cytaty z książki "Wakacje z duchami"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
[...]
Paragon przystanął. Wolno zwrócił głowę ku zamkowej baszcie. Naraz doznał takiego wrażenia, jak gdyby wrastał w ziemię i stawał się słupem lodu. Włosy zjeżyły mu się na głowie, a na czoło wystąpił kroplisty pot.
Przy akompaniamencie piekielnych jęków na flance baszty ukazała się jasna i zwiewna postać. Jej białe, luźne szaty, przepojone niebieskawym, nieziemskim światłem powiewały na wietrze. Nie szła ani nie kroczyła, lecz płynęła, jak gdyby wiatr lub inne nieokreślone siły przesuwały ją wzdłuż ciemnych murów.
[...]
Żeby mnie pchły zjadły, jeśli nie jestem największym tchórzem! - złorzeczył sobie w duchu. -Żeby mnie dzięcioły zadziobały! Żeby mi włosy między zębami wyrosły!.
Słonko mocno przypiekało jego piegowatą twarz. Tłuste obłoczki smykały ponad zrębami murów, a w powietrzu unosił się odurzający zapach mięty i piołunu.
Taki drut ma zawsze dwa końce (…). A na dwóch końcach są dwa rozwiązania zagadki.
Trzeba mieć w szanownej czaszce móżdżek elektronowy i umieć trochę kombinować.
Warkot motoru zbliżał się szybko. Były to dziwne odgłosy, mieszanina skrzypienia starej sieczkarni z grzmotami środków wybuchowych. Mandżaro, zaciekawiony tymi niezwykłymi zjawiskami akustycznymi, stanął obok gospodyni. Był przekonany, że za chwilę z lasu wyłoni się maszyna piekielna lub rakieta międzyplanetarna. Długą chwilę czekali z rosnącym niepokojem, aż wreszcie na polanę wjechał przedziwny pojazd. Miał cztery koła – to fakt, miał karoserię – to też nie ulegało wątpliwości, lecz w gruncie rzeczy przypominał raczej przedpotopowy wehikuł aniżeli współczesny samochód. Prychał przy tym, jakby jego wnętrzności trawiła piekielna siarka, a z rury wydechowej wyrzucał potężne kłęby ciemnego dymu (…), zbliżył się do wehikułu, który tylko z litości można było nazwać samochodem. Dziwaczny ten pojazd nie miał błotników, a z blachy maski odstawały od karoserii jak nie zwinięte skrzydła wielkiego, oskubanego ptaka. Wewnątrz znajdowało się tylko przednie siedzenie obite popękaną skórą, spod której wyłaziły kłaczki morskiej trawy.
Z ciebie kosmiczny fantasta, tyś powinien zamiast Łajki latać w międzyplanetarnych przestrzeniach.
Detektyw nie musi mieć ładnych oczu. Musi mieć móżdżek elektronowy.
Dostaniesz za to order albo Marsjanin upiecze się na kosmicznych promieniach ultrafiołkowych.
Kryminologia kryminologią, ale śniadanie trzeba grzecznie skonsumować (…).
Niech moją głową największe patałachy w szmaciankę grają!
Marsjanin w tej chwili zamawiał u kelnerki. Gdyby mu za chwilę przyniosła półmisek dymiący piekielnymi wyziewami, też by się zbytnio nie zdziwili.
Milicjant spojrzał ostrzej. Postać chłopca wydała mu się podejrzana. Mandżaro był spocony, rozczochrany, brudny. We włosach miał cały zielnik, a na spodniach i koszuli mapę geologiczną okolicy.