cytaty z książki "Szwedzki kryminał"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wygoliliście całą butelkę w trzy pacierze? (...)
– Ano. Wiesz, jak to jest... Flacha była sama, a stanęli przeciwko niej dwaj faceci, nie dała rady...
- (...) Jedyne, do czego doszłam, to myśl, że to jest wielowarstwowa historia, że ją trzeba... jak cebulę obierać, warstwę po warstwie.
- Aż się człowiek popłacze?
Zamilkła i chwilę myślała nad wtrętem Winklera, potem roześmiała się i pogroziła mu palcem.
- Ty cynik jesteś, co?
- Nie, po pijanemu dowcipny - przyznał.
Ich dom, powiadał często ojciec, jest samodzielną wyspą. Świat poza płotem może się zawalić, spalić, pogrążyć w należnym mu za grzechy chaosie, a oni przetrwają, niczym Noe na Arce.
Przymknęła powieki, jakby zorientowała się, że jej spojrzenie wyprzedza kłamstwa. Żywo czerwone kropki intrygowały i przyciągały wzrok, ale to byłaby bardzo wyrafinowana gra, takie odciąganie od sedna sprawy przy pomocy zastanawiających kropek: jak to się robi i czy to boli, i czemu służy?
- Iwa-a? - jęknął Tomasz. - Ja cię nie poznaję!
- Bo ty mnie, Tomasz, w ogóle nie znasz. - To zdanie wypowiedziała tonem i w sposób, jakiego Winkler też nie znał. Jakby chciała mu pokazać tu, w Wapienniku, inną Iwę, właściwą, prawdziwą, odsłoniętą maksymalnie.
- A "były ksiądz" dlaczego?
- Żebym to ja wiedział... Obudziłem się pewnego razu i pomyślałem, ze nie może istnieć coś, co jakoby spełnia zapotrzebowania ludzi, ich prośby i marzenia, ale w zamian wymaga regularnego odklepywania tych samych zebranych w modły słów, wymaga częstego wykonywania tych samych gestów. I to, właściwie tylko to miało być warunkiem powodzenia ich zamierzeń. I szczęśliwości wielkiej po śmierci. No, a poza tym, jakoś nie mogłem wybaczyć takiemu bóstwu obozów koncentracyjnych, milionów ludzi wymordowanych przez Pol Pota, Kim Ir Sena, Hitlera, Stalina... - Westchnął. - Upraszczam, to nie było jedno przebudzenie ani raptowne oświecenie, musiało to we mnie kiełkować bardziej lub mniej świadomie, nazbierało się wątpliwości i pewnego razu one przeważyły. Wiara runęła. Koniec.
- Już dawno nie słyszałam... nie czytałam nawet w jakimś popierdolonym skandynawskim kryminale tak upiornej historii - powiedziała Raina Kalwa - Kosińska, zaciągnąwszy się głęboko, tak "do pięt", jak to nazywała Roma.
- Jak to mówią: życie wyprzedza literaturę, nawet szwedzkie kryminały - burknął Winkler, z trudem znajdując jako tako sensowną ripostę.
Aktualnie była w rodzaju transu: zdesperowana, niewidząca wyjścia poza oporem, negacją, i ponieważ nie miała innego pomysłu, to w tę negację wkładała całą siebie.
Tylko nie wgryzaj się za mocno i za głęboko, bo się porzygasz. Serio. To jest jakieś... chore. Obrzydliwe i zboczone. Pieprzony szwedzki kryminał!
- Zawsze mi się wydawało, że jesteś podobny do Chyry - powiedziała nagle Iwa. - I właśnie dostałam potwierdzenie: na Chyrę lecą wszystkie baby z dwuczłonowymi nazwiskami.
- Co ty opowiadasz? - obruszył się, tylko częściowo teatralnie. - Ja do Chyry? Nie sądzę. A dwuczłonowe? Co niby miałoby je wyróżniać? I dlaczego one - Chyrę?
- Bo to są kobiety, co nie lubują się w modelach, one wiedzą, że to passe. Zawsze były takie, co kochały się w Delonie, i takie, co w Belmondo. Delon był dla kucharek i fryzjerek, w uproszczeniu, a brzydal Belmondo - dla adwokatek i lekarek. I to samo jest z Chyrą.
Matheislowa milczała, ale już nie urządzała sobie z Rainą pojedynku na najbardziej obojętne i nieruchome spojrzenie. Powieki trzepotały tak szybko, że czerwone kropki, bindi, jak w dziecinnej animacji, rysowały kreski na jej twarzy.
- Szefie?
- No? - burknął Czertkow.
- A jak to nie jest trumna?
- Tylko co?
- Mina?
- Jaka, w dupie, mina?
- Poniemiecka. Lepiej saperów wez...
- Wypierdalaj, Jamuła. Już! Wszyscy wypierdalać! - huknął Czertkow. - Na boki, w cholerę!
- Dobrze. - Przytulił ją i głaskał po plecach. - Masz rację, ciągle masz rację, a mnie to nie męczy. Co to może być?
- Przyjaźń. Albo kochanie.
- Kochanie. Tak, na pewno.
Przed oczami Adamisa eksplodowały czarne gwiazdy, włożył do ust kciuk, przygryzł, aż poczuł słony smak krwi na wargach i na języku, okręcił się na palcach stopy, wyjąc bezgłośnie. A potem krzywda, żal, rozpacz - wszystko zmieszało się i nagle Adamis poczuł, że wychodzi ze swojego ciała, swojego umysłu, że stoi z boku z pogryzionym kciukiem, z którego na podłogę kapie ciepła nasączona nienawiścią krew.
- Ale mi to nie odpowiada, takie chodzenie w charakterze papierka lakmusowego dla skorumpowanych gliniarzy.
- A to numer... - wycedziła Kalwa-Kosińska. - Udało cię się oszołomić mnie dwa razy w jednym akapicie opowieści. To rzadkie.
Położył się na wznak z rękami za głową i wertował w myślach karty, na których rysowały się ich wspólne przeżycia. Ciągle wychodziło mu, że brakuje czegoś istotnego, co jest w zasięgu minuty rozmowy, a co się wciąż wykręca i wymyka niczym jaszczurka chwycona za ogon.