkie krwawienie. Wreszcie zmęczenie. Te objawy były nieuchronne, ale z czasem dało się nad nimi zapanować – również dzięki nawadnianiu i środkom przeciwbólowym. W razie gdyby rozwinęła się ostra choroba wysokogórska (AMS), Cecily spodziewała się utraty apetytu, mdłości i niskiej saturacji krwi… na co konieczne by były silniejsze lekarstwa. Właśnie dlatego w torbie miała receptę na leki przeciw chorobie wysokościowej, choć naturalna aklimatyzacja była lepszym rozwiązaniem, ponieważ tabletki mogły zamaskować niektóre objawy. Później byłoby już tylko gorzej. Doszłoby do wysokościowego obrzęku płuc (HAPE) i mózgu (HACE), z czym wiązałyby się suchy kaszel, duszność, halucynacje, delirium, płyn w opłucnej i mózgowiu. Wówczas dotarcie na szczyt byłoby już niemożliwe. Jedynym wyjściem byłoby zawrócenie i zejście z góry.
Odmowa oznaczałaby śmierć.
Zimne powietrze wypełniło jej płuca. Dziwne wrażenie. Kiedy sobie wyobrażała, jak będzie jej się tu oddychało, myślała, że będzie się czuła, jakby się dusiła. Dławiła. Może trochę jakby tonęła.
Ale nic podobnego.
Stanęła jak wryta. Kilka metrów wyżej dostrzegła potężną sylwetkę mężczyzny. Poruszał się mozolnie, rozdeptując świeży śnieg, śledząc ją, próbując dogonić. Ale nie... Zamrugała i zdała sobie sprawę, że to tylko cień chmury na górskim zboczu.
Nie sądziła, że jej serce jest w stanie bić szybciej, a jednak teraz pędziło galopem. Oddech także przyspieszył, kiedy z trudem łapała rzadkie powietrze. Nagle zakręciło jej się w głowie i niemal zemdlała.
Intuicja podpowiadała jej, że powinna wracać. Z walącym sercem przedarła się z powrotem na główny szlak.
Jeszcze nigdy nie widziała tylu gwiazd.
Przed sobą zaś miała Manaslu.
Masywny szczyt odcinał się złowieszczą czernią na tle roziskrzonego nocnego nieba. Dominował na horyzoncie, sięgając niebios, otoczony gwiazdami jak koroną.
Ostatnio, kiedy wchodziła na górę, ktoś zginął. A teraz nie żył Alain. Wiedziała, że to irracjonalne, ale czuła się tak, jakby była wspólnym mianownikiem. Złym omenem.
Z miejsca, w którym stała, wierzchołek wschodniego szczytu wydawał się niesamowicie wysoko. A ona miał się wspiąć jeszcze wyżej! To było wręcz niepojęte.
Na ziemi leżał kapsel od butelki zwrócony ząbkami do góry. Podniosła go. Może to nie był niezbity dowód, ale teraz była pewna tego, co widziała.
Ktoś tu był.
Może na górze nie było mordercy.
Ale na pewno był tu złodziej.
Mówią, że zimno służy organizmowi - wystarczy zanurzyć się w lodowatej wodzie. W małych dawkach wyostrza umysł, zatrzymuje, a nawet odwraca postęp demencji. Wzmacnia układ odpornościowy. Pozbawia czucia. I podobno nie sprawia bólu.
Ale Cecily miała wrażenie, jakby wbijały się w nią tysiące maleńkich igieł.
Uświadomiła sobie także, że gdyby zaczęli tonąć, czekałaby ich powolna, bolesna i nieuchronna śmierć.
W strefie śmierci nie można przeprowadzić porządnej akcji poszukiwawczej, nie mówiąc już o dochodzeniu. Przyjechałem tu, żeby zatknąć na szczycie flagę na jego cześć.
Teraz, kiedy wiem, że na pewno jest w drodze, mam jeszcze kilka minut, żeby się przygotować do kolejnego etapu.
Ten statek jest niesamowity, trochę jak kołyszący się butikowy hotel. Nawet się nie zorientujesz, że jesteś na wodzie.
- Nigdy tego nikomu nie mówiłem, ale niemal się poddałem podczas mojej pierwszej próby zdobycia Everestu. Było o niebo trudniej, niż sobie wyobrażałem. I nie mam tu na myśli trudności technicznych. Mierzyłem się już wcześniej z większymi wyzwaniami. Ale pod względem mentalnym wchodzenie na ośmiotysięcznik nie jest podobne do niczego innego.
- To był najbardziej niebezpieczny szczyt, na który się wspięłaś? - spytał Zak.
- Nie. Najbardziej niebezpieczna była północa ściana Eigeru. Tylko stamtąd zadzwoniłam do mamy, żeby się pożegnać, bo myślałam, że już po mnie.
- I po tym wszystkim ona nadal pozwala Ci się wspinać? - rzucił Grant.
Elise wzruszyła ramionami.
- Nie ma wyboru. I tak zrobię, co chcę. Góry to moje życie.
- Czy dobrze rozumiem, że ty i twój chłopak, mieniający się przewodnikiem, postanowiliście wejść na Snowdon najtrudniejszym szlakiem? - spytał twardym jak stal głosem. - W dodatku zmęczeni, pod presją czasu, w nieodpowiednim obuwiu i przy złej pogodzie?
- Tak, wiem. To była głupota.
- To był brak szacunku dla góry!
- W górach wszyscy jesteśmy jedną drużyną. Jeśli ktoś ma kłopoty, a my mamy możliwość mu pomóc, to naszym obowiązkiem jest przynajmniej spróbować. A jeśli ktoś tak nie uważa, to według mnie nie jest prawdziwym alpinistą.
Równie dobrze możesz sama się nauczyć, jak poprawić sobie nastrój.
O wiele łatwiej wyrzeźbić coś ze słabego wstępu, niż zaczynać od pustej strony.