Miasto smoków. Płomień i cień Beata Park 6,8
ocenił(a) na 38 tyg. temu Czy oceniając debiuty literackie powinniśmy być bardziej wyrozumiali?
Czasami się nad tym naprawdę mocno zastanawiam – bo z jednej strony wydaje mi się, że tak, a z drugiej zdarzyło mi się kilka razy trafić na taki debiut, który był naprawdę doskonały. Z czego to zatem wynika? Że są autorzy, którzy po prostu mają naturalny talent do pisania książek? A może po prostu poświęcają swojemu pierwszemu dziełu o wiele więcej uwagi, chcąc je jak najlepiej dopracować i doszlifować? Cóż, jedno jest pewne – gdyby ludzie nie dawali szansy debiutom to przecież nie mielibyśmy w ostatecznym rozrachunku co czytać! A prawda taka, że różni są czytelnicy – to, co jednym się spodoba, w innych wzbudzi irytację. Jak zatem ja odebrałam debiut Beaty Park, „Miasto smoków”?
Nie ukrywam, że już od samego początku miałam pewne obawy względem tej powieści – do złudzenia owa zapowiedź przypominała mi bestsellerowe „Fourth Wing. Czwarte Skrzydło”. Nie chciałam jednak z marszu się do niej zrażać, bo przecież mogła się okazać być naprawdę dobrą lekturą, prawda? Być może czerpiącą inspirację z wielu innych powieści fantastycznych, ale bądźmy szczerzy – obecnie ciężko stworzyć coś naprawdę oryginalnego. Samo „Fourth Wing” uważam nadal za mocno schematyczne i powielające wiele motywów, ale jednak było ono tak dobrze napisane, zapewniło mi ogrom emocji i czystej radości z czytania, że całkowicie o tym zapomniałam. I tak to właśnie działa – jeżeli dana historia nas pobudza, jeżeli jest odpowiednio rozbudowana i napisana, to nie dzieje się nic złego, nawet jak sama w sobie jest nieco schematyczna. Niestety, „Miasto smoków” jest i schematyczne, i nie do końca dobrze napisane.
Główna bohaterka tej powieści, Anna, prowadzi normalne typowe życie nastolatki. Niczym się nie wyróżnia, ale jej życie ulega diametralnej zmianie, gdy jej ojciec przepada bez śladu, a ona sama zostaje porwana przez smoka i trafia na tajemniczą wyspę zamieszkiwaną przez jeźdźców smoków. I już w tym momencie pojawia się pewien zgrzyt – osobiście uważam, że gdy mamy do czynienia z akcją, która zaczyna się toczyć w normalnym, rzeczywistym świecie, a potem nagle przeskakujemy do czysto fantastycznej wizji, to trzeba w naprawdę umiejętny sposób to poprowadzić. I rzadko kiedy się to udaje. Tutaj również nie wyszło i sam motyw rzekomego przenikania się ziemi ze światem smoków po prostu mi zbyt dobrze nie współgrał. Kiepska kreacja świata, słaba geneza istnienia tego wszystkiego, a smoków w sumie co kot napłakał – w sensie owszem, są smoki, ale raczej nie mają prawa głosu a jakiekolwiek budowanie relacji z nimi leży i kwiczy. A przecież te istoty niosą ze sobą tak wielki potencjał!
Sama Anna jest raczej irytującą postacią, która w ogóle w sumie nie przejęła się zbytnio tym, że nagle widzi smoki i trafia do obcego miejsca. Właściwie z marszu uznała, że spoko, zacznę wspinać się na grzbiet smoka i latać, bo pewnie tak trzeba. Absurd gonił tutaj absurd, brakowało odpowiednich przejść między scenami, takiej płynności i lekkości w fabule. Niejednokrotnie też irytowały mnie wypowiedzi bohaterów – dialogi są toporne i sztywne, a sam styl autorki też nie przypadł mi do gustu. Prosty, aż zbyt prosty język, mało wzbudzania emocji w czytelniku, brak stopniowania napięcia… I chociaż niby pojawia się tutaj zarys jakiejś tajemnicy i niebezpieczeństwa, to w ogóle nie jest on w stanie zaintrygować czytelnika. Ta cała historia sprawia wrażenie bycia jedynie szkicem, a nie dopracowaną opowieścią.
Schemat goni schemat, o czym już doskonale wiemy, ale poruszmy zatem jeszcze jedną kwestię – romans i pojawienie się kolesia o wątpliwej reputacji, do którego wzdychają wszystkie kobiety. Oczywiście jest to typ niesamowicie przystojny, pewny siebie i arogancki, z którym główna bohaterka początkowo w ogóle nie chce mieć do czynienia. Ale kilka żenujących tekstów później sama rzuca mu się w ramiona. Relacja rozwija się w zastraszająco szybkim tempie i oczywiście zyskuje miano wielkiej, epickiej miłości – zero w tym wiarygodności.
Niestety, nie polubiłam się z tą powieścią. Mam na swoim koncie już ogrom powieści fantastycznych, romantasy i tym podobnych, ale naprawdę rzadko trafiam na coś, co uznam za kiepskie. Niestety, „Miasto smoków” w moim odczuciu zasługuje na takie miano. Panujący obecnie hype na smoki być może sprawi, że znajdą się czytelnicy, którzy się nią zainteresują, ale obawiam się, że wielu z nich przeżyje niemiłe rozczarowanie.
instagram.com/bookeaterreality