-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Cytaty z tagiem "günter wallraff" [6]
[ + Dodaj cytat]
- Wiedział pan od znajomych cudzoziemców, sąsiadów, że mają ciężko. Kiedy sam „stał się” pan Turkiem, co było najbardziej zaskakującego?
- Niesamowita pogarda, której doświadczaliśmy. Nie byliśmy ludźmi, tylko wołami roboczymi. Nawet najniżej postawiony niemiecki robotnik rządził się, popychał nas, uważał za zwierzęta żyjące tylko po to, żeby harować. Znowu pojawiło się słowo „Herrenmensch”, którego używali naziści w stosunku do siebie, ludzi władzy, panów człowieczeństwa.
Wyciągnąłem wnioski z dawnej postawy lewicy i zachodnich intelektualistów wobec Wschodu. Także z mojej własnej postawy. Z tego, że nie zauważało się różnych nieprawości, bo tak było wygodniej, ważnych rzeczy się nie dociekało. Dziś Zieloni czy SPD też zamykają oczy na różne sprawy. Ochoczo krytykuje się chrześcijaństwo, rozprawia o inkwizycji, a nie mówi się o tym, co się dzieje tutaj w społecznościach islamskich, a dzieje się tam czasem makabra.
Moje przebranie sprawiło, że szczerze i bez osłonek dawano mi do zrozumienia, kim jestem. Udając naiwnego, byłem sprytniejszy, mogłem wyraźniej dostrzec zakłamanie i lodowatą obojętność tego społeczeństwa, które uważa się za tak mądre, swobodne, idealne i sprawiedliwe”.
Wallraff, zanim stał się Alim, pracował jako dziennikarz, wydał kilka książek. W reportażach opisywał, jak łamane są prawa pracowników w hucie Thyssena (bez maski sprzątał tam pył szklany), w fabryce Siemensa, Forda, w koncernie ubezpieczeniowym Hansa Gerlinga. „Po moich tekstach wzmagały się kontrole, nakładano kary i zmuszano do poprawy warunków pracy. Zarządy zaczęły się bać. W biurach personalnych tych firm wywieszono »list gończy« z moim zdjęciem” -opowiadał. Poczuł siłę słowa. I moc wybranej przez siebie metody. Kiedy był Alim, mógł zadać każde pytanie. Bo Alego traktowano jak idiotę, rozmówcy nie mieli się przed nim na baczności. W swoich łgarstwach szli na całego, bez trudu dało się je rozszyfrować. Gdyby wystąpił w roli reportera, uraczono by go półprawdami, mową-trawą.
Nie mam wykształcenia. Nigdy nie miałem skłonności do abstrakcyjnego myślenia, chciałem działać i w ten sposób nauczyłem się dziennikarstwa. Moje uniwersytety to były fabryki, zakłady pracy, azyle dla bezdomnych. Zaczynałem od lakierni w zakładach Forda, piekła, w którym wcześniej pracował mój ojciec. Umarł, kiedy miałem szesnaście lat, zostawiając matkę bez środków do życia. Była zbyt dumna, żeby zwrócić się o pomoc socjalną. Wcześnie poszedłem do pracy, żeby pomóc.
Potem przebrałem się za człowieka interesu i pojechałem do Hamburga, do Hahna. Podałem się za przedstawiciela HIAG, stowarzyszenia samopomocy byłych członków Waffen-SS, które pomaga dawnym esesmanom i gestapowcom. Otworzył się przede mną, powiedział, że nic mu nie grozi, bo ma świetne kontakty w sądownictwie. Zawsze dają mu cynk, jeśli coś niepokojącego się wokół niego dzieje. Jego szwagier jest jednym z głównych generałów w NATO.