cytaty z książek autora "Agnieszka Krzemińska"
W chrześcijańskiej Europie dbałość o ciało rzekomo zeszła na dalszy plan, a sport jako widowisko nie był już zinstytucjonalizowany, mimo to warstwy zamożnych właścicieli ziemskich i tak miały sposoby na rekreacyjną aktywność w postaci jazdy konnej i polowań, które od momentu wprowadzenia systemu feudalnego stały się przywilejem i rozrywką posiadaczy ziemskich. Poza tym rycerze ćwiczyli swoje bojowe umiejętności w pojedynkach i turniejach. Wraz z końcem średniowiecza i narodzinami humanizmu wróciły antyczne wzorce oraz idealne proporcje człowieka, które stworzył architekt rzymski Witruwiusz, a zilustrował w 1490 roku Leonardo da Vinci.
W XVIII wieku Jędrzej Kitowicz pisał, że kołtuny „drobne, grube, pojedyncze, na kształt czapki, podzielone w sznury, gładkie albo też na końcach węzłowate” są spotykane w całej Polsce i na Litwie, ale na Mazowszu „między trzema głowami chłopskimi dwie musiały być kołtonowate” (z tego wynika, że niemieckie określenie Weichselzopf, czyli warkocz nadwiślański, nie było przypadkowe).
W czasach gdy od węchu zleżało przeżycie, ludzie przykładali do niego większą wagę. Według badaczy z rozróżnianiem zapachów mają problemy głównie ludzie Zachodu, nie społeczności tradycyjne.
Średniowieczne miasta były jeszcze brudniejsze niż antyczne, gdyż nie było tam w ogóle kanalizacji, a śmieci lądowały w latrynach i na ulicach.
Z higieną w miastach bywało różnie, ponieważ w nowożytnej Europie jedne kraje przykładały do czystości większą, a inne mniejszą wagę. Miasta na południu uchodziły za brudniejsze niż te na północy, ale niestety to my mieliśmy niechlubną łatkę największych brudasów i niechlujów. Przyczyny należy doszukiwać się w biedzie i zacofaniu I Rzeczpospolitej. Podróżujący po niej obcokrajowcy nie mogli się nadziwić fatalnemu stanowi dróg oraz nędzy i brudowi polskich wsi, zamieszkanych przez noszących kołtuny chłopów pańszczyźnianych. Nasze miasta były natomiast nieliczne, małe i nie zawsze nadążające za „duchem czasu” (w Warszawie jeszcze w XVIII wieku tuż za murami była góra gnojowa, a w Krakowie bruki położono dopiero w drugiej połowie XIX wieku).
Od XVII wieku to właśnie mieszkańcy Niderlandów uchodzili w całej Europie za największych czyściochów. Różnicy w podejściu upatrywano w religii, bo podczas gdy w katolicyzmie brud ciała i otoczenia stanowił dowód oddania się Bogu i rezygnację z przyziemnych przyjemności, w protestantyzmie, a zwłaszcza w kalwinizmie, schludne ciało i ład w otoczeniu miały odzwierciedlać czystość intencji i duszy człowieka, a także symbolizować jego pracowitość, do której przykładano ogromną wagę.
dy pojawiło się płótno, zaczęto je wykorzystywać, choć jak twierdził Jędrzej Kitowicz w Opisie obyczajów za panowania Augusta III, gdy zrezygnowano ze słomianych wiechci w butach i onucek, które zastąpiono „szkarpetami”, nie wyszło to polskim panom na zdrowie, „ponieważ słoma to ma do siebie, iż wyciąga wilgoć, dla zbytku której niejednemu przeraźliwie nogi śmierdzą”. Brało się to stąd, że słomę codziennie wymieniano, natomiast materiały prano rzadko.
Największą rewolucją w dziejach ludzkości było udomowienie zwierząt i roślin oraz przejście na rolnictwo. Niektórzy twierdzą, że była to nieszczęśliwa decyzja, bo poza nowymi pasożytami pojawiły się choroby odzwierzęce (na przykład wywołująca dur brzuszny salmonella), zaczęliśmy się mniej ruszać i jeść więcej niezdrowych rzeczy. Jest w tym trochę racji, choć najbardziej na zmianie ucierpiały kobiety (z badań kości z wczesnego neolitu wynika, że były stosunkowo gorzej odżywione niż łowczynie-zbieraczki, bardziej niż one wycieńczone pracą na roli oraz częstszymi porodami, a co więcej, wśród rolników pojawiły się różnice majątkowe i pozycja kobiet zaczęła spadać). Nie zmienia to jednak faktu, że bez rolnictwa i hodowli nie doszłoby do rozwoju cywilizacyjnego.
Większość mieszkańców Europy czy Ameryki Północnej może jeść tak, jak kiedyś jedli królowie, ale pod wieloma względami nadal niewiele się zmieniło. Wciąż lepiej i bardziej świadomie jedzą osoby wykształcone, zamożne oraz dbające o zdrowie i urodę.
Dotyk był niewskazany ze względu na nadmierną skromność, jednocześnie panował strach przed wodą. Za przyczynę rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych uważano morowe powietrze, ale i działania „podejrzanych” ludzi (Żydów, czarownic), którzy mogli rzucać uroki i zatruwać studnie, woda jawiła się więc jako niebezpieczna dla zdrowia.
Paracelsus słusznie twierdził, że wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka. Dotyczy to nie tylko leków, ale też każdej innej dziedziny naszego życia oraz chęci zachowania młodości i urody. Jeśli przedobrzymy z odchudzaniem, operacjami plastycznymi, suplementami, kosmetykami – możemy uzyskać efekt odwrotny.
kobiety żyjące 7 tysięcy lat temu miały nogi równie silne jak współczesne wioślarki, a ramiona nawet o kilkanaście procent od nich potężniejsze. Panie w epoce kamienia, nawet jeśli nie zawsze przyłączały się do polowań na grubego zwierza, bo ograniczały je ciąże czy karmienie, to dużo chodziły w poszukiwaniu pożywienia i nosiły ciężary, więc raczej nie miały okazji do tycia.
Pomijając przedstawienia kobiet ze znaczną tuszą z paleolitu, ikonografia i teksty wskazują, że w przeszłości zdecydowanie częściej zachwycano się ciałem gibkim, szczupłym i młodym niż opasłym, z ciężkimi piersiami czy bardzo szerokimi biodrami. W sztuce staroegipskiej czy chińskiej o wiele częściej grubi są mężczyźni niż kobiety. W malarstwie europejskim kobieca pulchność podziwiana jest w epoce baroku, ale moda ta kończy się w XVIII wieku, kiedy znów wraca do łask szczupła sylwetka.
W renesansie zachowały się aluzje, że kobiety powinny dbać o figurę, jeśli chcą utrzymać zainteresowanie mężów. Dla dam z dobrych domów stanowiło to poważne wyzwanie, bo nie było za bardzo przyzwolenia, by uprawiały jakąkolwiek aktywność ruchową.
Podczas gdy łowczynie nieustannie chodziły, by zdobyć pożywienie, a więc miały silne ręce i nogi, pierwsze rolniczki nie tylko uprawiały pola, lecz także mieliły ziarno w ciężkich kamiennych żarnach. W epoce brązu musiało dojść do zmiany wykonywanych przez kobiety prac, bo ich ramiona były nadal silne, ale nogi osłabły o około 12 procent, co oznacza, że kobiety zaczęły jednak znacznie mniej chodzić. Można to łączyć z umocnieniem się patriarchatu i coraz większym podporządkowaniem kobiet mężczyznom, którzy w ramach kontroli ich płodności pozamykali je w domach. Nadal więc ciężko pracowały, tylko że w domach oraz obejściu. Ograniczenie ich mobilności wiązało się też z tym, że nie zajmowały się profesjami wymagającymi ruchu – nie walczyły, nie brały udziału w dalekosiężnym handlu, nie podróżowały.
W 1292 roku w liczącym 70 tysięcy mieszkańców Paryżu działało 26 publicznych łaźni, do których zaglądali nawet duchowni oraz bardzo bogobojni mieszczanie, często ulegając pokusom i wykupując „usługi dodatkowe”.
W średniowieczu na Bliskim Wschodzie muzułmanie zaadaptowali spuściznę antyku, jeśli chodzi o konstrukcje łaziebne, do potrzeb higienicznych i rytualnych. Według nich ciało nie było siedliskiem zła i pokus, jak dla chrześcijan, tylko darem Boga – stąd dbałość o zdrowie i higienę.
Dla pozamykanych w haremach kobiet wyjście do łaźni było ważnym wydarzeniem, podczas którego mogły oddawać się ablucjom i innym przyjemnościom, takim jak plotkowanie z koleżankami, jedzenie smakołyków czy palenie fajki. To dlatego kiedy kulturalni, wykształceni i pachnący czystością Arabowie spotykali brudnych i nieobytych chrześcijan, widzieli w nich niecywilizowanych prostaków.
Najbardziej unikali wody najżarliwsi katolicy – Hiszpanie, Francuzi i Polacy (czego objawem był występujący zarówno u biedoty, jak i szlachty tzw. plica polonica, czyli polski kołtun – zob. rozdział 7), podczas gdy w krajach protestanckich, zwłaszcza w Niderlandach, Szwajcarii i Niemczech, czystość otoczenia i ciała zaczęła być wartością i wyrazem bogobojności.
Tak jak w XVIII i XIX wieku głównymi trendsetterami czystości byli Anglicy, w kolejnym wieku niekwestionowanymi liderami rewolucji higienicznej stali się Amerykanie. Przyczyniły się do tego między innymi amerykańska purytańska bogobojność i związany z nią styl życia, skłonność Jankesów do zachwytu nad nowoczesnymi technologiami oraz możliwość natychmiastowego ich wprowadzenia (pociągnięcie rur do nowo budowanych miast było prostsze niż w ciasno zabudowanych, mających jeszcze średniowieczne korzenie miastach europejskich).
Nasze wyobrażenia o tym, czym jest współczesna kultura wypróżniania, oparte są na zachodniocentrycznym widzeniu świata. Tymczasem świat nadal dzieli się na kucaczy i siadaczy oraz podmywaczy i podcieraczy. W niektórych krajach azjatyckich wciąż instalowane są w toaletach sedesy przystosowane do kucania, w Japonii muszle klozetowe jednocześnie służą jako bidety, a w Indiach i na Bliskim Wschodzie do mycia pupy używa się specjalnych szlauchów i czynność ta wykonywana jest zawsze lewą ręką (prawa służy do jedzenia i witania).
Przez wieki niczego zdrożnego nie widziano w publicznym czyszczeniu zębów. W starożytnym Rzymie wspomina o tym poeta Marcjalis, w późnym średniowieczu – Erazm, a u Jędrzeja Kitowicza czytamy, że wśród zamożnej polskiej szlachty w XVIII wieku panowała moda na używanie cienko wystruganych wykałaczek z drewna bukszpanowego, które pod koniec posiłku kładziono na talerzach.
Choć względy seksualne i wzorce estetyczne były ważne, najistotniejsze w tej modyfikacji ciała było utrwalenie podporządkowanej pozycji kobiety – wiązanie stóp pojawiło się w epoce, kiedy kobiety cieszyły się wyjątkową swobodą i wysokim statusem. Za czasów dynastii Tang mogły się kształcić, rozwodzić i ponownie wychodzić za mąż, a nawet jedna z nich – Wu Zetian – między 690 a 705 rokiem zasiadła na Tronie Smoka. Niezadowoleni z takiego obrotu spraw neokonfucjaniści radykalnie ograniczyli ich prawa i wolność, przy czym lotosowe stópki stały się idealnym sposobem na ograniczenie ich wolności i przywiązanie do mężczyzn i domu.
Dla starożytnych Greków i Rzymian tatuowanie było kwintesencją barbarzyńskości.
Grecy i Rzymianie wykorzystywali tatuaże, podobnie jak skaryfikacje, do piętnowania zbiegłych niewolników i przestępców. W kulturze judeochrześcijańskiej niechęć do naruszania skóry wynika z Biblii, która uważa to za grzech (Księga Kapłańska 19,28), więc tatuaże nosili tylko najgorsi grzesznicy.
jedynym autentycznie działającym dobroczynnie na skórę kosmetykiem jest właśnie krem z filtrem. Oznacza to, że zamożne kobiety z przeszłości, które jak ognia wystrzegały się promieni słonecznych, miały rację.
Skóra to osobny narząd, ale Hipokrates miał rację – wszystko, co się dzieje w naszym wnętrzu, będzie na niej widać, zwłaszcza naturalny proces starzenia się organizmu. Możemy go zamaskować starannym makijażem lub kosmetykami, ale całkiem zatrzymać się go nie da. Niestety.
W wielu kulturach ogolenie głowy zamężnej kobiecie, czyli pozbawienie jej tak ważnego atutu i wabika, było sposobem narzucenia jej kontroli, a jednocześnie poniżeniem. W patriarchalnych społeczeństwach mężczyźni zakrywali mężatkom włosy, tak aby nikt nie oglądał ich poza mężem, co miało zapewnić ich wierność. Żydzi i muzułmanie kazali kobietom nosić chusty, przez długi czas również i chrześcijanie pozwalali pokazywać rozpuszczone włosy tylko pannom na wydaniu, by podczas ślubu w trakcie oczepin na zawsze schować je pod różnego rodzaju chustami i czepkami.
Najbardziej ekstremalni są jednak ortodoksyjni wyznawcy islamu, którzy nakazali nosić kobietom burki, oraz chasydzi, u których zmuszone są po ślubie zgolić włosy. Pierwotnie miało to zapobiec gwałtom Tatarów i Kozaków, najeżdżających Ukrainę w XVII wieku, jednak zwyczaj ten przyjął się i do dziś niezastosowanie się do niego grozi chasydkom wykluczeniem ze społeczności. Aby ukryć łyse głowy, ortodoksyjne żydówki noszą peruki zwane szejtl lub szajtel.
Nie wiadomo, czy osiemnastowieczna zabawka erotyczna trafiła do latryny podczas używania, czy została wyrzucona, ani do kogo ten luksusowy przedmiot należał.