rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Cały człowiek Lena Kuran, Anna Łagan, Maria Moriewna, Ginny Nawrocka, Sida Olesiak, Asia R., A. Szydlik, Paweł Wójcik, Agnieszka Żak
Ocena 7,5
Cały człowiek Lena Kuran, Anna Ła...

Na półkach:

Cały człowiek zauroczył mnie bogactwem wyobraźni autorów i jakąś taką wrażliwością i delikatnością tekstów; trudno mi to nazwać, najbardziej mnie uderzyło chyba w opowiadaniu Sidy Olesiuk, w którym potwory i bitwy są tylko okolicznościami które towarzyszą temu, jak tytułowy samuraj uczy się doceniać i widzieć swoją wrażliwość. Może chodzi po prostu o to że to są opowiadania, jak głosi tytuł - o całych ludziach. O ich przemianach, odkryciach, zaletach, wadach i przygodach. Dostaliśmy wachlarz fascynujących, barwnych bohaterów i bohaterek, za poznanie których jestem zwyczajnie wdzięczna.

Cały człowiek zauroczył mnie bogactwem wyobraźni autorów i jakąś taką wrażliwością i delikatnością tekstów; trudno mi to nazwać, najbardziej mnie uderzyło chyba w opowiadaniu Sidy Olesiuk, w którym potwory i bitwy są tylko okolicznościami które towarzyszą temu, jak tytułowy samuraj uczy się doceniać i widzieć swoją wrażliwość. Może chodzi po prostu o to że to są...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Słowo queer znaczy dziwny Karolina Fedyk, Anna Karnicka, Anna Łagan, Weronika Mamuna, Krzysztof Matkowski, Ewan Mrozek, Katarzyna Nowacka, Artur Nowrot, M.J. Rambert, Krzysztof Rewiuk, Aleksandra Stanisz, Piotr Szulc, Gosia Szymańska, Aleksander Wentykier
Ocena 6,7
Słowo queer zn... Karolina Fedyk, Ann...

Na półkach:

Ciekawa i potrzebna antologia. Czasem wymaga od czytelniczki większej uwaznosci i zaangazowania niż się spodziewałam, ale i uwazność i zaangażowanie się opłacają. Skłoniła mnie do refleksji, dała sporo frajdy, pozwoliła poznać nowe osoby autorskie których dalszych tekstów będę wypatrywała.
Do tego dochodzi zbiór poruszających ilustracji. Warto.

Ciekawa i potrzebna antologia. Czasem wymaga od czytelniczki większej uwaznosci i zaangazowania niż się spodziewałam, ale i uwazność i zaangażowanie się opłacają. Skłoniła mnie do refleksji, dała sporo frajdy, pozwoliła poznać nowe osoby autorskie których dalszych tekstów będę wypatrywała.
Do tego dochodzi zbiór poruszających ilustracji. Warto.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Byłam, i jestem nadal, zaskoczona, kiedy czytam, że Malafrena jest o rewolucji, o Itale, o wyborze, o młodzieńczym buncie.

Być może jest o młodości. Młodzi ludzie - ich wybory i emocje - są tu faktycznie na pierwszym planie. Ale ogólnie rzecz biorąc jest o życiu.

Książki LeGuin czytam od dziecka, ale od niedawna odkrywam je trochę inaczej, być może dlatego Malafrena zrobiła na mnie takie wrażenie. Ogólnie jednak ufam mojemu gustowi, więc sądzę, że jest dobra bez względu na moment życia i wrażliwości literackiej, na jakich obecnie jestem.

Malafrena jest powolna i spokojna, nigdzie się tej historii nie spieszy, choć kiedy trzeba, całe miesiące mijają w jednym akapicie. Dzięki dobrze wyważonym opisom wszystko jest namacalne i prawdziwe, zanurzyłam się w świat tej książki bez problemu, ale nie on jest tam najważniejszy. Na pierwszy plan wysuwają się bohaterowie ich przeżycia, czasem relacje między nimi - wszystko zarysowane oszczędnymi słowami i bez egzaltacji, a tak intensywne i niejednokrotnie trafne, że czasem zapierają dech.

Cenię u Le Guin kameralność, i Malafrena - mimo że w książce pokazuje się wielkie wydarzenia historyczne - jest kameralna. To nie jest awanturnicza historia ani pean na cześć romantycznych zrywów. To powieść o mężczyznach i kobietach i ich życiach, które były w moim odbiorze tak samo interesujące i wartościowe kiedy skupiały się na walce o wolność, jak wtedy kiedy były pędzone w monotonnym rytmie narzucanym przez posiadłości ziemskie.

Krótko mówiąc - polecam każdemu.

Byłam, i jestem nadal, zaskoczona, kiedy czytam, że Malafrena jest o rewolucji, o Itale, o wyborze, o młodzieńczym buncie.

Być może jest o młodości. Młodzi ludzie - ich wybory i emocje - są tu faktycznie na pierwszym planie. Ale ogólnie rzecz biorąc jest o życiu.

Książki LeGuin czytam od dziecka, ale od niedawna odkrywam je trochę inaczej, być może dlatego Malafrena...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nabokova pamiętałam jako pisarza o niesamowitym warsztacie - "Lolitę" przeczytałam ładnych parę lat temu, fabuła zatarła się już w mojej pamięci właściwie całkowicie, ale pamiętałam niewiarygodny, piękny, plastyczny język i to, jak poszczególne frazy działały na moją wyobraźnię. Nie jestem zwolenniczką opisów, zwykle mnie nudzą, więc to wrażenie było tym bardziej osobliwe, i właśnie ze względu na nie sięgnęłam po "Splendor".

Język się obronił. Obronił się przed kulejącym momentami tłumaczeniem - które, trzeba mu przyznać, przez większość czasu staje jednak na wysokości śniadania. Kolie świateł widziane z okien pociągu, szwajcarskie krajobrazy, rzeki, których się trochę przez tę powieść przewija, wszystko to widziałam bardzo wyraźnie, słowa dobrano tak dobrze, że nie miałam najmniejszego problemu z zachwycaniem się światem w sposób, w jaki prawdopodobnie zachwycał się nim Martin, główny bohater dzieła.

Prawdopodobnie - bo w kwestii tego, że się zachwycał i jak się zachwycał muszę uwierzyć autorowi na słowo. Oczywiście, narracja prowadzona jest poniekąd z perspektywy Martina, do ostatnich stron widzimy świat jego oczami, ale nie ma w tym żadnego osobistego rysu, nie ma w tym nic żywego. Splendor zrobił na mnie wrażenie książki pisanej bardzo pięknym językiem i polecę ją z (prawie) czystym sumieniem każdemu, kto właśnie pięknego języka będzie w lekturze szukał, ale pozbawionej życia - choć przecież podobno miała nieść ze sobą wiele emocji. Sądziłam, że może to kwestia tego, że jestem oderwana od kontekstu, problemy rosyjskiej emigracji początków dwudziestego wieku nigdy mnie szczególnie nie zajmowały, ale przejrzawszy posłowie odkryłam, że nie jestem w mojej opinii odosobniona i nawet współcześni Nabokovowi krytycy narzekali na deficyt... Chyba po prostu treści.

Ogólnie rzecz biorąc - świat w "Splendorze" żyje i jest piękny. Ludzie - choć wizualnie równie wyraźni - są o wiele mniej żywi od pojawiających się w powieściowej południowej Francji przypominających klejnoty czereśni i drogocennych brzoskwiń.

Nabokova pamiętałam jako pisarza o niesamowitym warsztacie - "Lolitę" przeczytałam ładnych parę lat temu, fabuła zatarła się już w mojej pamięci właściwie całkowicie, ale pamiętałam niewiarygodny, piękny, plastyczny język i to, jak poszczególne frazy działały na moją wyobraźnię. Nie jestem zwolenniczką opisów, zwykle mnie nudzą, więc to wrażenie było tym bardziej osobliwe,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawsze kiedy po otwarciu książki odkrywam w niej udziwniony styl, robię się mocno podejrzliwa. Autor ma u mnie krechę i od razu zaczynam pytać "po co?". Po co to wszystko, po co ci taka a nie inna fraza, autorze, taka, a nie inna narracja, bo jeśli decydujesz się na odstępstwo od normy, to ono powinno być umotywowane. Takie mamy czasy i taką estetykę dla intelektualistów.

Przy lekturze "Morfiny" przestałam zadawać to pytanie bardzo szybko. Widziałam po co, bo widziałam Warszawę po klęsce, widziałam ciała wszystkich kobiet Konstantego Willemana i każde było inne, każde było plastyczne, w lepszych momentach prawie czułam je pod palcami. A już bez "prawie" czułam późny październik w Budapeszcie, świeże jesienne powietrze, widziałam Dunaj i wiedziałam jak to jest jeść jesienią obiad na zewnątrz, z kocem na kolanach - o czym Konstanty marzył - chociaż nigdy w życiu tego nie robiłam. Wszystkie te dziwne rzeczy, które Twardoch zrobił w "Morfinie" z językiem i narracją były po to, żebym lepiej widziała i czuła to, co widział i czuł Konstanty, co widziała i czuła jego szara towarzyszka, a jednocześnie, żebym pamiętała, że nie jestem w Warszawie po klęsce, jestem lata później w Krakowie. Żaden pusty popis, żadna pseudointelektualna sztuczka - forma przemyślana i trafiająca do czytelnika.

Nie ma w tej książce wielkich odpowiedzi ani wielkich pytań, nie doczytałam się rozliczeń nie zauważyłam żadnych nowoobalonych pomników, żadnych strzaskanych mitów. Odwołania do mitów, to zauważyłam, tak, wszyscy mamy w głowach tych ułanów i te marmurowe wdowy. Przede wszystkim jednak zauważyłam historię, w którą uwierzyłam, która stała się w mojej głowie prawdziwa. I przez tę prawdziwość zagrała na odpowiednich strunach, sprawiła że postawiłam sobie parę pytań, może na jakieś odpowiedziałam. Po tym się poznaje dobrą literaturę - raczej rezonuje w człowieku, niż odtwarza gotowe dźwięki. Morfina to bardzo dobra literatura.

Zawsze kiedy po otwarciu książki odkrywam w niej udziwniony styl, robię się mocno podejrzliwa. Autor ma u mnie krechę i od razu zaczynam pytać "po co?". Po co to wszystko, po co ci taka a nie inna fraza, autorze, taka, a nie inna narracja, bo jeśli decydujesz się na odstępstwo od normy, to ono powinno być umotywowane. Takie mamy czasy i taką estetykę dla...

więcej Pokaż mimo to