cytaty z książek autora "Linn Strømsborg"
Bycie dorosłą jest tak samo przejebane jak bycie nastolatką, tylko ma się więcej rachunków do zapłacenia.
Całe życie czekałam, aż zmienię zdanie, aż pewnego dnia się obudzę i będę kimś innym niż dzień wcześniej, rok wcześniej i jako dziecko, nastolatka czy młoda dorosła. Czekałam, aż zacznę chcieć tego, co wszyscy inni. Ale ja nie chcę. Jest to dla mnie tak samo naturalne jak dla tych, którzy przez całe życie pragnęli dzieci. Czuję to samo, co oni, od najmłodszych lat - tyle, że na odwrót.
Od dnia, gdy przyszłam na świat, do chwili śmierci muszę żyć w swoim towarzystwie, i to mi zupełnie wystarczy.
Jeśli pozwolisz sobie czuć swoją emocję, ta emocja zniknie albo zmieni się w coś innego.
Po płaczu przychodzi ulga.
Po krzyku pojawia się spokój.
A ja zawdzięczam ci wszystko, mimo że nie jestem ci absolutnie niczego winna. Nie prosiłam się na ten świat, lecz cieszę się, że wolno mi na nim być. Ale wszystko, co robię, muszę robić dla samej siebie. Podobnie jest w twoim przypadku – wszystkie ofiary, które ponosiłaś i które ponosisz, wynikają z twojego własnego przekonania o tym, co jest dla kogoś najlepsze – niekoniecznie zaś z tego, że ktoś cię o coś prosi.
Nawet gdyby świat miał się jutro skończyć, to umrę szczęśliwa, bo miałam cię w swoim życiu.
Boję się być samotna i nieszczęśliwa, uwięziona w rodzinie z mężczyzną, który już mnie nie dostrzega, i dziećmi, którym daję, daję, daję wszystko, co mam, nie czując, że dostaję cokolwiek w zamian. Tak samo boję się też być samotna i nieszczęśliwa zupełnie solo, w mieszkaniu, w którym umrę i zostanę znaleziona dopiero po kilku tygodniach, być może z twarzą zjedzoną przez kota, zupełnie sama na tym świecie.
Chociaż nie, nie boję się tych dwóch rzeczy tak samo. Wolę już to drugie. O wiele bardziej wolę to drugie.
Nie jestem niczyją mamą, nie pragnę zostać czyjąś mamą. Mam już dość roboty sama ze sobą. Od dnia, gdy przyszłam na świat, do chwili śmierci muszę żyć w swoim towarzystwie, i to mi zupełnie wystarczy.
Nigdy nie sądziłam, że będę taka wściekła, i gdybym mogła wybierać, wybrałabym rzecz jasna coś innego. Wybrałabym radość, ciekawość, otwartość, smutek, zadziwienie i zadowolenie, bez chwili wahania. Tylko że nigdy mi nie dano możliwości wyboru. Dostałam tylko to jedno życie, przepełniające mnie rozczarowaniem i złością.
Jeśli wściekłość jest siłą, to smutek jest słabością.
Gdy się urodziłaś, byliśmy tacy młodzi i tacy umęczeni. Przez pierwszy rok prawie wcale nie spaliśmy, a gdy w końcu podrosłaś, to nie bardzo mieliśmy ochotę zaczynać na nowo, skoro już zabrnęliśmy tak daleko.
Chciałabym redefinicji ról matki i ojca, ale wiem również, że gdybym została matką, to pewnie chciałabym robić wszystko sama i ostatecznie zwariowałabym ze stresu i braku snu. Nie przyznałabym, że potrzebuję pomocy i nie byłabym w stanie jej przyjąć od ludzi wyciągających do mnie rękę. Byłabym osobą, która krzyczy na ojca swoich dzieci ze złości i irytacji na wszystko, co on robi źle.
Rodzice czekają na podziękowania, a dzieci czekają na przeprosiny. Nikt z nas nie dostanie nigdy tego, czego pragnie.
Wszystko przez te oczekiwania co do tego, kim jest dobra matka i dobry ojciec. Matka jest wszystkim, matka musi być mądra i pełna ciepła, surowa i sprawiedliwa, wiecznie obecna i wszystkowiedząca. Ojciec natomiast chodzi do pracy, a gdy wraca, to jest już bardzo zmęczony, ojciec ma stać przy grillu i prowadzić auto, czytać gazety oraz wiedzieć, gdzie matka chowa słodycze.
Nikt cię nie będzie trzymał za rękę do końca twoich dni. Każdy kiedyś odejdzie. Ty też.
Urodzić dziecko, mieć dziecko, doświadczyć skrajnych punktów istnienia. To czas najlepszy i czas najgorszy. Jeszcze nigdy nie byłaś tak zmęczona, w ogóle nie wyobrażałaś, że można być aż tak zmęczonym. I nigdy nie kochałaś tak mocno, w ogóle sobie nie wyobrażałaś, że można tak kochać.
Ależ oczywiście, że pragnę dobrego życia z kimś, kto mnie kocha i lubi ze mną być, oczywiście, że pragnę być dobrym człowiekiem. Po prostu uważam, że bez dziecka jestem lepsza, niż byłabym z dzieckiem.
Nie chcę, by życie stało w miejscu, u mnie też wydarza się całkiem sporo, mimo że nie urodziłam nowego człowieka. W mojej głowie, moim sercu i ciele zawsze się coś dzieje i nie potrzeba mi niczego więcej.
- Nie masz pojęcia, przez co przechodzimy.
– To prawda – mówię. – Ale jest dokładnie tak, jak mówią w samolocie, prezentując procedury bezpieczeństwa. Trzeba najpierw założyć własną maskę, a dopiero później pomóc innym. A moim zdaniem po narodzinach Elli trochę zapomniałaś o własnej masce.
(...) powiedziała mi, że moje wszystkie myśli i strachy wokół posiadania dziecka można porównać z rozterkami kogoś, kto nie ma odwagi się zakochać, bo cały czas się boi, że zostanie porzucony przez obiekt swoich uczuć. Ale to nie to samo. Nie boję się, że coś się skończy albo zostanę porzucona. Obawiam się zamknięcia, uwięzienia w relacji, która sprawia mi ból. Można odejść od partnera, można się rozwieść, rozejść, rozstać i nigdy już ze sobą nie rozmawiać. Ale dziecka nie sposób porzucić, mamą zostaje się na zawsze.
Mama nie była w swoich rodzinnych okolicach, odkąd babcia z dziadkiem sprzedali dom. Kiedyś zapytałam ją, czy chciałaby się tam z powrotem przeprowadzić, byłam nastolatką i właśnie przeczytałam artykuł o tym, że większość ludzi chce na starość wrócić w swoje strony, że z reguły umiera się nie dalej niż trzy kilometry od miejsca swoich narodzin. A mama odpowiedziała mi wtedy, że wolałaby się chyba powiesić.
Mój tata zmarł, zanim się dowiedział, że nigdy nie zostanie dziadkiem. Gdyby nadal żył, a ja urodziłabym syna, w innym świecie, w innym życiu, to nazwałabym go jego imieniem.
Nigdy nie pragnęłam rodzeństwa, nawet jako dziecko. Było mi dobrze, nigdy nie czułam się samotna, lubiłam własne towarzystwo, tak samo jak lubię je teraz.
A potem stałam się kobietą. Być dziewczynką oznacza stać się kobietą, a być kobietą to być czyjąś dziewczyną, partnerką i synową...
Nie chcę być kimś, kto wrzeszczy. Nie mam zamiaru być kimś, kto wrzeszczy, kimś, kto podnosi głos, kto musi wszystkiego pilnować, utrzymywać porządek, ledwie przecież panuję nad samą sobą, jak miałabym więc zająć się innym człowiekiem, jak niby mamy nauczyć kogoś innego, jak zostać kimś czy coś osiągnąć, skoro ledwie sami coś sobą reprezentujemy.
Nie mówię, że nie będzie mi niczego brakować, bo brakować mi będzie wszystkiego, czego nie wybiorę, i mogłoby mi być też dobrze, gdybym wybrała inaczej, jestem tego pewna, wierzę, że mogłabym być szczęśliwa w wielu życiach zarówno podobnych, jak i niepodobnych do tego, które wybrałam i otrzymałam, ale większość z tego, co mam teraz, to wynik moich własnych decyzji.
Szkoda, że nigdy nie ma dobrego momentu na załamanie nerwowe.
Słowo „kocham” źle mi się układa w ustach, jest ciężkie, wypowiadanie go wydaje mi się niewłaściwe. Ale czuję je przecież, wiem, jaka to emocja, gdy mnie wypełnia. Tyle tylko że ona nigdy nie wypełnia mnie po brzegi, w odróżnieniu od tylu innych uczuć. Pojawia się, nagle, a potem mi gdzieś znika.
Bycie dorosłą jest tak samo przejebane jak bycie nastolatką, tylko ma się więcej rachunków do zapłacenia. Wstawanie rano wcale nie jest łatwiejsze, po prostu trzeba to robić, bo musimy iść do pracy. Z czasem nie jest łatwiej, robi się tylko jeszcze więcej wszystkiego.
- Poza tym nie boję się zmian, to fajne, że życie co chwila wygląda inaczej, nie jestem tą samą osobą, co pięć albo dziesięć lat temu, choć oczywiście trochę ją przypominam. I cieszę się, że mogę zmienić zdanie czy spojrzenie na różne sprawy, że budzę się, czując coś innego niż czułam wczoraj.