-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Majowa noc 1983 roku, cmentarz komunalny Miłostowo w Poznaniu. Od dłuższego czasu w obecnej stolicy Wielkopolski panowała atmosfera grozy, a wszystko to za sprawą grasującego po cmentarzach nekrofila. Patrolujący miłostowską nekropolię funkcjonariusze MO usłyszeli hałas znad jednego z grobów. Ruszyli w pościg za podejrzanym, jednak udało mu się zbiec. Gdy wrócili na miejsce zastali rozkopany grób, wyjęte wieko trumny i ślady wleczenia prowadzące do pobliskich krzaków, a w nich – okaleczone, zbezczeszczone zwłoki kobiety. MO miało już wówczas pewność. Byli o włos od złapania siejącego terror, osławionego poznańskiego nekrofila-mordercy.
W omawianej książce autor zamieścił zdjęcia obrazujące postępy, jakie Kolanowski czynił względem wycinania narządów u swoich ofiar. Wspomniane skany ukazują eskalację nekrofilnej działalności „Zimnego Chirurga”, co szczególnie widać na przykładzie zwłok ostatniej z jego ofiar. Jednocześnie fotografie te uzmysławiają czytelnikowi jak bardzo czyny Kolanowskiego były odrażające, desperackie i obrzydliwe. Pojawiają się także mniej drastyczne zdjęcia jak np. z przeszukania mieszkania Kolanowskiego czy z wizji lokalnych z jego udziałem. Przed rozdziałem z zawartością wspomnianych fotografii umieszczone zostało ostrzeżenie, także wrażliwsi na takie treści czytelnicy mogą je bez problemu pominąć.
W ramach poszczególnych rozdziałów możemy zapoznać się z opiniami biegłych: psychiatrów, seksuologów i psychologów. Na ich podstawie poznajemy przebieg życia Edmunda Kolanowskiego, a w szczególności wydarzenia, które mogły mieć wpływ na ukształtowanie się przestępczej osobowości Kolanowskiego. Oprócz tego autor wskazuje przykłady nekrofilii w sztuce, literaturze, kinematografii, przytacza także polskie i zagraniczne przypadki nekrofilii. Dowiadujemy się także dużo o samej tanatofilii i poznajemy rozwój jej typologii na przestrzeni dziejów.
Warto pochylić się nad bogatymi źródłami, z jakich korzystał autor przy pisaniu swojej książki: były to m.in. akta sprawy karnej Kolanowskiego, jego teczka osobowa z Archiwum AŚ w Poznaniu, a także wydania lokalnej prasy.
Autor na podstawie protokołów z rozpraw dokonał rekonstrukcji przewodu sądowego Kolanowskiego, co jeszcze lepiej pozwalało czytelnikowi odtworzyć w swojej wyobraźni desperacką próbę walki nekrofila o uniknięcie kary śmierci. Powyższa książka dostarcza odpowiedzi na wiele pytań, takich jak np. czy Kolanowski zdawał sobie sprawę z nienormalności jego preferencji seksualnych, jak zwykł określać swoje poczynania i jak ustosunkowywał się wobec zarzucanych mu czynów. Andrzej Gawliński rozpatrzył przypadek Kolanowskiego wieloaspektowo i z niezwykłą rzetelnością przekazał na ręce czytelnika ogromną porcję kryminologicznej wiedzy. Niejednokrotnie sięgamy po pozycje traktujące o seryjnych mordercach z odległych kontynentów. Możemy sobie jednak nie zdawać sprawy, że polska kazuistyka kryje w swojej historii równie ciekawe przypadki będące nawet ewenementem na skalę światową, a takim właśnie jest przypadek nekrofilnej działalności Edmunda Kolanowskiego.
Majowa noc 1983 roku, cmentarz komunalny Miłostowo w Poznaniu. Od dłuższego czasu w obecnej stolicy Wielkopolski panowała atmosfera grozy, a wszystko to za sprawą grasującego po cmentarzach nekrofila. Patrolujący miłostowską nekropolię funkcjonariusze MO usłyszeli hałas znad jednego z grobów. Ruszyli w pościg za podejrzanym, jednak udało mu się zbiec. Gdy wrócili na miejsce...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwikłany w polityczne środowisko Klaudiusz Lewandowski zostaje poważnie ranny w wypadku drogowym. Początkowo niewinne zdarzenie przybiera jednak niespodziewany obrót. Ponadto niejaki Propheta dokonuje zemsty na grzesznikach. Niektórzy na własnej skórze przekonają się, że kara z ręki samozwańczego proroka będzie niezwykle bolesna.
Nie przepadam za wątkami religijnymi i politycznymi w książkach, a szczególnie w kryminałach. Jak się okazało, w „Świat Ci nie wybaczy” były to wątki poniekąd wiodące. I jakież było moje zdziwienie, że fantastycznie mi się to czytało! Natomiast najważniejszym dla mnie tematem, jaki został poruszony na kartach tej pozycji było zjawisko przemocy domowej. Ten rodzaj patologii społecznej jest mi bardzo dobrze znany za sprawą wielu przeczytanych na ten temat pozycji naukowych. I niezmiernie mnie cieszy, że autorzy kryminałów coraz chętniej decydują się na usytuowanie tego procederu w swoich powieściach. Cyryl Sone poruszył go także w swojej książce i zrobił to z bardzo dobrym oddaniem realiów tego procesu. Dotkliwa przemoc psychiczna przejawiająca się wymyślnymi torturami, których śladów gołym okiem nie widać. Tworzenie atmosfery strachu o siebie, swoich bliskich, nieprzewidywalność działań przemocowca, celowa agresja wobec zwierząt. Czy wreszcie fazy przemocy domowej i właściwa im charakterystyka. Wszystkie wspomniane elementy znalazły się w niniejszej książce i zostały wiernie ukazane.
Autor w napisanym przez siebie posłowiu wspomniał o pewnego rodzaju monopolizacji uwagi autorów kryminałów na morderstwach. I w zasadzie mogłoby się to wydawać oczywiste. Jest celowe pozbawienie kogoś życia – jest kryminał. Natomiast Sone łamie ten schemat i udowadnia, że katalog przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu jest znacznie szerszy i wcale nie mniej ciekawy od najczęstszego kryminalnego motywu morderstwa.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak.
Uwikłany w polityczne środowisko Klaudiusz Lewandowski zostaje poważnie ranny w wypadku drogowym. Początkowo niewinne zdarzenie przybiera jednak niespodziewany obrót. Ponadto niejaki Propheta dokonuje zemsty na grzesznikach. Niektórzy na własnej skórze przekonają się, że kara z ręki samozwańczego proroka będzie niezwykle bolesna.
Nie przepadam za wątkami religijnymi i...
W Platte City dochodzi do morderstwa 10 letniego chłopca, co doszczętnie burzy dopiero co odzyskany przez mieszkańców spokój. Skrajny strach przepełnia lokalną społeczność, gdyż modus operandi sprawcy jest niemal identyczny z tym, jakim posługiwał się dopiero co stracony seryjny morderca. Czy śledczy mają do czynienia na naśladowcą, czy też przyczynili się do skazania na śmierć niewinnego człowieka, podczas kiedy prawdziwy zbrodniarz wciąż pozostaje na wolności?
Główną bohaterką książki jest agentka FBI Maggie O'Dell - kobieta ze skazą, która pod maską niedostępności i chłodu kryje swoją kruchość. Naiwnie liczyłam, że obecność profilerki nada powieści bardziej psychologicznego charakteru, jednak płonne okazały się być moje nadzieje. Nierzadko towarzyszyło mi poczucie, że postać agentki została wykreowana przez skrajną feministkę, która ponad swoje możliwości próbowała wykreować obraz kobiety silnej, niezależnej i zbyt wyidealizowanej przez co miałam ogromny problem z nabyciem do Maggie choćby krzty sympatii. Akcja podsycona zostaje wątkiem romansowym przez co momentami miałam wrażenie, że w rękach trzymam nie kryminał, a Harlequina, lecz bynajmniej jest to wada tej pozycji. Amory dwojga bohaterów były całkiem przyjemną odskocznią od ciągle męczonego przez autorke wątku kryminalnego. Nie pokuszę się o głębszą analizę tej książki, bo przy tej pozycji wydaje mi się to absolutnie zbędne. Nie mogę jednak przemilczeć, że książka pełna jest niejasności, niedopracowań, poszlaki są zaniedbywane, a śledztwo prowadzone jest w sposób nieudolny i mało realistyczny. "Dotyk zła" to mieszanka pospolitego kryminału z literaturą sensacyjną. Wartka fabuła, prosty język autorki i krótkie rozdziały sprawiają, że strony przewracają się wręcz same, a książka cieszy się bardzo hojną średnią ocen. Jednak "Dotyk zła" nie jest pozycja, gdzie można zachwycać się formą, treścią czy pomysłowością autorki. Jest to książka poprawna, którą usytuowałabym na półce guilty pleasure - ot przyjemny odmóżdżacz, po którego każdy z czytelników ma czasami chęć sięgnąć
W Platte City dochodzi do morderstwa 10 letniego chłopca, co doszczętnie burzy dopiero co odzyskany przez mieszkańców spokój. Skrajny strach przepełnia lokalną społeczność, gdyż modus operandi sprawcy jest niemal identyczny z tym, jakim posługiwał się dopiero co stracony seryjny morderca. Czy śledczy mają do czynienia na naśladowcą, czy też przyczynili się do skazania na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Leszek Pękalski zapisał się na kartach historii polskiej kryminalistyki jako jeden z najbardziej brutalnych morderców powojennej Polski. Ochrzczony przez opinie publiczną przydomkiem "wampir z Bytowa" przyznał się do popełnienia 67 zabójstw z czego zaledwie jedno udało mu się udowodnić, po czym skazać na 25 lat pozbawienia wolności. Książka została wydana w czasie, kiedy wyrok ten dobiegał końca, a społeczeństwo było pełne obaw o to, że "potwór" wyjdzie na wolność. Dziś już wiemy, że dzięki "Ustawie o bestiach" niebezpieczeństwo z rąk osób pokroju Pękalskiego nam nie grozi. Niezmiennie jednak zadajemy sobie pytanie, ilu jeszcze takich "Leszków" właśnie dorasta i to być może w obrębie naszego wzroku?
Leszek Pękalski przedstawiony zostaje jako człowiek, którego życie zdeterminowała potrzeba znalezienia żony i chorobliwe pożądanie seksualne. Z racji, że szanse na ożenek miał nikłe, postanowił siłą brać to, co (jego zdaniem) mu się należało.
Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim sposób narracji, który wprawił mnie w zachwyt i był dla mnie idealny w każdym szczególe. Autorka pokusiła się o zawarcie w książce fabularyzowanych fragmentów wydarzeń. Opisywała ona zbrodnię z punku widzenia sprawcy, jak i ofiar. To właśnie te wątki nadają książce wyrazistości i odróżniają je od mętnych pozycji, gdzie przedstawiane nam są zaledwie suche fakty. Decydując się na taki sposób przekazu informacji pani Omilianowicz naraziła się sporej części odbiorców sceptycznych wobec takiego zabiegu, a skutki tego działania odzwierciedlają niestety oceny tej pozycji.
Choć zabrzmi to paradoksalnie to dla osób szczerze zainteresowanych tematyką seryjnych zabójstw czy umysłów wykazujących doszczętne zepsucie lektura tej książki będzie prawdziwą przyjemnością. Autorka wystrzega się w niej osobistych ocen, skupia się na faktach i rzetelnym oddaniu rzeczywistości. Autorzy kryminałów silą się na wymyślanie fabuły, która porwie czytelnika i zmrozi mu krew w żyłach, jednak "Bestia. Studium zła" jest dowodem na to, że to życie pisze najbrutalniejsze scenariusze.
Leszek Pękalski zapisał się na kartach historii polskiej kryminalistyki jako jeden z najbardziej brutalnych morderców powojennej Polski. Ochrzczony przez opinie publiczną przydomkiem "wampir z Bytowa" przyznał się do popełnienia 67 zabójstw z czego zaledwie jedno udało mu się udowodnić, po czym skazać na 25 lat pozbawienia wolności. Książka została wydana w czasie, kiedy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwsza część serii z Maggie O'Dell nieszczególnie mi się spodobała toteż wobec drugiej nie miałam sporych oczekiwań. Jednak nawet te minimalne nie zostały w tym wypadku spełnione.
Mamy tu profilerkę, która koło profilowania nawet w tej książce nie stała. Wnikliwe analizy psychologiczne, których można by się tutaj spodziewać zastępują harlequinowskie amory i skrajnie feministyczny bełkot. O ile wplątanie w śledztwo kryminalne wątku erotyczno-miłosnego mogę jeszcze wybaczyć, bo trochę urozmaiciło to książkę, o tyle ciągłe idealizowanie Maggie doprowadzało mnie do szału. Myślę, że gdyby ową książkę zaserwowano nam do przeczytania nie zdradzając, kto jest autorem, zdecydowana większość wytypowałaby, iż jest to kobieta. Bo chyba żaden mężczyzna nie potrafiłby stworzyć tak przerysowanej i karykaturalnie perfekcyjnej postaci.
Kontrast pomiędzy główną bohaterką, a pozostałą częścią postaci jest tak rażący, że trudno podczas lektury powstrzymać odruchy przewracania oczami. Aż tak jest to nierealne. Mężczyźni jawiący się jako despotyczni szowiniści, funkcjonariusze wchodzący bezpardonowo w kałużę krwi na miejscu przypuszczalnej zbrodni - m.in. takie sceny prezentuje nam autorka tegoż kryminału. Natomiast sylwetka Maggie O'Dell przedstawiona zostaje bez najmniejszej skazy. Atrakcyjna agentka FBI, będąca obiektem pożądania niemal wszystkich mężczyzn, wykształcona, operująca wszechstronną wiedzą karierowiczka z ciętym językiem i niezwykłą umiejętnością wywinięcia się z każdej napotkanej ją opresji. Chodzący ideał, którym niejedna z nas chciałaby być.
Książka nie jest tragiczna, ale wierzę, że większości czytelników towarzyszy chęć stawiania kroków w przód, niżeli w tył. Po wspaniałej serii Roberta Małeckiego czy Simona Becketta książka Alex Kavy była dla mnie nie krokiem w tył, a powrotem na linię startu. "W ułamku sekundy" będzie dobrą pozycją dla ludzi młodych, którzy dopiero zaczynają swoją czytelniczą przygodę z kryminałami. Dla tych, którzy już trochę literackiej dobroci liznęli, książka niestety okaże się być schematyczna i do bólu przewidywalna
Pierwsza część serii z Maggie O'Dell nieszczególnie mi się spodobała toteż wobec drugiej nie miałam sporych oczekiwań. Jednak nawet te minimalne nie zostały w tym wypadku spełnione.
Mamy tu profilerkę, która koło profilowania nawet w tej książce nie stała. Wnikliwe analizy psychologiczne, których można by się tutaj spodziewać zastępują harlequinowskie amory i skrajnie...
Akcja książki rozgrywa się na wsiach, zamieszkiwanych przez zagorzałych orędowników konformistycznego twierdzenia: bądź, rób i wyglądaj jak wszyscy. A to, co nie mieści się w ramy „normalności” należy według nich nie tylko odrzucić, ale i potępić. Nawet jeżeli jest to człowiek. Albo zwłaszcza wtedy.
Naczelnym reprezentantem inności w tej opowieści jest Wiktor – chłopiec cierpiący na albinizm. Przez wiejską społeczność określany natomiast jako czort oraz powód wszystkich nieszczęść i niepowodzeń. Równolegle poznajmy losy Emilki, której ciało wskutek pożaru doznaje dożywotnio naznaczone. Kiedy młodzi spotykają się ze sobą uczucie pojawia się niemal od razu. Jaki finał znajdzie ta historia? Czy zaściankowa zbiorowość ich zaakceptuje? „Dygot” to niebanalna, magnetyzująca opowieść o odmienności, prowincjonalnych zabobonach, nietolerancji, zdradzie, śmierci. Jednak w tej książce znajdziemy przede wszystkim prawdziwych bohaterów. Takich, którzy nie ociekają sztucznością, dalecy są od ideału, są normalni. Jak my. Popełniają błędy, podejmują złe decyzje, których konsekwencje dźwigają całe swoje życie. Czytając tę historię pływamy w morzu ludzkich tragedii. Tylko jak się okazało – chyba kiepsko pływam. Bo dla mnie nagromadzenie nieszczęść było momentami odrobinę za duże. Książka nie skłoniła mnie także do aż tylu refleksji, na ile liczyłam. Wbrew zapowiedziom innych czytelników – mój światopogląd po lekturze tej pozycji się nie zmienił, a to czy opisane tutaj historie utrwalą mi się w pamięci na dłużej poddaję w sporą wątpliwość. Nie mniej jednak autor wykreował w tej książce świetny, niepowtarzalny klimat. Spotkamy się tutaj także z niezwykle mądrą i dojrzałą prozą. Sama okładka sprawia wrażenie, że jest to literatura plasująca się w rejonach tej wysokiej, zaś treść jeszcze dobitniej utwierdza w tym przekonaniu.
Akcja książki rozgrywa się na wsiach, zamieszkiwanych przez zagorzałych orędowników konformistycznego twierdzenia: bądź, rób i wyglądaj jak wszyscy. A to, co nie mieści się w ramy „normalności” należy według nich nie tylko odrzucić, ale i potępić. Nawet jeżeli jest to człowiek. Albo zwłaszcza wtedy.
Naczelnym reprezentantem inności w tej opowieści jest Wiktor – chłopiec...
W Krotowicach dochodzi do zaginięcia 11-latki. Policja nabiera podejrzeń, iż mogła ona paść ofiarą pedofila. Wkrótce w czasie poszukiwań dziewczynki dochodzi do makabrycznego odkrycia. W starej uranowej sztolni komisarz Mortka odnajduje kilka zmasakrowanych ciał kobiet. Czy po urokliwej okolicy grasuje seryjny morderca?
Powyższy opis może wydawać się nieco enigmatyczny, jednak trudno jest streścić fabułę tej książki, by do niej zachęcić, a jednocześnie nie ujawniać przełomowych fragmentów. Wbrew pozorom w tej pozycji nie doświadczymy przesadnie rozwiniętego wątku pedofilii, osoby wrażliwe mogą więc odetchnąć z ulgą. Poruszone za to zostają inne, przejmujące procedery, jednak opisane zostają w sposób pozbawiony brutalności.
Autor świetnie wplata suche informacje w dialogi przez co można nie tylko się rozerwać, ale i czegoś dowiedzieć. Przede wszystkim pan Chmielarz pisze dużo i ciekawie o romskiej kulturze i obyczajach. Choć wiedza ta nie jest niczym odkrywczym i jest ogólnie dostępna to w „farmie lalek” zaserwowana zostaje czytelnikowi w wyjątkowo pomysłowy sposób.
Szumna deklaracja o tym, jakoby autor „znał pracę prace policjantów nie tylko z telewizji” znalazła potwierdzenie w treści. Kilka lat temu Wojciech Chmielarz otrzymał od komendanta Wyższej Szkoły Policji w Pile nagrodę za najciekawszy artystycznie i etycznie literacki obraz postaci policjanta. Jeżeli prawdziwi śledczy są pod wrażeniem tego, jak autor wykreował bohaterów oraz oddał pracę policjantów to przeciętny czytelnik także powinien. Przede wszystkim w tej książce czuć, że mamy do czynienia z policjantem, a nie superbohaterem. A w kryminałach to dość rzadkie zjawisko. W książkach o tematyce policyjnej istnieje cienka linia pomiędzy autentycznością, a przerysowaniem stróżów prawa – autor „farmy lalek” jej nie przekroczył, nawet nie był tego bliski. Mimo, że przez swoje niedopatrzenie sięgnęłam najpierw po drugą część to do pierwszej wrócę z ogromną chęcią.
Kreacja bohaterów, ciekawe dialogi, sumiennie przedstawiona praca śledczych to zaledwie kilka z wielu ogromnych plusów tej książki. O reszcie będziecie musieli przekonać się już sami.
W Krotowicach dochodzi do zaginięcia 11-latki. Policja nabiera podejrzeń, iż mogła ona paść ofiarą pedofila. Wkrótce w czasie poszukiwań dziewczynki dochodzi do makabrycznego odkrycia. W starej uranowej sztolni komisarz Mortka odnajduje kilka zmasakrowanych ciał kobiet. Czy po urokliwej okolicy grasuje seryjny morderca?
Powyższy opis może wydawać się nieco enigmatyczny,...
W miejscowości Maine grozę budzi Strażnica Bodiego należąca niegdyś do kapitana statku, który swoją miłość do morza przepłacił życiem. Upiorna rezydencja ze swoją 150 letnią historią pochłonęła każdą kobietę, która odważyła się w niej zamieszkać. Nową lokatorką położonego na wzgórzu domu zostaje Ava – autorka książek kulinarnych, uciekająca przed swoimi godnymi powstydzenia grzechami. W czasie jej pobytu w mieście, wyłowione zostają zwłoki kobiety. Jaki związek istnieje pomiędzy topielcem, a osobliwą Strażnicą Brodiego? I czy Avie uda się jej odwrócić ciążącą na domu „klątwę”? „Kształt nocy” to książka eksperymentalna, gdzie autorka uciekła od wypracowanego i właściwego sobie stylu do czegoś zupełnie innowacyjnego. Niestety, eksperyment ten okazał się być nie do końca udany. Zagorzali czytelnicy Tess Geritsen zostali przyzwyczajeni do specyficznego pióra i klimatu, które w tej książce przybrały diametralnie inną formę. Nic dziwnego, że uczucia po przeczytaniu tej pozycji są mieszane.
Poplątanie wątku kryminalnego z paranormalnym budzi w czytelniku ciekawość, ale także śmiech. Postać ducha kapitana z jego osobliwymi skłonnościami zakrawają o komedię. Fabułę książki można uznać za przewidywalną, a momentami nawet absurdalną, co jest wynikiem epizodów mających miejsce pomiędzy główną bohaterką, a duchem kapitana Brodiego. Wyjawienie odbiorcy głęboko skrywanej tajemnicy głównej bohaterki jest niemiłosiernie odwlekane, czytelnik otrzymuje zaledwie strzępy informacji, co niewątpliwie podtrzymuje napięcie, ale mniej cierpliwych – irytuje. Akcja prowadzona w atmosferze wiszącej groźby śmierci faktycznie wciąga, jednak intensywność przewracania kartek ma w tym wypadku niewiele wspólnego z jakością, jaką oferują.
Najnowsza książka Tess Gerritsen jest całkowitym zaprzeczeniem jej dotychczasowych pozycji. Wprowadzenie elementów fantasmagorycznych stanowi ciekawe urozmaicenie, jednak niepozbawione jest kilku wad. Autorka wyszła poza doskonale opanowane przez nią pole thrillerów medycznych i niestety trochę pobłądziła. Pozostaje mieć nadzieję, że szybko powróci na właściwe tory.
W miejscowości Maine grozę budzi Strażnica Bodiego należąca niegdyś do kapitana statku, który swoją miłość do morza przepłacił życiem. Upiorna rezydencja ze swoją 150 letnią historią pochłonęła każdą kobietę, która odważyła się w niej zamieszkać. Nową lokatorką położonego na wzgórzu domu zostaje Ava – autorka książek kulinarnych, uciekająca przed swoimi godnymi powstydzenia...
więcej mniej Pokaż mimo to
W 1924 roku kilku śmiałków - George Mallory, Sandy Irving, lord Percival Bromley oraz Kurt Meyer, podjęło się tego, czego jeszcze nikt w historii nie dokonał – próbowali zdobyć Mount Everest. Niestety, wyprawę na ośmiotysięcznik przepłacili życiem. Zrozpaczona matka jednego ze zmarłych mężczyzn wciąż wierzy w to, że jej syn ocalał, dlatego finansuje wyprawę trzech alpinistów. Ich zadaniem jest odnalezienie lorda Bromleya, ale determinuje ich także marzenie zapisania się na kartach historii i uzyskanie tytułu pierwszych zdobywców Mount Everestu. Czy uda im się odnaleźć Percivala? I jak dla nich samych skończy się ta wysokogórska wyprawa?
„Abominacja” to moja pierwsza styczność ze znanym już wszystkim Danem Simmonsem, czy udana? Rzekłabym, że połowicznie. Jestem pełna podziwu dla autora za niebywałą skrupulatność i wręcz tytaniczny trud włożony w gromadzenie informacji do napisania tej pozycji. Mimo, że książka okazała się być kompletnie nie w moim klimacie to czystym absurdem byłoby wystawianie jej skrajnie niepochlebnej opinii. Czytelnicze preferencje to nie wszystko, nie w przypadku „Abominacji”. Z jednej strony odczuwałam rozczarowanie fabułą, a z drugiej nie mogłabym żyć w zgodzie ze sobą, gdybym w ogólnej ocenie nie uwzględniła tak genialnego researchu.
Głównym mankamentem książki jest to, że niestety nie straszy – przynajmniej nie tak, jakby się tego oczekiwało. Wadą jest też baaaardzo rozwleczona fabuła – same przygotowania do wyprawy zajmują około 200 stron. Zbyt szczegółowa narracja bywała męcząca do tego stopnia, że książkę czytałam na raty przez 2 miesiące.
„Abominacja” to powieść powolna, tajemnicza i drobiazgowa, która zabiera nas w odległą podróż na szczyt Himalajów. Była to dla mnie długa, mozolna i wyczerpująca wycieczka. Cieszę się, że ją odbyłam, ale prawdę mówiąc liczyłam na większe wrażenia zważywszy na powszechny zachwyt nad piórem Dana Simmonsa. Wśród nawet najwybitniejszych pisarzy znajdują się dzieła słabsze i ta książka najwyraźniej dowodzi słuszności tego spostrzeżenia.
W 1924 roku kilku śmiałków - George Mallory, Sandy Irving, lord Percival Bromley oraz Kurt Meyer, podjęło się tego, czego jeszcze nikt w historii nie dokonał – próbowali zdobyć Mount Everest. Niestety, wyprawę na ośmiotysięcznik przepłacili życiem. Zrozpaczona matka jednego ze zmarłych mężczyzn wciąż wierzy w to, że jej syn ocalał, dlatego finansuje wyprawę trzech...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wrocław, budynek Nowej Giełdy – to w tamtejszych podziemiach mieści się dawne „Goldenes Kalb”. Nowy właściciel stworzył lokal, którego pracownicy stają się świadkami nietypowych wydarzeń, a wkrótce ich umysły ogarnia prawdziwy obłęd. Jak odróżnić makabryczne wizje od rzeczywistości? I czy w ogóle jest to możliwe?
Pod względem warsztatu pisarskiego w zasadzie trudno jest się do czegokolwiek przyczepić. Autor jest debiutantem, a to zawsze niesie ze sobą ryzyko, że w treści będzie to odczuwalne przez czytelnika. Tutaj podobne uczucie mi nie towarzyszyło. Jedyna rzecz, która nie do końca jest dla mnie zrozumiała to niekiedy przeintelektualizowane, zbyt „literackie” opisy prostych czynności. Nigdy dotąd nie spotkałam się z takim językiem w horrorze i niestety, ale mojej ocenie odrobinę się to gryzło. Choć warto zaznaczyć, że wspomniane opisy nie były stosowane na tyle często, by zniechęcało to do lektury.
Największą wadą tej pozycji jest to, że przebrnięcie przez jej pierwszą połowę jest może nie horrorem, ale ciężką batalią. A czy warto ją było stoczyć? Zdecydowanie tak. Rozległe i niekiedy nużące opisy nie służą budowaniu napięcia wskutek czego przez około 200 stron dzieje się niewiele. Łatwo utracić zapał do czytania i nadzieję, że w końcu pojawi się pożądane poczucie niepokoju. Lecz połowa książki to niemal symboliczny próg, po którego przestąpieniu wkraczamy w naprawdę mroczny, przesiąknięty tajemnicą i grozą świat. Jak to z reguły w horrorach bywa – zakończenie jest dość przewidywalne, jednak otwarcie przyznaję, że jedno ze zdań zamykających tę powieść mocno zryło mi bańkę. A wzmianką o nakręconych urbexowiczach @konradmozdzen kupił mnie całkowicie.
Autor opowiada o codziennym życiu, które stopniowo wypełniać zaczynają niecodzienne zjawiska, a robi to w wyjątkowym, swoim własnym stylu, o który bardzo trudno, zwłaszcza na początku literackiej drogi. Ciekawe jest także osobiste posłowie, które na tle standardowych bardzo się wyróżnia. Oprócz przepięknego wydania po tę książkę warto sięgnąć głównie ze względu na klimat, jaki udało się ukształtować autorowi w drugiej połowie „Chodź ze mną”.
Wrocław, budynek Nowej Giełdy – to w tamtejszych podziemiach mieści się dawne „Goldenes Kalb”. Nowy właściciel stworzył lokal, którego pracownicy stają się świadkami nietypowych wydarzeń, a wkrótce ich umysły ogarnia prawdziwy obłęd. Jak odróżnić makabryczne wizje od rzeczywistości? I czy w ogóle jest to możliwe?
Pod względem warsztatu pisarskiego w zasadzie trudno jest...
W środku lasu, z dala od ludzi znaleziono klęczące, powieszone na linie, bezgłowe zwłoki mężczyzny. Komisarz Bernard Gross oraz aspirant Skalska rozpoczynają śledztwo, w ramach którego próbują ustalić czy doszło do samobójstwa czy w zdarzeniu brały udział osoby trzecie. Według Grossa sprawa ta zdaje się niejako łączyć z tajemniczym zaginięciem pary studentów sprzed lat. Czy przeczucie doświadczonego policjanta okaże się trafione?
Zadra to trzecia część serii z Bernardem Grossem, którego moja mama pieszczotliwie określa jako pana Herbatę. Doświadczony „szkieł” który na prowadzeniu postępowań i dochodzeń zjadł zęby nie do końca radzi sobie w życiu prywatnym, a jego zawód jest poniekąd powodem tej sytuacji. Emocjonalne rozdarcie Grossa to wątek trudny i wzruszający, ale też wyjątkowy jeżeli chodzi o pozycje kryminalne. Lubię wracać do Grossa, który jak to ma w zwyczaju – zaparza herbatę i siada do klejenia swoich modelów, co robi z niezwykłym oddaniem. Nie występuje tutaj pędząca na łeb, na szyję fabuła ani utarte policyjne schematy oparte na obligatoryjnym alkoholizmie głównego bohatera.
Jako zarzut wobec pozycji mogę postawić, iż niektóre z wielu wątków obyczajowych są nieco nienaturalnie połączone z wątkami kryminalnymi. Brakowało mi pewnego rodzaju lekkości w przenikaniu się tych spraw w końcowym etapie książki. Całokształt zagadki kryminalnej sprawił, że byłam nieco mniej usatysfakcjonowana z lektury niżeli po przeczytaniu „Skazy” czy „Wady”. Nie mniej jednak w dalszym ciągu seria chełmżyńska jest jedną z moich ulubionych, a „Zadra” to książka, którą z pewnością warto przeczytać.
Ilekroć ktoś prosi mnie o polecenie kryminału, który jest niezawodny – polecam serię z Grossem. Znaleźć tu można wszystko to, co cenię w dobrym kryminale. Nieśpieszna fabuła, dobrze skonstruowani, nieszablonowi bohaterowie, inteligentna intryga kryminalna i hermetyczny, małomiasteczkowy klimat owiany dużą ilością tajemnic, których nikt nie chce wyjawić.
W środku lasu, z dala od ludzi znaleziono klęczące, powieszone na linie, bezgłowe zwłoki mężczyzny. Komisarz Bernard Gross oraz aspirant Skalska rozpoczynają śledztwo, w ramach którego próbują ustalić czy doszło do samobójstwa czy w zdarzeniu brały udział osoby trzecie. Według Grossa sprawa ta zdaje się niejako łączyć z tajemniczym zaginięciem pary studentów sprzed lat. Czy...
więcej mniej Pokaż mimo to
W Sztokholmie znaleziono skrzynię przebitą mieczami, która jest jednym z rekwizytów iluzjonistów w ramach prezentowanych przez nich sztuczek. To znalezisko nie byłoby niczym wyjątkowym, gdyby nie jego zawartość. Wewnątrz skrzyni znajdowały się zwłoki młodej kobiety, przebitej na wylot mieczami. Większość sztuczek iluzjonistycznych polega na udawaniu, że komuś zadaje się śmierć, ale sprawca zadaje ją naprawdę. Gdy śledztwo utknęło w martwym puncie, zdecydowano się na mniej konwencjonalne metody. Do zespołu badającego sprawę zaproszono mentalistę, którego fachowa wiedza miała pomóc w złapaniu mordercy. Czy udział osoby postronnej w prowadzonym postępowaniu pozwoli na schwytanie zabójcy nim popełni kolejną zbrodnię?
Z racji, że jestem ogromną fanką serialu Bruno Hellera pod tym samym tytułem, co recenzowana książka – skusiłam się na jej lekturę. Niestety, okazało się, że papierowy Mentalista jest jedynie nieudaną imitacją serialu, a pomimo tego, że współautor książki poza fikcją literacką sam jest mentalistą to nijak przełożyło się to na jakość książki.
Tytułowy mentalista czyli Vincent Walder to ekscentryczny pedant z nerwicą natręctw, który uczynił zawód z nadzwyczajnego sprytu, spostrzegawczości i manipulacji ludzkim umysłem. Natomiast inspektor Mina Dabiri to cierpiąca na mizofobię policjantka, której życie całkowicie zdominował lęk nie przed przestępcami, a przed bakteriami – mamy zatem coś na wzór detektywa Monka w spódnicy. Wspomniany pedantyzm w bohaterach z początku wydał się ciekawy, ale nie trzeba było długo czekać, aż w końcu stał się nad wyraz irytujący.
„Mentalista” to książka przegadana, rozwlekła i zawierająca ogrom nic nie wnoszącym do fabuły scen. Zdecydowanie można by okroić jej zawartość o połowę i to z zachowaniem ciągłości i sensowności fabuły. Mimo ciekawej hybrydy autorów książki, tj. królowej szwedzkiego kryminału i rzeczywistego mentalisty wynik ich pracy jest w mojej ocenie po prostu mierny.
W Sztokholmie znaleziono skrzynię przebitą mieczami, która jest jednym z rekwizytów iluzjonistów w ramach prezentowanych przez nich sztuczek. To znalezisko nie byłoby niczym wyjątkowym, gdyby nie jego zawartość. Wewnątrz skrzyni znajdowały się zwłoki młodej kobiety, przebitej na wylot mieczami. Większość sztuczek iluzjonistycznych polega na udawaniu, że komuś zadaje się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeden z prokuratorów pozostawił po sobie nierozwiązaną sprawę gwałtów na młodych dziewczynach, którą na nowo próbuje rozwiązać nie kto inny jak Konrad Kroon. Równie dociekliwy, co niefrasobliwy prokurator próbuje dokopać się do prawdy, która została pogrzebana pod gruzami pewnego budynku - domu Steffensa. Posiadłości, w której miało dochodzić do aktów wymykających się ludzkiemu pojmowaniu. Kroon po ponad 10 latach nieodwracalnie rozdrapał zabliźnione rany, które zaczęły niesamowicie mocno krwawić. Czy dzięki zawziętosci prokuratora uda się wreszcie wymierzyć sprawiedliwość?
Autor bardzo umiejętnie portretuje doskonale znaną mu społeczność. Fakt, że poza przedstawioną fikcją literacką piastuje stanowisko prokuratora niezwykle oddziałuje na realizm powieści, postaci i wydarzeń przedstawionych na łamach tej książki. Cyryl Sone wypracował także swój specyficzny warsztat pisarski, który nie każdemu może przypaść do gustu. Trzeba umieć i chcieć wyłapać pewne nawiązania, zrozumieć życiowe prawdy ukryte pod płaszczykiem ironii i otworzyć się na humor, którego boomerzy-mogą-nie-zrozumieć. Reasumując - autor operuje językiem, który NAJPRĘDZEJ trafi do młodych dorosłych.
Obsesyjna fascynacja polskim Charlesem Mansonem, pierwsze złamane serce i nieudolne próby posklejania go w całość, brutalne kulisy sexworkingu oraz remedium na samotność i traumę w postaci cienkiej jak ludzka psychika linki. To tylko niektóre z wątków, jakie przewinęły się przez te pozycję, a jednocześnie to motywy, które poruszyły mną najbardziej i w mojej ocenie zostały najlepiej oddane.
Niniejsza książka to opowieść o tym, że zaspokojenie rządź cielesnych, ale i finansowych niesie ze sobą wiele ofiar. Ofiar chcących uciec przed demonami przeszłości, które prędzej czy później je dogonią. Bo przed przeszłością nigdy się nie ucieknie.
Recenzja powstała we współpracy reklamowej z Wydawnictwem Znak.
Jeden z prokuratorów pozostawił po sobie nierozwiązaną sprawę gwałtów na młodych dziewczynach, którą na nowo próbuje rozwiązać nie kto inny jak Konrad Kroon. Równie dociekliwy, co niefrasobliwy prokurator próbuje dokopać się do prawdy, która została pogrzebana pod gruzami pewnego budynku - domu Steffensa. Posiadłości, w której miało dochodzić do aktów wymykających się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Piękny, zimowy krajobraz jeziora w Bielczynach został naznaczony skazą - widokiem dryfujących po tafli wody zwłok. Okoliczności śmierci denata pozostają niejasne. W podobnym czasie i bliskiej odległości od jeziora dochodzi do wypadku samochodowego, w którym ginie kobieta. Te dwie sprawy więcej dzieli niż łączy, ale w ocenie komisarza Grossa wymagają one skrupulatnej analizy. Czy przeczucie Bernarda okaże się trafne?
Zwłoki topielców zawsze wypływają na wierzch, podobnie jak niektóre głęboko skrywane tajemnice. Jednak co w sytuacji, gdy topielec nigdy nie tonął, a sekrety są grzebane wraz ze zmarłymi? Nadzieja w ostatnich żyjących posiadaczach niewygodnej prawdy jednak Ci wcale nie chcą się nią z nikim podzielić.
Nieustępliwość Grossa, jego pracoholizm, niektóre nielogiczne wybory można by tłumaczyć osobliwym charakterem postaci. Natomiast przychodzi to z coraz większa trudnością, gdy cechy te rzutują na realizm powieści i powodują, że warstwa psychologiczna zaczyna kuleć. A przez dwa dość istotne dla tej książki wątki zaczynałam odnosić takie właśnie wrażenie.
Trudno opowiedzieć o tej książce nie ujawniając za wiele, a nikomu nie zamierzam psuć wrażeń z lektury. Zdradzę jedynie, że na łamach książki pojawia się wątek okupacji hitlerowskiej i próba dostarczenia odpowiedzi na to, co historię łączy z teraźniejszością. Z początku ten motyw mocno mi się dłużył i nie spinał z całością, ale finalnie wyszedł tej pozycji na duży plus. Wiele innych elementów zasługuje na pochwałę, ale zdecydowanie najbardziej podobało mi się miarowe rozwiązywanie śledztwa razem z czytelnikiem, podsuwanie mu małych kawałków układanki, które mógł stopniowo ze sobą łączyć, nie wiedząc, jaki obraz ma z nich finalnie powstać.
Serie z Grossem darzę ogromnym sentymentem i choć „Zrost” nie przypadł mi do gustu równie mocno, jak poprzednie części serii to w dalszym ciągu zamierzam śledzić melancholijne, nieszczęśliwe losy „pana Herbaty”.
Recenzja powstała we współpracy reklamowej z Wydawnictwem Literackim.
Piękny, zimowy krajobraz jeziora w Bielczynach został naznaczony skazą - widokiem dryfujących po tafli wody zwłok. Okoliczności śmierci denata pozostają niejasne. W podobnym czasie i bliskiej odległości od jeziora dochodzi do wypadku samochodowego, w którym ginie kobieta. Te dwie sprawy więcej dzieli niż łączy, ale w ocenie komisarza Grossa wymagają one skrupulatnej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Fotograf ptaków dokonał na terenie grzęzawiska szokującego odkrycia. Wśród odgłosów natury, w miejscu oddalonym od ludzi znalazł pozostałość po przerwanym przedwcześnie życiu – ludzkie szczątki. Z uwagi na niecodzienne znalezisko – śledczy rozpoczęli czynności zmierzające do ustalenia, w jakich okolicznościach doszło do śmierci osoby, której jedynym świadectwem istnienia pozostały leżące z dala od ludzkich spojrzeń kości. Tajemnicza śmierć zdaje się być silnie powiązana z tym, co przed laty wydarzyło się nieopodal grzęzawiska. Jednak ostatni żywy świadek mrocznych wydarzeń zabrał ze sobą prawdę w zaświaty. Czy śledczym uda się odkryć pogrzebaną wraz ze zmarłymi tragiczną historię?
Grzęzawisko porusza wiele trudnych tematów począwszy od samotności, przemocy rówieśniczej po utratę rodziców. Na kartach książki pojawił się także motyw, który szczególnie doceniam w powieściach, ale którego nie zdradzę, by nie spojlerować zakończenia. Występują tutaj aż 4 linie czasowe, które są ze sobą umiejętnie przeplatane. Autor już za sprawą swoich poprzednich pozycji udowodnił, że potrafi zgrabnie lawirować pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, a „Grzęzawisko” po raz kolejny dobitnie to potwierdza. Ponadto, sposób, w jaki autor formułuje zdania – wprost hipnotyzuje. Żarski tak umiejętnie dobiera słowa, że trafiają w sam środek serca. Chociaż kwiecistość języka w pewnym momencie wydawała się aż nadmierna, jak na dotychczas czytane przeze mnie kryminały to było tego stosunkowo mało, by uznać to za wadę. Spośród wszystkich postaci najbardziej spodobała mi się sylwetka Oli – policjantki i jednocześnie antybohaterki, która na własną prośbę doprowadziła swoje uporządkowane życie do kompletnej ruiny. Choć zakończenie nie przynosi odpowiedzi na wszystkie piętrzące się podczas lektury pytania to pozostawia furtkę do kontynuowania tej angażującej historii.
Grzęzawisko to przede wszystkim opowieść o dojmującej samotności, która może prowadzić do obłędu i postrzegania rzeczywistości w zawężony, tunelowy sposób. Ale jest to też opowieść o tym, że nikt nie potrafi słuchać tak dobrze, jak zmarli.
Fotograf ptaków dokonał na terenie grzęzawiska szokującego odkrycia. Wśród odgłosów natury, w miejscu oddalonym od ludzi znalazł pozostałość po przerwanym przedwcześnie życiu – ludzkie szczątki. Z uwagi na niecodzienne znalezisko – śledczy rozpoczęli czynności zmierzające do ustalenia, w jakich okolicznościach doszło do śmierci osoby, której jedynym świadectwem istnienia...
więcej Pokaż mimo to