Dręczą nas niemożności

LubimyCzytać LubimyCzytać
09.11.2018

O życiowej przestrzeni, niechęci do kobiet i niemiłości z Moniką Powalisz, autorką powieści „Ósme ciało” rozmawia Zofia Prudens.

Dręczą nas niemożności

Ósme ciałoMonika Powalisz

„Ósme ciało” Moniki Powalisz to nowoczesna powieść kryminalna, łącząca wątki sensacyjne z obyczajowymi, tło społeczne z wrażliwością na głos przyrody, wreszcie historię miłości spóźnionej z niebezpieczeństwem gry uczuciami.

Szokujące zbrodnie nie dają się wyjaśnić racjonalnie, dopóki będziemy myśleć tak jak zawsze i tak jak wszyscy.

Las i ludzie strzegą swoich tajemnic i oddadzą je tylko temu, kto sam nie jest bez winy, kto potrafi cierpieć i wybaczać.

 

Zofia Prudens: Dużą rolę w Pani powieści odgrywa las, przyroda, zwierzęta. Dlaczego?

Monika Powalisz: To realia, która znam od podszewki, najlepiej, a które są mi bardzo bliskie. Moi rodzice byli leśnikami (dziś już emerytowanymi), a sam las był przez wiele lat przestrzenią i miejscem akcji mojego dzieciństwa. Bynajmniej nie sielankową i wcale nie idylliczną, jak się niektórym może wydawać. Do tego lasu było mi właśnie najbliżej (śmiech). Poza tym to są bardzo ciekawe realia – ludzie robią w lesie czasami naprawdę dziwne rzeczy, o których zresztą opowiada główny bohater, leśniczy Olko.

Czym więc dzisiaj jest dla pani las?

Uwielbiam go jako miejsce, przestrzeń. Chyba największe wrażenie zrobił na mnie lata temu las cedrowy, który odwiedziłam podczas podróży do Maroka, a który powrócił w nieco przetworzonej literacko formie we śnie głównego bohatera. Las to dla mnie przestrzeń ukojenia, odosobnienia, ale i tajemnicy. Nie lubię w lesie spotykać innych ludzi. Wolę spotykać zwierzęta. Pewnie przez fakt, że wychowałam się w lesie, wiem o nim więcej niż inni. Umiem np. świetnie zbierać grzyby, rozpoznawać rośliny, gatunki drzew, znam fachowe słownictwo – pisząc powieść osadzoną w takich realiach, nie musiałam uczyć się niczego od nowa. A to ważne, bo nie wyobrażam sobie, żeby pisać o czymś, czego się nie zna.

Jedną z bohaterek książki jest policjantka Śliwińska. Można powiedzieć: kobieta w męskim świecie zbrodni, większych i mniejszych przestępstw. Ile w tej bohaterce jest Pani samej?

Jedyne, co łączy mnie ze Śliwińską, to niechęć do noszenia staników (śmiech). Ale pewnie podobieństw znalazłoby się więcej. Z racji mojego wykształcenia (reżyseria dramatu) i codziennej pracy (pisanie scenariuszy) sama wykonuję męski zawód. Może nawet nie męski, tylko przez mężczyzn wciąż zdominowany. Kobieta, która funkcjonuje w takim świecie, musi czasami zawieszać swoją seksualność na wieszaku – czasami bywa to frustrujące, bo ile można udawać twardziela? Myślę, że Śliwińska to taka bohaterka, która musi nieustannie poskramiać swoją kobiecość – bo przez pryzmat swojej kobiecości niestety jest postrzegana i oceniana. Nie zgadza się na wszechobecną w naszym społeczeństwie mizoginię, którą są podszyte kontakty interpersonalne i zawodowe. Nie wiem dlaczego, ale współcześni mężczyźni mają poważny problem z tym, żeby traktować kobietę jako partnerkę – czy w pracy, czy w życiu. Po ludzku po prostu. Chciałam, żeby Śliwińska miała z tym problem i żeby ten problem stał się poprzez jej postać widoczny.

No właśnie: głównym motywem powieści jest zabójstwo dziewczyny, której ciało znaleziono w lesie. Co najmniej jeden z bohaterów Pani książki jest niechętny kobietom, a może nawet ich nienawidzi. Czy taka fabuła miała zwrócić uwagę na problem mizoginii?

Przeczytałam kiedyś genialne zdanie, że wielka literatura współczesna już jakiś czas temu odwróciła się od kobiet. Kobiety nie są już przedmiotem analiz, dociekań, nie są bohaterkami na miarę wielkich XIX-wiecznych powieści. Przestały być podmiotem i tematem. Może jedynie figura matki ostała się w polskiej prozie współczesnej, ale znów opisywana zazwyczaj po śmierci, jako figura właśnie, przez cierpiących synów, którym dopiero Kostucha przecina pępowinę. Bywa to doświadczenie drastyczne, brutalne, bo jednak atrybutem tego przecięcia jest kosa. Figura matki opisywana jest z perspektywy żałoby, traumy i lamentu. Czy ktoś ostatnio napisał coś o swojej żonie? Sportretował wnikliwie naturę współczesnych związków?

Mężczyźni boją się kobiet?

Obserwuję zjawisko pogłębiającej się mizoginii (której bardzo sprzyja prawicowy dyskurs) od lat i bardzo nad tym ubolewam. Współcześni mężczyźni boją się kobiet. Uciekają w popłochu od kobiet silnych, zdecydowanych, wykształconych. Oczywiście to tylko jeden aspekt zjawiska, bo ktoś tych mężczyzn przecież tak wychował. I znów wracamy do matek: nadopiekuńczych, nadskakujących, zbyt troskliwych – w gruncie rzeczy przemocowych. Miłość, zwłaszcza matczyna, ma też moc niszczącą – nie zapominajmy o tym. „Ósme ciało”, mimo że ubrane w kostium kryminalny, jest przede wszystkim powieścią psychologiczną. Bardzo się cieszę, że ten wątek został przez Panią poruszony. O tym problemie chcę napisać kolejną książkę.

Jakie jeszcze tematy czy problemy społeczno-obyczajowe są dla Pani szczególnie ważne?

Teraz najbardziej nurtują mnie przemiany w związkach uczuciowych pomiędzy ludźmi. Wielkim tematem naszych czasów jest miłość, a raczej niemiłość – te wszystkie niemożności, które dręczą wszystkich dookoła. Przynajmniej ludzi z mojego najbliższego kręgu.

W powieści wątki kryminalne łączą się z obyczajowymi i społecznymi. Które z nich porusza się Pani łatwiej? Która koszula jest bliższa Pani ciału?

Na pewno – z racji tego, że jestem współscenarzystką „Belfra”, a obecnie pracuję nad dwoma innymi projektami serialowymi o tematyce kryminalno-sensacyjnej – wątki kryminalne są mi bliskie. Ale traktuję je jako punkt wyjścia, raczej pretekstowo. Kryminał to dobre przebranie – działa jak kamuflaż. Bystry widz albo czytelnik dostrzeże to, co autor chciał przed nim ukryć.

Jak długo powstawała powieść „Ósme ciało”?

Długo. Dwa lata pisania i rok poprawiania, a raczej żmudnej redakcji u boku Ludwika Janiona.

Proza to gatunek raczej odmienny od Pani dotychczasowej twórczości. Dlaczego zdecydowała się Pani na napisanie powieści?

Debiutowałam jako siedemnastolatka dramatem „Rapsod dla krowy”, potem pisałam opowiadania, dramaty oraz scenariusze komiksowe, filmowe i serialowe. Chyba w końcu dojrzałam do prozy. Nie czuję się zresztą debiutantką. „Ósme ciało” to konsekwencja moich wcześniejszych literackich poczynań.

Skąd czerpie Pani pomysły i czym inspiruje się w swojej twórczości dramatopisarskiej i scenariuszowej?

Inspiruje mnie otaczająca rzeczywistość, moja współczesność, ale też socjologia, teoria idei, historia. Jestem typem obserwatorki. Lubię detale, lubię opowieści, lubię słuchać innych. Lubię czytać. Lubię się uczyć. Chyba najbardziej inspirujące jest dla mnie ciągłe zdobywanie wiedzy, rozmowy i lektury z innymi ludźmi.

Co Pani najchętniej czyta i ogląda?

Czytam średnio piętnaście, dwadzieścia książek jednocześnie. Teraz, kiedy patrzę na podręczny stos, jest na nim Bernhard z „Korektą” i „Chodzeniem”, „Myślenie architekturą” Petera Zumthora, „15 stuleci”, rozmowa Jakuba Banasiaka z Wilhelmem Sasnalem, „Służące” Joanny Kuciel-Frydryszak, poezje Majakowskiego i Szlengela, „Idea prozy” Agambena i seminaria Lacana. Został mi jeszcze do obejrzenia finałowy odcinek „Ślepnąc od świateł” i zawieszony z nudów „Maniac”. Najchętniej oglądam wystawy. Polecam „Skip the Line” w ramach Biennale Warszawa.

W jakim miejscu i jakich okolicznościach najlepiej się Pani pracuje?

Jak każdy robotnik sztuki pracuję od godziny 10 do 16, przy biurku, w salonie, z komputerem przed nosem, w wiecznym trybie on-line. Ale za to widok mam ładny – na cały plac Wilsona w Warszawie. Takie bocianie gniazdo.


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 08.11.2018 11:10
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post