-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2018-05-07
Już dawno książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Niezwykły język: zdania jak uderzenia batem, ironia i sarkazm wymieszany z litością i fascynacją. Jest w niej ocena pisarza, człowieka korzystającego z przywilejów, które ofiarowuje władza: życie na wysokim poziomie, uznanie, zaszczyty, druk książek. Jednak nie ma nic za darmo. Władza, a tutaj bezwzględna władza Stalina zmusza do działań, które nie stanowią powodu do dumy. Książka pokazuje uwikłanie pisarza, uzależnienie, balansowanie na krawędzi. W każdej chwili kaprys władzy może pozbawić przywilejów a nawet życia. Pisarz czasem pomaga innym, czy jest to akt ekspiacji za chwile milczenia w sytuacji gdy powinien krzyczeć? Gęsta atmosfera tej opowieści sprawia, że jesteśmy zafascynowani, czasem zażenowani a czasem mróz ścina nam krew w żyłach. Powieść napisana prostym językiem -kobiety pozornie niewykształconej, która wszak zdaje się więcej widzieć i rozumieć od swojego chlebodawcy, którego darzy uczuciem trudnym do zdefiniowania: mieszaniną przywiązania, podziwu, wstrętu, bliskości i wybaczenia?
Już dawno książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Niezwykły język: zdania jak uderzenia batem, ironia i sarkazm wymieszany z litością i fascynacją. Jest w niej ocena pisarza, człowieka korzystającego z przywilejów, które ofiarowuje władza: życie na wysokim poziomie, uznanie, zaszczyty, druk książek. Jednak nie ma nic za darmo. Władza, a tutaj bezwzględna władza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jakub Żulczyk ,,Wzgórze psów''. Autor pochodzi z prowincji, to sprawia, że książka nie sprawia wrażenia napisanej w hallu TVN, nie trąci całkiem plastikiem lub odkrywaniem dzikiej Patagonii. Z pewnością jednak czuje się, że autor odrobinę za długo przebywa w W-wie. Książka wciąga aczkolwiek są momenty dłużyzn. Jednak uderzyło mnie po przeczytaniu pewne spostrzeżenie. Jestem także po lekturze ,,Króla''Twardocha.
Pomijam różnice:prowincja-Warszawa,inny czas akcji. Uderza mnie jedno: kryzys męskości, tęsknota za kimś zdecydowanym, biorącym odpowiedzialność. Ta tęsknota wyziera z prozy obu autorów i jest pokłosiem czasu, specyficznego wychowania, rozmemłania, widocznym w pokoleniu Twardocha, Żulczyka i bardziej dotyczy mężczyzn niż kobiet. Obaj pisarze rekompensują ten brak, tę ułomność fantazjami na temat kogoś kogo można określić jako archetypiczny bohater filmów Clinta Eastwooda. Obaj są nadwiślańskimi Hemingway'ami. Przy czym Żulczyk jest bardziej osadzony w rzeczywistości a Twardoch bardziej minoderyjny, pozujący na kogoś o kim marzy. No i Twardoch bardziej szeleści, być może książkami , które czytał i miały wpływ na to co pisał, czy w sensie dosłownym?
Jakub Żulczyk ,,Wzgórze psów''. Autor pochodzi z prowincji, to sprawia, że książka nie sprawia wrażenia napisanej w hallu TVN, nie trąci całkiem plastikiem lub odkrywaniem dzikiej Patagonii. Z pewnością jednak czuje się, że autor odrobinę za długo przebywa w W-wie. Książka wciąga aczkolwiek są momenty dłużyzn. Jednak uderzyło mnie po przeczytaniu pewne spostrzeżenie. Jestem...
więcej Pokaż mimo to