-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
No niestety, bardzo ciężko się to czyta. Liczyłam na coś lekkiego, traktującego z przymrużeniem oka rodzicielstwo, trafiłam na żart bardzo grubego kalibru, miejscami wulgarny, i ten nieszczęsny BACHOR w każdym zdaniu... Wygląda jak coś napisanego na siłę. Polewka z wszystkiego i wszystkich, jednak taka bez polotu, niska, przyprawiając o nieprzyjemne odczucie żenady, to jak musieć wysłuchiwać na proszonym obiedzie niewybrednych żartów wuja. Nie idzie dokończyć.
No niestety, bardzo ciężko się to czyta. Liczyłam na coś lekkiego, traktującego z przymrużeniem oka rodzicielstwo, trafiłam na żart bardzo grubego kalibru, miejscami wulgarny, i ten nieszczęsny BACHOR w każdym zdaniu... Wygląda jak coś napisanego na siłę. Polewka z wszystkiego i wszystkich, jednak taka bez polotu, niska, przyprawiając o nieprzyjemne odczucie żenady, to jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-08
Esencja skandynawskich kryminałów podana na kryształowej tacy! Polecam, wyłącznie po przeczytaniu poprzednich części cyklu o Harrym Hole'u! Nie zawiedziecie się - zaprząc do pracy trzeba wszystkie szare komórki, które przy innych kryminałach grzeją ławę mniej więcej od połowy. ;)
Esencja skandynawskich kryminałów podana na kryształowej tacy! Polecam, wyłącznie po przeczytaniu poprzednich części cyklu o Harrym Hole'u! Nie zawiedziecie się - zaprząc do pracy trzeba wszystkie szare komórki, które przy innych kryminałach grzeją ławę mniej więcej od połowy. ;)
Pokaż mimo toŚwietna pozycja, uwielbiam Becketta za pewną świeżość i lekkość języka. Również tłumaczenie należy uznać za udane. Myślę, że każdy wielbiciel kryminałów będzie zadowolony - nie jest co prawda aż tak mroczny klimat, jak u skandynawskich pisarzy, ale jednak odrobina brytyjskiej mgły i poczucia humoru pozwoli nam się cieszyć nieodkrytą zagadką dość długo.
Świetna pozycja, uwielbiam Becketta za pewną świeżość i lekkość języka. Również tłumaczenie należy uznać za udane. Myślę, że każdy wielbiciel kryminałów będzie zadowolony - nie jest co prawda aż tak mroczny klimat, jak u skandynawskich pisarzy, ale jednak odrobina brytyjskiej mgły i poczucia humoru pozwoli nam się cieszyć nieodkrytą zagadką dość długo.
Pokaż mimo to2020-08-04
Naprawdę dobra książka o facetach! A może raczej - o kobietach? ;) Polecam również dziewczynom po ślubie, sama zrozumiałam wiele z postaw czy motywacji napędzających mojego męża po lekturze, cieszę się, że dzięki temu mogę przestać sabotować (nieświadomie) nasz związek nastawieniem w stylu "poradzę sobie sama". Ten caly babski cosmo-show pt. "Taka-jestem-silna-niezalezna,", odbiera niestety wielką radość - nam bycia zaopiekowanymi księżniczkami, a facetom - bycia potrzebnymi, bycia Rycerzami, gentlemanami, płacącymi za kolację, otwierającymi drzwi, naprawiającymi usterki (i CO Z TEGO, ŻE PO DWOCH MIESIĄCACH! ;) ).
Przesłanie tej książki określiłabym jednym zdaniem jako "szanujcie się dziewczyny!". Bo tak naprawdę dlaczego faceci zdradzają? Dlaczego latami trzymają się laski bez jednoznacznej deklaracji? Dlaczego uprawiają przygodny seks z pomocą tindera? Dlaczego nie oświadczają się? Kto na to pozwala? ;)
W końcu ktoś nam opowiedział, jak naprawdę myśli facet. By chyba nie myślicie, że tę wiedzę posiadły panie piszące artykuły do babskich czasopism...? ;)
Naprawdę dobra książka o facetach! A może raczej - o kobietach? ;) Polecam również dziewczynom po ślubie, sama zrozumiałam wiele z postaw czy motywacji napędzających mojego męża po lekturze, cieszę się, że dzięki temu mogę przestać sabotować (nieświadomie) nasz związek nastawieniem w stylu "poradzę sobie sama". Ten caly babski cosmo-show pt....
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-22
Książka czyta się lekko i przyjemnie, momentami jest zabawnie, momentami Autor ukazuje duża przenikliwość i umiejętnie łączy naukowe doniesienia nt. gospodarki hormonalnej z uczuciowością w związkach damsko męskich. Odrzucam jedynie zupełnie fragmenty dot. Leku/suplementu i innych ziółek promowanych przez p. Graya. Totalnie nie wierzę w takie wynalazki, szczególnie jeśli nie są dopuszczone do sprzedaży w Polsce. Oczywiście poza zaleceniem zdrowego odżywiania. :)
A teraz do rzeczy: wiele, bardzo wiele uwag jest trafnych, a wiele proponowanych rozwiązań naprawdę i autentycznie działa. :) Cześć obserwacji przeprowadziłam sama wcześniej, ale niesamowite było czytanie o tym w książce. :) W dużym uproszczeniu można powiedzieć : jeśli chcesz mieć w domu fajnego faceta, a nie bierną mameję, przestań być taką JEDZĄ! ;) Tak, spodobało mi się to, że dostało się kobietom - za chłód, wieczne zrzędzenie, kastrowanie facetów, krytykę, mamusiowanie (nie mylić z dbaniem o dom i dzieci, bo to jest BARDZO pożądane) i brak komunikacji. Tak, jest nam trudniej, bo pracujemy aktualnie na dwa etaty. Tak, w domu niemożliwym wręcz jest doprosić się, aby facet regularnie współprowadził gospodarstwo domowe. A czemu? Bo trudno w jedno stulecie zmienić coś, co ewolucji zajęło setki tysięcy lat. ;) I zamiast się na nią obrażać, warto zaprząc powstałe w ten sposób mechanizmy do roboty na rzecz naszego związku.
Zresztą przeczytajcie sami. Uwaga - może nie przypaść do gustu osobom uważającym, że płeć jest kwestią wyboru. ;)
Książka czyta się lekko i przyjemnie, momentami jest zabawnie, momentami Autor ukazuje duża przenikliwość i umiejętnie łączy naukowe doniesienia nt. gospodarki hormonalnej z uczuciowością w związkach damsko męskich. Odrzucam jedynie zupełnie fragmenty dot. Leku/suplementu i innych ziółek promowanych przez p. Graya. Totalnie nie wierzę w takie wynalazki, szczególnie jeśli...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-17
Książka powinna się nazywać: "rozmówki o związkach naszych i różnych innych", nie "jak być parą i nie zwariować".
Lekko się czyta, ot takie pogaduchy znajomych przy kawie o historiach pacjentów. Można zajrzeć przez dziurkę od klucza do cudzych sypialni i coś dla siebie z tych opowieści wyciągnąć. Podobał mi się fragment o tym, aby dbać o własną przyjemność, nie zagubić sie, nie przyssać totalnie do drugiego człowieka, mieć swój tajemniczy ogród.
Sporo arbitralnych też głoszonych bez poparcia w jakichkolwiek badaniach naukowych, statystyce, no czymkolwiek poza widzimisię Autorów.
Pisanie o żonie i kochance per "jedzenie i picie". To chwilami nie książka o byciu w parze, tylko w trójkącie albo czworokącie (bo jeszcze i terapeuta by się przydał).
W jednej książce stwierdzenie, że u każdego działa coś innego i "2/3 kasy wspólne, 1/3 kasy oddzielna - oczywiście że tak". Tak jakby wspólne konto oznaczało, że w związku jest człowiek bluszcz.
Ponadto - czy naprawdę trzeba powtarzać trzy razy tę samą historię o parze, która zwycięsko przeszła przez zdradę?
I tak bez ogródek - co mnie interesują liczne i szczegółowo opowiadane problemy Autorki z własną matką, jej żale i lęki z tym związane? Poza tym, że dyskredytują w oczach czytelnika nadawcę jako terapeutę, bo widać, że to wszystko jeszcze jest dalekie od przepracowania, to w dodatku zapełniają strony książki tyczącej się rzekomo porad dotyczących życia w relacji. To, że ojciec Pani Miller wymykał się na brydża to też raczej materiał na biografię. Chyba, że Autorka wbrew zasadom chce być sędzią i lekarzem we własnej sprawie i na podstawie tego case study udzielać rad innym. Tyle, że żadnych nie zauważyłam. Tylko żal i jad, a przede wszystkim nieumiejętność wybaczenia najważniejszej kobiecie w jej życiu, choć przecież Pani Miller "niczego poza bandyctwem i przemocą nie potępia". Szkoda.
Totalne niezrozumienie instytucji małżeństwa - ono nie jest po to by MI coś DAĆ!!! Totalne zignorowanie polskiego adresata, który w 90 procentach jest katolikiem. :) No tak, ale Autorzy nie bardzo... Czyżby projekcja potrzeb? ;) To ciągle dyskredytowanie małżeństw przez osoby, które na tym polu poniosły porażkę, jest bardzo smutne. "Postępowość" w bardzo złym znaczeniu tego słowa.
Przerażająco stronniczy fragment o złej zmianie. Że kobiety teraz takie zastraszone bo pigułka "dzień po" niedostępna, że to im aż tak libido obniżyło??? Ludzie kochani, kto do Was chodzi?! Wyłącznie osoby z mottem "tylko rób tak, żeby nie było dziecka"? Jak często strach przed dziećmi jest w istocie objawem skrajnej niedojrzałości, egoizmu, albo posiadaniem już wielu dziatek często patchworkowo rozsadzonych w różnych konfiguracjach. Może to tym się należy zająć, miast dostępem do antykoncepcji, która jest tylko papierkiem lakmusowym hedonistycznego podejścia do życia. Do Waszej wiadomości - większość par w stałych związkach chce dzieci, i strach przed nimi nie obniża im libido. Ale może tacy ludzie nie potrzebują terapeutów...?
Tak, to dość emocjonalna i subiektywna opinia, przyznam. Jednak tego typu publikacje są według mnie bardzo szkodliwe, bo idące w parze z nadużyciem pozycji "autorytetu". Choć nie wiem sama tak do końca, czy terapeuci rozwiedzeni, to aby na pewno autorytety. Dla których koniecznośc jakiejkolwiek rezygnacji z ego (nieunikniona w małżeństwie) to tragedia i zabicie szansy na MÓJ rozwój. Ja, mnie moje. Oczywiście rozumiem, rozwody się zdarzają, ludziom nie wychodzi, to często są życiowe porażki, zwłaszcza jeśli są już dzieci. Ale przepraszam, jak osoba, która nie wytrwała lat 5,10,15 w małżeństwie ma komuś dopomóc, no nie rozumiem. :) Jedyna opcją ratującą własne ego terapeuty będzie powiedzenie - tak, rozwiedź się, jak się tak męczysz. Dla kogoś, kto nie dał rady, będzie trudno zrozumieć, że się da. I że osoby które pozostają małżeństwem przez lat 60 niekoniecznie są do tego przymuszone przez "presję rodziny, Kościoła, społeczną".
Autorzy książki to wyraźnie tacy zbieracze cudzych historii (dodajmy, że często w zamian za wynagrodzenie), o których można napisać potem książkę, z której nic nie wynika.
Książka powinna się nazywać: "rozmówki o związkach naszych i różnych innych", nie "jak być parą i nie zwariować".
Lekko się czyta, ot takie pogaduchy znajomych przy kawie o historiach pacjentów. Można zajrzeć przez dziurkę od klucza do cudzych sypialni i coś dla siebie z tych opowieści wyciągnąć. Podobał mi się fragment o tym, aby dbać o własną przyjemność, nie zagubić...
Nie rozumiem zachwytów nad ta książka. Jak na Koontza jest to drugorzędne czytadło niepoparte rzetelnym zbadaniem tematu.
Wyjaśnianie paradoksów czasowych w książce wychodziło kulawo i często w sposób naciągany, aby tylko uchronić fabularne szpagaty autora od destrukcji.
Brakowało mi realizmu - sceny wychowawczych rozmów z synem podczas ucieczki przed ścigającym Laurę bandytami? Pisarka kupująca nielegalny arsenał od bossa podziemia nie mając żadnych referencji?
I naprawdę nikogo nie raził Polak nazywający się Vladimir Penlovski? W dodatku szalony geniusz chcący pomoc Niemcom w zdobyciu władzy nad światem? Pomijam już kwestie czysto wizerunkowe, bo jakos dziwnym trafem w literaturze zagranicznej BARDZO często spotykam wyłącznie Polaków przedstawionych w złym świetle... ale odbiegam od tematu. No sorry, ale chyba Polak, którego kraj i naród stanął w obliczu zagłady znalazłby innego inwestora. :D ten pomysł był tak idiotyczny, ze od razu doprowadził mnie do wniosku ze Koontz ten wątek rozpisał sobie na kolanie.
Zdecydowanie więcej oczekiwałam od poczytnego autora, zwłaszcza ze kojarzę go ze znacznie lepszych thrillerów. Zdecydowanie brakuje mu znajomosci ludzkiej psychiki, przenikliwości i logiki wywodu, do jakiej przyzwyczaił mnie S. King.
Nie rozumiem zachwytów nad ta książka. Jak na Koontza jest to drugorzędne czytadło niepoparte rzetelnym zbadaniem tematu.
Wyjaśnianie paradoksów czasowych w książce wychodziło kulawo i często w sposób naciągany, aby tylko uchronić fabularne szpagaty autora od destrukcji.
Brakowało mi realizmu - sceny wychowawczych rozmów z synem podczas ucieczki przed ścigającym Laurę...
2019-01-20
Znakomity kryminał. Polecam wszystkim wielbicielom skandynawskiego sznytu, popartego jeszcze tytaniczną pracą pisarza nad tym, aby wszystkie fabularne zapadki zaskoczyły. :) Całą serię przeczytałam z zapartym tchem, jednak chyba to Pierwszy śnieg zajmuje w tym gronie pierwsze miejsce, tuż przed Czerwonym Gardłem.
Znakomity kryminał. Polecam wszystkim wielbicielom skandynawskiego sznytu, popartego jeszcze tytaniczną pracą pisarza nad tym, aby wszystkie fabularne zapadki zaskoczyły. :) Całą serię przeczytałam z zapartym tchem, jednak chyba to Pierwszy śnieg zajmuje w tym gronie pierwsze miejsce, tuż przed Czerwonym Gardłem.
Pokaż mimo to2019-02-04
"Sekret" w wydaniu dla młodych rodziców. ;)
Poradniki przestały mnie interesować mniej więcej po zakończeniu okresu dojrzewania. ;) Jednak tuż przed porodem szukałam książek dotyczących szeroko pojętej opiece nad dziećmi i skuszona dobrymi opiniami znajomych sięgnęłam po osławiony Język niemowląt.
Autorka moim zdaniem zbyt łatwo popada w kaznodziejski ton i ma skłonności do wodolejstwa, co drażni mnie już teraz, kiedy mam sporo czasu. Nie chcę nawet myśleć, jak może irytować tak rozwlekły sposób formułowania myśli już po porodzie, kiedy ma się tylko kilka minut, które można przeznaczyć na lekturę. ;)
Nie będę wchodzić w kwestie sprawdzalności poszczególnych rad Tracy, bo jest z nimi trochę jak z horoskopem - u jednych się sprawdzi, u innych nie, ci pierwsi będą w związku z tym ufać w autorytet autorki, a reszta zapomni o tej pozycji, albo, co gorsza, stwierdzi, że mają w domu wyjątkowo trudny przypadek.
Jednak ilość sprzeczności w "języku niemowląt" jest rażąca i już na wstępie mocno podkopało to moje zaufanie do rad zawartych w książce.
Z jednej strony wg Hogg - najważniejszy w relacji z noworodkiem/niemowlęciem jest szacunek i uszanowanie jego odrębności. Z drugiej - autorka na bazie swojego doświadczenia wyróżnia poszczególne typy dzieci i od przypisania swojego malucha do danego typu powinniśmy zacząć budowanie swojego podejścia do dziecka. Jednocześnie jednak (co już wprowadza trochę zamieszania), autorka zastrzega, że czym innym jest osobowość dziecka, a czym innym zachowanie wynikające z odmiennych nastrojów. Czy tylko ja widzę w tym pewna absurdalność? Skoro malutkie dziecko ( z czysto biologicznych przyczyn) wymaga nakarmienia, przewinięcia i ogromnej dawki czułości i bliskości, to jak można jego niepokój wiązać z nastrojem czy osobowością?
Po drugie - autorka wypowiada się negatywnie na temat karmienia dziecka na żądanie. Stworzyła koncepcję "Łatwego planu", który w założeniu ma być odpowiedzią na skrajne i nieprawidłowe podejścia "na żądanie" i "zimnego chowu", czymś co jest rozwiązaniem pomiędzy. Niestety - choć czytałam (obszerny!) rozdział uważnie, to nie udało mi się dowiedzieć NA CZYM właściwie polega strategia wg Hogg. Owszem, jest informacja, że dziecko poruszać się powinno w pewnych cyklach i uporządkowanej rzeczywistości, ale to w zasadzie wszystko. :) Zamiast tego czytamy opowieści o rodzicach "zadziwionych" ta rewolucyjną metodą, lęku przed jej wprowadzeniem, etc. Plus oczywiście wszechobecna klauzula pt. "Jedne dzieci są takie, inne dzieci są inne, są dzieci aniołki, które świetnie reagują na łatwy plan i są takie, które nie lubią rutyny, ale lepiej funkcjonują po wdrożeniu łatwego planu". Aha. ;)
Po trzecie - dużo nacisku Tracy Hogg kładzie na konieczność odpoczynku rodziców, i dbania o własnej potrzeby. Trochę kłóci mi się to z namawianiem do zapisywania każdego - pardon my French - prukniecia malucha. Czy aby na pewno drobiazgowe monitorowanie aktywności jelit dziecka, oddawania moczu, zapisywanie nie tylko pory karmienia, ale też ml zdanego mleka, piersi, z których karmiono, etc. jest czymś co powinno zapełniać czas młodej mamie? ;)
Podsumowując - typowy poradnik, posługujący się ogólnikami i arbitralnymi osądami, dość kontrowersyjnymi zresztą (5 kg nadwagi jako oblig przy karmieniu piersią? WTF?).
Osobom, które podobnie jak ja nie znalazły w książce rad, które mogą pomóc po pojawieniu się maleństwa na świecie, polecam publikacje i film Harveya Karpa dot. teorii czwartego trymestru, być może tam znajdą coś przydatnego - jeśli nie złote rady stanowiące receptę na płaczące dziecko ;) , to przynajmniej pewne ogólne wskazówki pozwalające lepiej zrozumieć swoje maleństwo i samemu wypracować skuteczne rozwiązania. :)
"Sekret" w wydaniu dla młodych rodziców. ;)
Poradniki przestały mnie interesować mniej więcej po zakończeniu okresu dojrzewania. ;) Jednak tuż przed porodem szukałam książek dotyczących szeroko pojętej opiece nad dziećmi i skuszona dobrymi opiniami znajomych sięgnęłam po osławiony Język niemowląt.
Autorka moim zdaniem zbyt łatwo popada w kaznodziejski ton i ma skłonności...
2019-01-03
Stosunkowo wysoka ocena wynika, że to dopiero pierwsza z cyklu pozycja o losach Harry'ego. Oczywiście widać, że Jo dopiero zaczyna rozwijać swój warsztat, a następne części dowodzą, że autor ciężko pracuje na to, abyśmy uwierzyli w postaci, ich motywy i całą fabułę. Tę pracę widać w naprawdę ciekawej, świeżej i intelektualnie wymagającej powieści. Uwielbiam wolty w kryminałach, uwielbiam porzucenie słodkopierdzącego podtrzymywania wszystkich postaci przy życiu. Uwielbiam to, że Jo Nesbo potrafi czasem przestraszyć! Lubię sposób, w jaki Jo pisze o relacjach Harrego z kobietami, nie brakuje tu seksu, ale nie można mu też odmówić pewnego marzycielskiego romantyzmu. ;) Dużo wnosi główna postać cyklu, choć ma się miejscami wrażenie, że jest to takie udoskonalone alter ego samego Jo. ;) Ale jest to częste zjawisko wśród pisarzy mężczyzn, tym razem wyjątkowo wyszło to całkiem zgrabnie.
Cieszę się, że kiedyś wpadło mi w ręce Pragnienie, dzięki czemu odkryłam Harrego i mogłam zacząć czytać całą serię od początku.
Stosunkowo wysoka ocena wynika, że to dopiero pierwsza z cyklu pozycja o losach Harry'ego. Oczywiście widać, że Jo dopiero zaczyna rozwijać swój warsztat, a następne części dowodzą, że autor ciężko pracuje na to, abyśmy uwierzyli w postaci, ich motywy i całą fabułę. Tę pracę widać w naprawdę ciekawej, świeżej i intelektualnie wymagającej powieści. Uwielbiam wolty w...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-24
Nie mogę zrozumieć, dla kogo napisana została seria o Achai, poza oczywiście samym autorem. Dla młodzieży jest ona w mojej opinii nieodpowiednia i zbyt wulgarna, dla dorosłych - naiwna, płytka i źle napisana. To pierwsza książka, odkąd sięgam pamięcią, której zwyczajnie nie byłam w stanie domęczyć do końca, cco jest dla mnie dużym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę dużą ilość dobrych opinii. Ktoś slusznie zauważył, że Achaja wygląda raczej jak emanacja mokrych snów autora, niż świadomie stworzony świat z postaciami, które niezależnie od narzuconej im roli należy traktować z jednakim szacunkiem i uwagą. Niedopuszczalne jest dla mnie arbitralne i dziwnie wyprute z empatii przedstawianie gwałtów i tortur na młodych kobietach, ale i bez tego książka byłaby po prostu kiepska. Seks i przemoc miały być najwyraźniej wabikiem na kupujących książki. Gratuluję dochodowego gniota w takim razie...
Nie mogę zrozumieć, dla kogo napisana została seria o Achai, poza oczywiście samym autorem. Dla młodzieży jest ona w mojej opinii nieodpowiednia i zbyt wulgarna, dla dorosłych - naiwna, płytka i źle napisana. To pierwsza książka, odkąd sięgam pamięcią, której zwyczajnie nie byłam w stanie domęczyć do końca, cco jest dla mnie dużym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę dużą ilość...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-06
Jeśli jesteście osobami wrażliwymi, uwielbiającymi odczuwać tajemniczy nastrój orientu, studiować intymną atmosferę między kochankami, albo zgłębiać złożoność międzyludzkich relacji i liczne twarze miłości, jaką potrafią darzyć się ludzie... nie czytajcie tej książki.
Zmysłowa podróż? W żadnym wypadku. Zmysłowość nie polega na opisywaniu ze szczegółami, kto kogo czym naciera, gdzie masuje, ani gdzie i jak bierze. Zmysłowość to moim zdaniem taka przestrzeń, w której odbiorca ma miejsce na własne odczucia, gdzie rozpoznaje swoje emocje i czuję się uwodzony przez książkę. Tymczasem "Apsara" to pozycja ze wszech miar przegadana, jak już Tomsn wyżej zauważył. To jak pójść na randkę z facetem, który przedstawia ci się jako "lekarz, muzyk, brydżysta", a potem gada, gada, gada... słowo daję, od gadatliwych kobiet gorsi są tylko gadatliwi faceci.
Wiele osób wyłapało już niesmaczne, nijakie i pozbawione głębszych emocjonalnych podstaw opisy intymnych stosunków. Ja tylko od siebie zauważę, ze książka, w której opisuje się liczne aborcje, zdrady, gwałty, bicie i okłamywanie kobiet, albo wręcz okazywanie jawnej pogardy kobietom z nadwagą czy po 40stce naprawdę nie jest miejscem na zmysłową erotyczną podróż! Na litość boską, albo człowieku piszesz dramat, albo reportaż, albo po prostu tanie romansidło.
Bardzo źle odebrałam tę książkę. Może również dlatego, że jako atrakcyjna kobieta, często odczuwałam niesmak i bezsilność widząc nachalne spojrzenia, albo rozbieranie mnie wzrokiem przez mężczyzn, tak jakby kobieta sprowadzała się jedynie do piersi, pośladków, nóg i tego, co jest między nimi. Drogi Autorze, najwspanialsi mężczyźni, to nie ci, którzy ciągle skupiają się na fizyczności, lecz ci, którzy zdali się o tym zapomnieć i widzą wnętrze w całej jego złożoności. Pan tego ewidentnie nie potrafi. Wszystko zasłaniają Panu cycki.
Świat jest paskudnie powierzchowny, a "Apsara" jest tego doskonałym przykładem - powierzchowne relacje, opisane przez powierzchownego Autora w średnim wieku, zamożnego i obytego w świecie, acz nadmiernie skupionego na seksie. Czytam książki, by poznać coś pięknego, mądrego, fragment czyjegoś życia, może skrawek innej rzeczywistości - nie po to, by czytać wynurzenia erotomana gawędziarza. Stracone kilka godzin.
Jeśli jesteście osobami wrażliwymi, uwielbiającymi odczuwać tajemniczy nastrój orientu, studiować intymną atmosferę między kochankami, albo zgłębiać złożoność międzyludzkich relacji i liczne twarze miłości, jaką potrafią darzyć się ludzie... nie czytajcie tej książki.
Zmysłowa podróż? W żadnym wypadku. Zmysłowość nie polega na opisywaniu ze szczegółami, kto kogo czym...
Niestety spodziewałam się czegoś więcej. Treść otulająca, czuła, dla osób które potrzebują glaskow, idealna, jednak nieco wtórna. Znacznie lepsze wrażenie robią podcasty Pani Agnieszki. Jest tam więcej treści. To co zrobiło na mnie bardzo złe wrażenie, to masa pustej przestrzeni - specjalnie policzyłam i poza dużymi marginesami jest 25 procent (!) pustych lub prawie pustych stron - a to na „notatki” (ludzie kochani, naprawdę tak trzeba ?), na tytuły, podtytułu, listy potrzeb, listy emocji, puste strony w charakterze przerywników, itd… nie wiem, czy to inicjatywa Pani Agnieszki, czy wydawnictwa, ale jest to dla mnie nie do przyjęcia.
Niestety spodziewałam się czegoś więcej. Treść otulająca, czuła, dla osób które potrzebują glaskow, idealna, jednak nieco wtórna. Znacznie lepsze wrażenie robią podcasty Pani Agnieszki. Jest tam więcej treści. To co zrobiło na mnie bardzo złe wrażenie, to masa pustej przestrzeni - specjalnie policzyłam i poza dużymi marginesami jest 25 procent (!) pustych lub prawie pustych...
więcej Pokaż mimo to