cytaty z książki "Tygrysie Wzgórza"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kochać cię to jak mieć skrzydła. To tak, jakby wielka, potężna para skrzydeł wyrosła mi na plecach, żebym nie musiała już więcej dotykać ziemi stopami.
Czas, odległość i wszystko inne tracą znaczenie. Liczy się tylko ta jedna chwila, ten czas spędzony z tobą.
- Każde... każde z nas ma swój przydział smutku i szczęścia.
(...) miłość jest jak oddech, to fakt, ale jest również tym,
co następuje później, kiedy oddech cichnie i pozostaje jedynie milczenie.
Urazy narastają. Jeśli nie zostaną świadomie odrzucone, narastają i karmią się sobą. Nasze serca twardnieją od nich, gęstnieją i wyżłabiają się. Z początku próbujemy zrywać strupy, by pozostać nieskalani i niewinni jak dawniej. Z czasem to jednak coraz trudniejsze. To wymuszone
zrywanie bandaży, odświeżanie bolesnych wspomnień. Łatwiej je zamknąć, odsunąć, przemilczeć. Taszczyć je niczym niewidzialny kamień u szyi.
Dryfujemy przez czas, raz w cieniu, kiedy indziej parzeni słońcem, odsłaniając się przed niebem. Aż w końcu
zaczynamy wracać do zdrowia, brzegi naszych ran powoli się zrastają. Wypełniamy się światłem, łaską i znowu potrafimy otworzyć swoje serca i wpuścić kogoś do środka.
Kochanie pełnią miłości, całkowite zanurzenie się w kimś lub w czymś - tak, taka miłość sięgała głęboko. Mogła się wydawać równie naturalna jak oddychanie.
Wzloty i upadki tworzą nasz los na tym świecie: serce jest zawsze ślepe, lecz prawdę widzi najlepiej.
Tak często ci powtarzałam, że prawdziwe piękno kwiatu tkwi nie w wielkości ani w kolorze płatków, lecz w jego zapachu. (...) Bądź jak dziki kwiat, który, choć kwitnie niezauważony, nietknięty... oddaje bryzie słodycz.
Miłość to woda, pragnienie morza. To drzewo, które musi być zakorzenione w ziemi, sięgając ku niebu. To cień, wystraszony nieobecnością, zakątek, w którym przestała kwitnąć radość.
Zostawiamy rany w spokoju. Nasza skóra twardnieje, warstwa
po warstwie, aż w końcu pewnego dnia budzimy się i odkrywamy, że staliśmy się nieodwracalnie uodpornieni. Zakorzenieni w zabliźnionej przeszłości, podczas gdy świat poszedł naprzód.
Dewi ogarnął spokój, poczuła pełnię, której nigdy wcześniej nie doświadczyła, przynależność naturalną jak oddech. Jak drewniane deski statku nasłuchujące rodzimego portu, jak ptak, który składa skrzydła, by wreszcie odpocząć w domu.
Przeszłość, przyszłość, imię, tożsamość - to wszystko stało się nieważne, a jego energia, cała jego istota zwarła się w jednym podstawowym równaniu: myśliwy i ofiara.
(...)miłość jest jak oddech, to fakt, ale jest również tym, co następuje później, kiedy oddech cichnie i pozostaje jedynie milczenie. Miłość to woda, pragnienie morza. To drzewo, które musi być zakorzenione w ziemi, sięgając ku niebu. To cień, wystraszony nieobecnością, zakątek, w którym przestała kwitnąć radość. Miłość jest tym, co trwa przez lata, bękarcią pozostałością po stracie, której ona nie może nawet opłakiwać jako własnej...
Zrobiłaś się twarda, moje słońce i mój
księżycu - powiedziała taji ze smutkiem. - Obyś nie stała się tak krucha,
że roztrzaska cię jeden dotyk.
- Nie jestem twarda, taji. Jestem silna.
- Wkrótce znów się zobaczymy - powiedział grzecznie do Thimmai,lecz jego wzrok powędrował w stronę Dewi. Tylko krótkie spojrzenie, ale ona natychmiast zrozumiała. Ta wiadomość była przeznaczona dla niej.
To jemu się skarżyła, kiedy Muthawwa robiła jej
awanturę. Wysłuchiwał jej cierpliwie z tak zagadkowym wyrazem twarzy, że Dewi niezmiennie przerywała swoją tyradę w połowie i zaczynała chichotać. Gdy biegali boso po polach, to Dewanna przyklękał przy jej stopie i delikatnie wyciągał kolce, które czasami raniły jej podeszwy. Tylko on się nie śmiał i nie mówił, że jest niemądra, kiedy mu wyznawała, że naprawdę nie znosi bransolet.
Deszcz smagał Gundertowi twarz, gdy patrzył na potop za oknem, na rozwidlone, trzaskające błyskawice i na niebo wylewające wszystkie łzy, których on nie był w stanie uronić.
Co roku, kiedy ponownie wyłonię się na ten świat z góry Bhagamantala, musicie mnie powitać. Wrzućcie do moich wód kwiaty i kokosy, a w zamian na zawsze oddam wam tę ziemię. Będę płynęła przez wasze sady rzekami pełnymi słodkich ryb i tłustych, czarnych krabów.Będę nawadniała wasze pola, wypełniając jej strumykami i kałużami, które ugoszczą wdzięczne białoskrzydłe z waszej ojczyzny. Będę zbiegać z tych wzgórz tysiącem wodospadów i pilnować, by w lasach zawsze roiło się od zwierzyny.
Rzeki kurczyły się do strużek błotnistej wody. Z drzew spadały martwe ptaki. Mieszkańcy Kodagu rozłupywali cale góry delikatnych kokosów, spragnieni ich słodkiej, chłodzącej wody