cytaty z książki "Zwykła przyzwoitość"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
I dlatego właśnie przegra, bo rzeczywistość rzadko dorasta do naszych marzeń.
Musiałem tylko przeczekać, nie pozwolić sobie zrobić za dużej krzywdy i uderzyć, kiedy się zmęczy.
W ostatnim odruchu świadomości pomyślała, że ten kto ją odnajdzie, bardzo się zdziwi.
Z jakiegoś powodu zrobiło jej się dzięki temu lepiej.
- Wiesz, jak wejść facetowi na ambicję.
- Wy i ta wasza samcza duma - prychnęła.
- To ona napędza świat.
- I konflikty zbrojne.
- To prawda. Ale ma też pozytywny wpływ na...
Nic z tego nie rozumiała. To byli przecież stróże prawa. Powinni jej bronić, a nie pomagać we włamaniu.
Zapnij mu pasy, żeby go nie rzucało w czasie jazdy jak dziwkę po kościele.
To cały wielki kompleks. Drut kolczasty, strażnicy, co chwila ktoś przyjeżdża z ministerstwa sprawiedliwości, żeby zrobić wielkie, kurwa, nic. Za tym kompleksem stoją puste budynki, nie wiadomo czyje.
Przyznać musiała Staśkowi, że się starał. Załatwił im mieszkanie, kupował książki i nawet niektóre przeczytał.
Poszła do biblioteki, pożyczyła kilka książek, w których spodziewała się znaleźć informacje na interesujący ja temat. Żeby nie wzbudzić podejrzeń, dodała parę tanich romansów. Bibliotekarka się nie zorientowała.
Zrobiła krok do przodu. Pchnęła stopami krzesło tak, że się przewróciło. Lina zacisnęła się na jej gardle, jakby nagle zmieniła się w żywe stworzenie.
W ostatnim odruchu świadomości pomyślała, że ten, kto ja odnajdzie, bardzo się zdziwi.
Z jakiegoś powodu zrobiło jej się dzięki temu lepiej.
To była jedna z kamienic, które odremontowane od frontu ciągle straszyły zaniedbanym podwórkiem, zawalonym śmieciami, puszkami po piwie i butelkami po wódce.
Wykonałem ramionami ruch od dołu w górę, tak żeby zmieścić się pomiędzy jego rękami, rozerwać chwyt oraz złapać za kurtkę. Przyciągnąłem go do siebie i uderzyłem z byka. To było najszybsze rozwiązanie.
Napastnik zamarł i ostatecznie nie powiedział nic. Ruszył w stronę wyjścia.
I idzie na mnie, cały wypakowany testosteronem, pewny siebie, bo, kurwa, stoi za nim te dziesięć tysięcy lat patriarchatu, i jak wtedy dostanie gazem pieprzowym po oczach! Jak nie zakwili! Jak nie zacznie się rzucać! Natychmiast cała ta toksyczna męskość go opuściła i została tylko samcza żałość!
O ile Dorę i Michalinę Aldona znała jeszcze ze studiów, to Bluza pojawiła się w ich grupie niedawno. Spotkały się na Dworcu Zachodnim w pierwszych dnia wojny w Ukrainie, kiedy wspólnymi siłami wolontariusze próbowali jakoś zapanować nad falą przerażonych ludzi.
Rozumiała, że teraz ludziom jest ciężko, że po wielkim wybuchu entuzjazmu zaraz po rosyjskiej agresji na Ukrainę, kiedy każdy dzielił się dobrem, a dary w ich magazynie ledwo się mieściły, każdy dba o swój portfel i uważnie ogląda każdą złotówkę.
Przyjrzałem się ranie.
- Głęboka - stwierdziłem. - Nic poważnego, ale trzeba będzie szyć. Ma pani szczęście.
- Bo?
- I tak jedzie pani do szpitala.
- Bardzo, kurwa, śmieszne.
Zastanawiałem się, jak bardzo jest zdesperowana i o co właściwie chodzi. W końcu byłem człowiekiem, którego spotkała może dwie godziny wcześniej, kimś, o kim wiedziała mniej niż niewiele, a kogoś takiego nie prosi się o ratunek w ważnej sprawie. Chyba że stoi się pod ścianą. A ona, jak się okazało, stała.
On tu przyszedł w jednym konkretnym celu: żeby się zemścić i odzyskać poczucie dumy oraz niezdrowej męskości.
Może jestem staroświecki, ale po prostu nie znoszę, jak ktoś bije kobietę.
Bez patrzenia na zegarek wiedział, że dochodzi piąta. Od lat codziennie budził się o tej samej porze. Najwyraźniej starsi ludzie naprawdę potrzebowali mniej snu.
Skórzany fotel był już tak wysłużony, że zapadał się pod jego ciężarem. Dyzio miał go od chyba dwudziestu lat. Kupił za pierwszą łapówkę albo jedną z pierwszych, nie pamiętał. Był bardzo z siebie dumny, wtachał go nawet sam na drugie piętro.
Okazało się, że odeszła do nauczyciela z liceum. Takiego, co był oczytany i nawet wiersze pisał. Szybko pożałowali. Oboje. Ona, bo zorientowała się, ile taki nauczyciel zarabia (tyle co gówno) i nawet na papier, żeby sobie dupę podetrzeć, go nie stać. On, bo zrozumiał natychmiast, że tej biedy ona mu nie wybaczy.
W koszu na śmieci w kuchni znalazł puste puszki po piwie. I to by się zgadzało, bo pamiętał, jak wrócił zmęczony do domu i pomyślał, że otworzy sobie jedno i obejrzy coś w telewizji. Jak jednak doszło do tego, że teraz bolała go głowa, a w brzuchu jakby stado diabłów urządziło sobie małe igrzyska olimpijskie? Jego żołądek zmieniły w basen, a jelita w tor bobslejowy.
Odetchnął i otarł spocone czoło. Wódka, papierosy w popielniczce i leżąca nieopodal szminka. Skąd ona się tutaj wzięła? Kolejna pierdolona zagadka.
Na nasz widok poderwał się gwałtownie. Bardzo szczupły, nieco przygarbiony, zdawał się składać z samych kolan i łokci. Jego twarz pokrywał lekki trądzik. Jedno oko miał podbite, ale siniak był stary, sprzed kilku dni.
Kawa faktycznie była mocna i gorzka, aż wykręcała pysk. Taką lubił. Zaczął się rozglądać za paczką papierosów, ale nigdzie jej nie widział. Pewnie wczoraj wypalił całą. Mógłby sięgnąć po elektronicznego papierosa. Miał gdzieś tutaj, ale nie lubił. Dla niego to było jak dymanie w gumce - niby prawie to samo, ale przyjemność minimalna.
Był konsekwentny jedynie w przepuszczaniu kasy na alkohol, dziewczyny i koks.
Aniela nie chciała umierać, ale jaki miała wybór?