cytaty z książki "Świat pani Malinowskiej"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Umieć pamiętać i umieć zapomnieć- oto cała sztuka.
Nauka, stary pyszałku, nie jest niczym innym, jak wygłaszaniem niepewnych rzeczy z pewną miną.
Życzliwość ludzi zyskuje się w najprostszy sposób: przez własną życzliwość dla nich.
To zadziwiające, jak ludzie nie umieją zdobyć się na delikatność niewtrącania się do cudzych spraw.
Przesądy zaliczała do dziedziny, w której z grubsza mieściły się poglądy społeczne, polityczne i religijne, sprawy gustu i smaku, czyli wszystko to, co wymagało najdalej sięgającej tolerancji.
Przecie ludzie muszą na wszystkie dostrzeżone zjawiska naklejać etykietki, a mają tylko bardzo ograniczony zapas takich nalepek. Nie znaleźliby spokoju, widząc wokół siebie przedmioty, których jeszcze nie nazwali. Czarne, białe, dobre, złe, miłość, nienawiść, zdrada, wierność. A gdy zdarzy się zjawisko bardziej złożone, zbyt wielostronne, by jedna nalepka wystarczyła, powiadają: „to jest nienormalne” i pod taką etykietą gotowi są umieścić wszystko, co wykracza poza najprymitywniej sztancowane rzeczy.
Pokarmem umysłu jest poznawanie. Żądza nie trwania czy przetrwania, jak mówisz, lecz pędu, postępu, odkrywania nowych prawd, wydobywanie ich z głębin ziemi, z tkanki roślin, z atomów i z bezmiarów gwiazd, z własnych myśli wreszcie. Poznawanie wszechświata, poznawanie siebie i poznawanie swojej roli we wszechświecie. Tu jest źródło wszelkiej wiedzy, tu kryje się motor nauki.
- (...) Zastanów się nad tym, że kapitalizm jest prostą konsekwencją liberalizmu. Bezsprzecznie. A poza tym wyrwać z psychiki ludzkiej takie zakorzenione nonsensy, jak pojęcie równości, wolności, braterstwa. Człowiek nigdy nie był równy innym, nigdy nie był wolnym, a braterstwo to przesąd naiwnych. Braterstwo może być interpretowane tylko jako dyscyplina. Rodzinna i społeczna.
,— Trzeba żyć i chcieć żyć — mówiła — trzeba zrozumieć, że życie nie tylko jest naszym prawem, nie tylko przywilejem i wielkim darem, ale i ciężarem, i obowiązkiem.
- Nie, nie - konstatował w myśli - ja jej nie kocham. Tylko jest mi droga, jest mi potrzebna jak powietrze. W jej pobliżu inaczej czuję, myślę, rozumuję. I nie tylko w pobliżu.
- Znał pan nieboszczyka Jezierskiego?
- Owszem, panie prezesie.
- Więc powiadam panu, że to był osioł. Tak, drogi panie, osioł, a mam prawo tak twierdzić, gdyż był moim najserdeczniejszym przyjacielem. Drugiego podobnego durnia nie doczeka się świat w ciągu najbliższych stuleci. Dlatego też szkoda, że umarł. Jeżeli zaś teraz nas słyszy, niech cymbał wie, co o nim sądzę, gdyż spóźniłem się na pogrzeb i nie miałem możności powiedzieć mu tego w oczy.
Indywidualności powstają z dwóch przyczyn: albo dany człowiek wyrasta ponad otoczenie, albo nie może w nie wrosnąć.
Kto wie, czy szczytem człowieczeństwa nie jest absolutna nieużyteczność jednostki, jej zbędność w społeczeństwie.
Nawet słotę za oknami można odczuć jako zdarzenie pomyślne i miłe: oto oddziela ich dwoje od reszty świata, podkreśla zaciszność i pogodę ich mieszkania.
Z każdym słowem, z każdym brzmieniem jej głosu odkrywał ją wciąż na nowo i wciąż tę samą: jedyną, najświętszą, najlepszą, niezbędną, godną największych poświęceń, godną najboleśniejszych wyrzeczeń się.
- Muszę wiele czasu tracić na myślenie, żeby memu wnukowi czy prawnukowi przychodziło to łatwiej.
Urodziłem się o kilkaset lat za późno lub kilkaset lat za wcześnie. Ludzie ze swymi usposobieniami zostali rozrzuceni po epokach [...].
- Zawsze miałeś dużo rozsądku - zaprzeczył Stefan i jednocześnie odwrócił głowę, gdyż czuł, że rumieni się z powodu zbyt okrągło wypowiedzianego kurtuazyjnego frazesu.
[...] tylko człowiek samotny jest prawdziwe silny.
- Ja tu właśnie jestem w poufnej misji z ramienia ministra spraw kosmicznych [...]. Czy nie zauważyła pani u Borowicza recesji antynomicznych w deflagracjach sensualnych?
- Posądzałem cię o dobre serce.
- Mój Stefku, dobroć serca polega na dostarczaniu ludziom takich wyrażeń, jakich łakną.
Młode pokolenie śmiało bierze na siebie ciężar kierowania, odpowiedzialności przed ludzkością, a wyzbywa się bez żalu tego wygodnictwa duchowego, w którym żył świat od Rewolucji Francuskiej.
Oto świat roztaczał się przed nią prosty, spokojny, dobry, taki, jakim jest naprawdę, zielony od łąk, lazurowy od nieba, przesycony słońcem, rozszemrany życiem drobnych stworzonek i szelestem leszczyny, pachnący miodnymi ziołami, uśmiechnięty swoim cichym szczęściem. Jakże odległe i niewyraźne w tej pogodzie były wszystkie smutki, obawy, zwątpienia, niepokoje i troski. Cóż znaczą wobec tej ziemi wybujałej zielenią, tętniącej żywymi sokami, ziemi rodnej, bogatej, płodzącej… Jakże bardzo czuła się sobą w tym dojrzewającym dniu, jak bardzo wiedziała, że jest całością i częścią tego życia. Oto i w niej soki żywe wzbierały, i w niej wzbierał pąk nowego życia, i w niej odbywało się to wielkie misterium. Żyzna jest, jak ta ziemia, czekająca owocu, roztapiająca się w pogodzie dojrzewania, zasłuchana w tętno własnej krwi.