Ludzie różnych kultur mogą się dogadać – wywiad z Marią Paszyńską

LubimyCzytać LubimyCzytać
03.10.2018

Urodzona w niedzielę, ale niezwykle pracowita. Do szaleństwa zakochana w swoim mężu. Marzy o pieszej podróży z plecakiem przez Turcję i Iran. Chciałaby zostać Wołoszańskim w spódnicy. Nie wyobraża sobie świata bez kiszonych ogórków. Taka właśnie jest Maria Paszyńska – autorka „Owocu granatu”. Kobieta bardzo zdolna, a do tego barwna i nietuzinkowa.

Ludzie różnych kultur mogą się dogadać – wywiad z Marią Paszyńską
 
 

Lato 1939 roku, Kresy. Elżbieta i Stefania, wchodzące w dorosłość bliźniaczki, spędzają beztroskie wakacje w dworku dziadków. Sielankową atmosferę przerywa warkot niemieckich samolotów. Wkrótce ze wschodu nadciąga kolejne zagrożenie: Armia Czerwona. Rozpoczyna się dramatyczna walka o przetrwanie. Dziewczęta nie przypuszczają nawet, co szykuje dla nich los i jaką cenę przyjdzie im zapłacić za każdy dzień życia.

„Dziewczęta wygnane” – pierwsza część trylogii „Owoc granatu” – to opowieść o miłości, rodzinie, wierności i odpowiedzialności, zawsze i pomimo wszystko. Oparta na faktach wstrząsająca historia wygnanych kobiet, których tułaczy szlak wiódł z Rzeczypospolitej przez Syberię aż na Bliski Wschód.

Bliźniaczki Elżbieta i Stefania wraz z tysiącami Polek cudem uszły z syberyjskiego piekła i podążając za Armią Andersa, dotarły do Iranu. Egzotyczny kraj okazuje się rajem na ziemi, jednak traumatyczne doświadczenia nie pozwalają o sobie zapomnieć. Czy w promieniach słońca i cieple perskiej gościnności kobiety zdołają odzyskać spokój? Oparta na faktach historia tułaczy wojennych, którzy na obczyźnie próbowali na nowo zbudować swoje życie.. 

„Kraina snów" to opowieść o sile miłości oraz człowieczeństwie nieznającym podziałów religijnych czy narodowych. W oparach orientalnych przypraw i perskiej życzliwości próbują na nowo poskładać roztrzaskane wojną i zesłaniem serca. Czy Elżbiecie i Stefanii także uda się odnaleźć szczęście? Czy na perskiej ziemi odnajdą spokój? Czy demony przeszłości nie pozwolą o sobie zapomnieć?

Pani Mario, kiedy napisała pani swoją pierwszą powieść?

Niedługo po skończeniu dziesiątego roku życia. I mam na to dowód! Dostałam wówczas fioletowy Słownik Języka Polskiego PWN z dedykacją „Za wspaniały debiut literacki”. Jest też data: październik 1995 roku.

Czyli humanistka od małego?

Można tak powiedzieć. Nauczyłam się czytać, gdy miałam cztery lata i od tamtej pory niewiele rzeczy interesowało mnie bardziej niż fabuły. Skończyłam nietypową klasę w 7 LO im. Juliusza Słowackiego w Warszawie. Była to klasa humanistyczna z rozwiniętym programem wychowania estetycznego, toteż na świadectwie maturalnym mam takie przedmioty, jak taniec towarzyski, fotografia, film czy teatr, które były u nas obowiązkowe. Kochałam tę szkołę! Spędzaliśmy tam całe dnie. Organizowaliśmy wystawy, przedstawienia. Ja sama napisałam i wyreżyserowałam dwa musicale. W jednym z nich nawet zagrałam.

Nie chciała pani zostać aktorką?

Ależ chciałam! W podstawówce grałam w Teatrze Żydowskim, a w starszych klasach chodziłam na słynne koło teatralne Machulskich przy Teatrze Ochota. Okazało się jednak, że mam wadę podniebienia… To mnie zdyskwalifikowało, jeśli chodzi o zawodowe aktorstwo. Zresztą los kilkakrotnie weryfikował moje życiowe plany artystyczne.

W liceum dużo śpiewałam, m.in. u Elżbiety Zapendowskiej. Marzyła mi się kariera śpiewaczki operowej. Niestety przed egzaminami na Akademię Muzyczną foniatra pozbawił mnie złudzeń... Nawet gdybym dostała się do szkoły, nie mogłabym śpiewać zawodowo dłużej niż 5 lat.

Jak w takim razie trafiła pani na iranistykę? To dość odległy kierunek...

Od zawsze kochałam historię, bo dla mnie to trochę taka baśń, tyle że wydarzyła się naprawdę, co czyni ją jeszcze bardziej fascynującą. Nie znosiłam jednak np. wojen XVII wieku, więc na historii ogólnej bym nie wytrzymała. Nie lubię uczyć się rzeczy, które mnie nie ciekawią. Interesowały mnie za to wzloty i upadki potężnych imperiów. Wybrałam Persję... I to okazało się strzałem w dziesiątkę. Iran to moja wielka historyczno-kulturowa miłość.

Jednak w pani życiu pojawiło się też prawo…

Pochodzę z prawniczej rodziny. Moim bliskim trudno było zrozumieć, dlaczego wybrałam iranistykę. Nie był to wówczas zbyt praktyczny kierunek studiów, a z czegoś trzeba żyć. Połączenie znajomości orientalnych języków i prawa okazało się doskonałą decyzją. Przez dwa lata studiowałam turkologię (żeby nauczyć się tureckiego), a w końcu w trzy i pół roku skończyłam prawo i z marszu dostałam się na aplikację adwokacką. Przez kilka lat pracowałam w kancelarii, zajmowałam się prawem gospodarczym.

Zatem kiedy znalazła pani czas na pisanie książek?

W 2013 roku, po urodzeniu córki, postanowiłam spełnić swoje marzenie i pozwolić sobie na „fanaberię” napisania książki. Nikomu nic nie powiedziałam. Wiodłam mój prawniczy żywot, a wieczorami w sekrecie stukałam w klawiaturę. W 2015 roku przeczytałam zdanie Marka Twaina, że jak ktoś marzy o pisaniu, powinien zaryzykować i spróbować wydać książkę. Twain doradził jednak, by eksperyment prowadzić maksymalnie przez trzy lata i jeśli przez ten czas nikt nie będzie chciał zapłacić za tę pisaninę, należy zostać drwalem. Postanowiłam pójść za jego radą.

I tak powstał Warszawski niebotyk

Ukazał się 9 września 2015 roku, niemal 20 lat po moim dziecięcym debiucie. Recenzję na okładkę książki napisał mi Jan Nowicki – tak jak to sobie wymarzyłam. Nie znałam wcześniej pana Jana, ale zdobyłam jego numer i ubłagałam, by zechciał przeczytać powieść. Po przeczytaniu jego opinii popłakałam się ze wzruszenia, nie spodziewałam się tylu dobrych słów.

A potem było kilka innych książek, aż pojawiły się „Dziewczęta wygnane”, czyli pierwsza część serii „Owoc granatu”.

Marzyłam o napisaniu tej historii, odkąd 12 lat temu usłyszałam opowieść o spowiedzi, którą Irańczycy, muzułmanie szyici, zorganizowali na plaży dla wycieńczonych Polaków przewiezionych z Syberii, bo wiedzieli, że człowiek potrzebuje nie tylko jedzenia i ubrania, ale też leku dla duszy. Piękno i humanitaryzm tego obrazu wywarły na mnie niesamowite wrażenie. Jednak czasem historia jest jak wino i musi „przeleżakować” w duszy autora, zanim będzie gotowy ją opowiedzieć. Tak właśnie było z „Dziewczętami…”

„Owoc granatu” niesie piękne przesłanie. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach…

Moja idee fixe to dialog międzyreligijny. Jestem chrześcijanką z wyboru, ale chodziłam do żydowskiej podstawówki i studiowałam islam. Moja ukochana historia pokazuje, że ludzie z różnych kultur mogą się dogadać i żyć obok siebie w pokoju. Warunkiem podstawowym jest jednak to, żeby sami rozumieli, w co wierzą. To właśnie staram się przekazać w swoich książkach…

artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 03.10.2018 14:17
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post