-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
Całość na: http://tylkoburaknieczyta.blog.onet.pl/2014/01/30/roth-nawoluje-do-nawrocenia/ i www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Po książkę Josepha Rotha "Tarabas. Gość na tej ziemi." sięgnąłem z wielką ciekawością, czytałem kilka lat temu jedno jego opowiadanie ("Legenda o świętym pijaku"), było bardzo dobre, sam Roth uznawany jest za klasyka literatury austriackiej i do tego tłumaczenie tej książki popełniła mistrzyni przekładu Sława Lisiecka. Zapowiadało się więc dobrze!
Losy Nikołaja Tarabasa są typowo dwudziestowieczne, czyli mocno splecione z historią, bohater sam się pcha do ważnych wydarzeń, jako student lgnie do rewolucjonistów, wygnany przez ojca do Ameryki, gdy tylko słyszy wieści o wybuchu I wojny światowej, wraca na stary ląd, by oddać się wojaczce. Tak wygląda początek powieści, dalej następują wydarzenia, których przebiegu zdradzał nie będę, napiszę tylko o najciekawszych zjawiskach, które opisuje nam Joseph Roth.
Koropta - to fikcyjna miejscowość, wiemy jednak na pewno, że granice po 1918 są w Europie Wschodniej płynne, gdzieś na tym terenie znajduje się Koropta i dotykają ją wszystkie problemy nowo tworzonych państw - słaba administracja, wewnętrzne tarcia etniczne etc..
Nawet wielokulturowe społeczeństwa (a może przede wszystkim one?) są narażone na zmorę nietolerancji, przyjmującą często formy skrajne. W Koropcie tym "innym" są Żydzi metaforycznie odgrodzeni murem: "wielki mur, nieprzezwyciężalny mur z lśniącego lodu i oszlifowanej nienawiści, nieufności i obcości, który jeszcze dzisiaj, jak przed tysiącami lat, stoi między chrześcijanami i Żydami, jakby ustawił go sam Bóg".
Relacja między wyznawcami tych dwóch konfesji jest jednym z najciekawszych wątków tej powieści, doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że zjawisko antysemityzmu jest i dzisiaj niestety dość powszechne, a Joseph Roth, jako mistrz literatury psychologicznej, pozwala zobaczyć nam te problemy na nowo, głębiej, dokładniej.
Zabobon i bigoteria nie mogą prowadzić do niczego dobrego. To z jednej strony stara się nam powiedzieć Roth. Z drugiej strony jest zawsze szansa na odkupienie win, Tarabas jednak w pewnym momencie ocknie się i zobaczy, ile zła można wyrządzić życiem bezrefleksyjnym, całe szczęście nigdy nie jest za późno, by odmienić swój żywot i naprawić wyrządzone krzywdy. Pamiętajmy: jesteśmy tylko/aż gośćmi na tej ziemi.
Wyśmienita książka, po jej lekturze stawiamy sobie dużo pytań. Jednocześnie pokrzepia do dobrych czynów i pobudza refleksję. Czy czegoś można więcej chcieć od literatury?
Całość na: http://tylkoburaknieczyta.blog.onet.pl/2014/01/30/roth-nawoluje-do-nawrocenia/ i www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Po książkę Josepha Rotha "Tarabas. Gość na tej ziemi." sięgnąłem z wielką ciekawością, czytałem kilka lat temu jedno jego opowiadanie ("Legenda o świętym pijaku"), było bardzo dobre, sam Roth uznawany jest za klasyka literatury austriackiej i do...
Całość na: https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Ostatni mój kontakt z twórczością Harukiego Murakamiego miał miejsce w 2008 roku, mam po nim miłe wspomnienia, czytałem wówczas „Wszystkie boże dzieci tańczą”, książka ta nie wryła mi się jednak zbyt mocno w pamięć, ani nie zrobiła tak pozytywnego wrażenia, by sięgać po inne pozycje tego autora, już wówczas ochoczo tłumaczonego na język polski.
Wydanie książki Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa poprzedzała spora kampania reklamowa (zwieńczona sprzedażą książki z automatów ustawionych na największych polskich dworcach kolejowych), warszawskie wydawnictwo Muza zapłaciło największą w historii opłatę licencyjna .
Co roku, podczas noblowskiej gorączki, nazwisko Japończyka pojawia się wysoko w typowaniach. Ale czy taka nagroda nie byłaby zbyt wielką nobilitacją dla literatury popularnej? A może to coś więcej niż czytadło?
Książka wciąga, choć już na pierwszy rzut oka można poznać, że nie jest to literatura wymagająca, język jest prosty, pozbawiony erudycyjnych wstawek, czasami autor próbuje go poetyzować, jednak od razu uderza to pewną sztucznością.
Wciąga fabuła. Historia tytułowego Tsukuru Tazakiego z pozoru nie ma w sobie nic szczególnego: ot, pewien mężczyzna żyje w Tokio, z tyłu głowy ma jednak ciągle przeszłość, która nie pozwala mu budować zdrowych relacji z ludźmi. Ongiś odrzucony został przez paczkę przyjaciół, nie dociekał jednak przyczyn tego rozstania.
Czy można żyć dobrze, gdy nie wie się za dużo o swoim życiu? Murakami pokazuje, że nie. Jego najnowsza książka zachęca do przepracowania swojej własnej przeszłości, przez co jesteśmy w stanie lepiej dookreślić siebie, pokolorować siebie, uciekając od szarości samoniewiedzy.
Tak więc Murakami broni się w moich oczach, proponując książkę przyjemną w czytaniu, ale w treści wcale nie aż tak lekką, pozostawiającą po lekturze niedosyt i skłaniająca do do-myślenia sobie niewyjaśnionych sytuacji i przewidzenia dalszego ciągu zdarzeń.
Całość na: https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Ostatni mój kontakt z twórczością Harukiego Murakamiego miał miejsce w 2008 roku, mam po nim miłe wspomnienia, czytałem wówczas „Wszystkie boże dzieci tańczą”, książka ta nie wryła mi się jednak zbyt mocno w pamięć, ani nie zrobiła tak pozytywnego wrażenia, by sięgać po inne pozycje tego autora, już wówczas ochoczo...
https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Do przeczytania tej książki Wiktora Pielewina zachęciła mnie recenzja niedawno wydanego w Polsce jego kolejnego dzieła (Napój ananasowy dla pięknej damy). Recenzent tygodnika POLITYKA nazywa Rosjanina i francuskiego pisarza Michela Houellebecqa osobami najlepiej radzącymi sobie piórem ze współczesnością.
Pielewin (ur.1962) to czołowy rosyjski pisarz eksportowy, z wykształcenia elektromechanik. Również w Polsce jest chętnie i często wydawany, zajmuje się tym wydawnictwo W.A.B..
Generation „P”, bo o tej książce mowa, jest według krytyków jedną z najlepszych książek Pielewina. Bohater książki, Wawilen Tatarski, absolwent literaturoznawstwa, pracuje w kiosku. Pewnego dnia do okienka w celu zakupienia papierosów podchodzi jego kolega ze studiów, obecnie pracujący w branży reklamowej. Dla Tatarskiego oznacza to oczywiście zmianę profesji…
Pielewin pokazuje nam małe agencje reklamowe (tu walczy się o każde zamówienia, by firma mogła przeżyć) i wielkie koncerny (nawet politycy są w nich marionetkami) od wewnątrz. Wszystko przeplatają narkotyczne wizje, bliskie kontakty z bogami Wschodu i sceny z życia dzikiego kapitalizmu w wydaniu rosyjskim. Autor raz po raz popisuje się swoją erudycją i momentami wywołuje u nas napady śmiechu, np. kiedy opisuje kompleks gangstera na punkcie Europy Zachodniej:
„Jesteśmy dla nich gównem i bydłem. To znaczy, jeżeli w jakimś tam Hiltonie wynajmiesz całe piętro, to oczywiście ustawią się w kolejce, żeby zrobić ci minetę. Ale jeśli się znajdziesz na jakimś koktajlu albo w towarzystwie, to gadają z tobą jak z małpą. >>Czemu ma pan taki duży krzyż – czy jest pan teologiem?
https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Do przeczytania tej książki Wiktora Pielewina zachęciła mnie recenzja niedawno wydanego w Polsce jego kolejnego dzieła (Napój ananasowy dla pięknej damy). Recenzent tygodnika POLITYKA nazywa Rosjanina i francuskiego pisarza Michela Houellebecqa osobami najlepiej radzącymi sobie piórem ze współczesnością.
Pielewin (ur.1962) to...
https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
Rzadko kiedy czytam nowości książkowe z literatury polskiej, szczególnie gdy nie pochodzą spod pióra pisarzy ze współczesnego kanonu. Tym razem zrobiłem jednak wyjątek, bo o poprzedniej książce Grażyny Jagielskiej "Miłość z kamienia" naczytałem się wiele dobrego.
W najnowszym swoim dziele "Anioły jedzą trzy razy dziennie" Jagielska pokazuje nam świat, którego na co dzień nie widzimy i zobaczyć nie możemy, bo jest jakby za grubą szybą. A paradoksalnie możemy tam trafić, nikt nigdy nie może wykluczyć tego, że kiedyś jego zdrowie psychiczne może pogorszyć się na tyle, że będzie musiał zostać hospitalizowany.
Akcja tej powieści rozgrywa się bowiem w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego, jest oparta mocno na faktach, ale oczywiście dla dobra bohaterów autorka zakamuflowała ich personalia. To, że mamy do czynienia z "samym życiem" jest mocą napędową tej książki.
Trafić do psychiatryka można z różnych przyczyn, w książce mamy przedstawioną galerię postaci z różnych sfer społecznych, chociażby samą autorkę (przez lata żyła w strachu o życie swojego męża, korespondenta wojennego Wojciecha Jagielskiego); nie ona jest w książce najważniejsza, bo usuwa się tak jakby na bok, by ukazać nam problemy innych. Oczywiście najwięcej jest weteranów wojennych, najwięcej jest opisów ich przeżyć, są one najbardziej drastyczne i nawet zagorzałego militarystę mogą przekonać do tego, że wojna jest zupełnie bezsensowna, a to, co po niej pozostaje, to psychiczne (i nie tylko takie) spustoszenie: "Jaka szkoda, że nie można wyłączyć umysłu, kiedy człowiek przestaje sobie z czymś radzić, powinien mieć taką zdolność. Likwidacji obrazów, jakie się w nim zalęgły, jak wirusa w laptopie."*
Dla przecíętnego czytelnika, któremu raczej nie grożą misje wojskowe, ciekawsze mogą być postaci cywilne, które też mają swoje traumy, niekoniecznie mniejsze niż żołnierze. Nie będę bardziej szczegółowo opisywał tego wątku, by czytelnik sam mógł się zastanowić nad tym, co niewłaściwego zrobili cywilni bohaterowie, że wpadli w sidła zaburzeń psychicznych. Oddam tylko na chwilę głos autorce, która w wywiadzie dla tygodnika POLITYKA mówi: "Wszystkich nas - i żołnierzy, i cywilów - charakteryzował zanik tożsamości. Może to dziwnie zabrzmi, ale to w dzisiejszym świecie zrozumiałe. Bieg wydarzeń przekracza ludzkie zdolności adaptacyjne. Całe zawody, miejsca pracy nikną z dnia na dzień, nasze z trudem zdobyte wykształcenie nagle z atutu przekształca się w obciążenie. Tożsamość jako coś, co budujemy przez całe życie, raczej nam przeszkadza, niż pomaga. W jaki sposób mamy zbudować nasz krąg bezpieczeństwa, skoro każda umowa, nawet umowa z partnerem na wspólne życie, może zostać wypowiedziana? Więc staramy się żyć z dnia na dzień. Mamy być ruchliwi, kształtować w sobie umiejętność zmiany. Musimy mieć zdolność nieustannego pozbywania się tożsamości i zmiany jej na inną, taką, jaką podsuwają nam nowe okoliczności. Bo tak nam dyktuje rozsądek i chęć przetrwania. Instynkt. Tyle że w ten sposób pozbywamy się tożsamości. Człowiek nie może żyć bez tożsamości. Gdy nie ma odpowiedzi na pytanie, kim jest, to jest nikim".** Wypada zaufać autorce, kiedy chodzi o interpretację utworu, temat utraty tożsamości, przehandlowania jej na źle pojętą mobilność jest szalenie ciekawy.
"Anioły jedzą trzy razy dziennie" to książka godna polecenia. Kto spodziewa się literackiej finezji (objawiającej się np. w języku), ten może być nie do końca zadowolony. Kto chce mocnej literatury, mówiącej o błędach, jakie możemy popełnić w życiu, będzie ukontentowany.
[Recenzję opublikowałem też na swoim blogu]
*Jagielska Grażyna, Anioły jedzą trzy razy dziennie, Kraków, Znak, 2014, s.163
**POLITYKA 3/2013 s.60
https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta
więcej Pokaż mimo toRzadko kiedy czytam nowości książkowe z literatury polskiej, szczególnie gdy nie pochodzą spod pióra pisarzy ze współczesnego kanonu. Tym razem zrobiłem jednak wyjątek, bo o poprzedniej książce Grażyny Jagielskiej "Miłość z kamienia" naczytałem się wiele dobrego.
W najnowszym swoim dziele "Anioły jedzą trzy razy dziennie"...