cytaty z książki "Cienie w pieczarze"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Komuniści bowiem znają doskonale jedno prawo - prawo zapominania i przemijania. (...) wiedzą doskonale, że nikogo z ludzi pamiętających przeszłość nie przekonają, należy więc ich tylko zmusić do milczenia i - czekać na nowe, nieświadome historii zastępy młodzieży, dla których nienormalność będzie już właśnie normą.
Kto czynnie da świadectwo pustce, ten się ocali, przestanie być pusty, protest przeciwko pustce zapełni go.
Tak to zresztą bywa, zwłaszcza w Polsce - tym od dwustu lat rozdrożu i wygwizdowie narodów, gdzie najłatwiej zawsze było naśladować Kasandrę.
Pisać o niepisaniu, móc wyrazić niemożność, to na pewno było co innego, niż całożyciowy tego człowieka “sen o szpadzie”. Ale właśnie wyrazić niemożność wyrażania, a może, mówiąc językiem dwadzieścia lat późniejszym, wyrazić w pełny sposób swoją niepełność, czyli szmacianość (...).
Lecz uporządkowany na pozór Zachód Europy, nie rozumiejący zasady naczyń połączonych, która mówi, że jeśli gdzieś na świecie długo i bezkarnie dzieje się nie wiedzieć co, to prędzej czy później wszędzie na świecie może, a nawet musi dziać się nie wiedzieć co, ten Zachód drogo za swą lekkomyślność zapłaci.
Jedynie tylko w Polsce dało się określić okres stalinowski jako ‘’dyktaturę złagodzoną przez bałagan’’.
To była wszakże realizacja zamysłów krytyka R…, który postanowił wykorzystać przymusową bezczynność jako czas darowany i dokonać wreszcie autodefinicji (...).
I tak w kółko przez dwa, trzy miesiące, gdy pogoda pozwoli, podobnie jak we wszystkich nadmorskich kurortach świata, sezonowa egzystencja toczy się typowo, aż banalnie, tyle że jakoś za bardzo płytko, po wierzchu, tandetnie: specyficznie infantylny, nie opierzony jeszcze, nieświadomy siebie, szmaciany właśnie uniwersalizm zalał te opuszczone, poniemieckie plaże, tarasy, aleje.
Nagły sztorm na otwartym Bałtyku to ciemny granat wody i pienista biel fal na bezpiecznej zatoce - wie o tym każdy tubylec, obecnie już oczywiście tubylec polski, przybyły częstokroć z Wilna, Grodna czy Lidy.
Roman śmiało nastawia gołą głowę na seryjne, ale zmienne, porywiste ataki sztormowego wiatru, licząc w tej chwili, że grudniowe słońce, jaskrawe, lecz nie grzejące, po trochu go jednak opali, a opalenie, zwłaszcza w zimie, jest oczywiście ważnym składnikiem mitu o wiecznej młodości.
Nikt tego w dzisiejszej Polsce nie robił, wdrażana na wszelkich zebraniach, w telewizji, prasie i radio jednomyślność stała się szkołą wyrzeczenia jakichkolwiek własnych poglądów, szkołą obojętności i indyferentyzmu, szkołą duchowego skarlenia, podyktowanego przez samozachowawczą, życiową ostrożność, szkołą wewnętrznej szmacianości właśnie. Szmacianość okazała się powszechnym faktem. (...) Społeczeństwo ginęło wszakże, zatracało wszelkie oblicze właśnie przez brak wewnętrznych sprzeciwów.
Główny element pozornej łatwości życia Romana stanowiło to, że był literatem, że pisał - w prasie, dla filmu, recenzje, książeczki - takich właśnie literatów wszystkorobów, bez bliższej, specyfikującej definicj, bardzo teraz potrzebowano.
Zgubne złudzenia, wciągnęły już niejednego, aby go potem przekreślić, i to na zawsze. Z okna można wychylać się do pewnej granicy, ale za daleko można wychylić się tylko raz. Tylko że Polacy, położeni między zdziecinniałym Zachodem, a oszalałym Wschodem, mają już instynktowny lęk przestrzeni, toteż długi czas nikt się nie wychylał, licząc, że jakoś się i tak uda - w ten sposób, z góry zgadując życzenia cenzury, całe pokolenie pisarzy skarlało i, kiedy przyszła o latach faza jawnego buntu, nie mieli już społecznego autorytetu.
Bo takie życie tu tworzono, innego nie było - i ono właśnie stawało się NORMALNOŚCIĄ, koszmarną, groteskową, ale normalnością, w której opętany kołowrót dawali się wkręcić najpoważniejsi ludzie, profesorzy, artyści, technicy, organizatorzy, dzięki czemu nikt już nie był poważny. A z jakiego powodu się dawali? Z bardzo prostego, zdefiniowanego mimowolnie w dowcipie radzieckiego satyrycznego pisma ‘’Krokodyl’’: - Dlaczego u was w stołówce nie ma wyboru? - Jak to nie ma: jest. Możecie jeść albo nie!
Prawdopodobnie zresztą żaden rewanż i żadna kara nie przynoszą należytego zadośćuczynienia i satysfakcji, przychodzą bowiem w innym czasie i w innych okolicznościach niż te, które istniały w momencie popełnienia czynów karygodnych.
Polacy stają się znakomitymi organizatorami, gdy im tego ktoś zabroni.