O marzeniach, na które nigdy nie jest za późno. „Zaginiona wiolonczelistka” – Anna Bałenkowska

BarbaraDorosz BarbaraDorosz
28.03.2022

Nakładem Wydawnictwa Zwierciadło ukazała się debiutancka powieść Anny Bałenkowskiej „Zaginiona wiolonczelistka”. Choć rynek wydawniczy cechuje się dość dużą ostrożnością, jeśli chodzi o debiuty i początkujących pisarzy, to trzeba przyznać, że w przypadku tej powieści, wydawnictwo trafnie oceniło jej potencjał. Książka zdecydowanie spełnia wszystkie warunki, aby wprowadzić nieco zamieszania na półce z gatunku literatury obyczajowej.

O marzeniach, na które nigdy nie jest za późno. „Zaginiona wiolonczelistka” – Anna Bałenkowska

[Opis wydawcy] Szeroka plaża Walencji, majestatyczny gmach wiedeńskiej opery, krakowskie Planty oświetlone jedynie nikłym światłem latarni… Przeszłość i teraźniejszość, jawa i sen, muzyka wypełniająca całe życie i miłość. Ta młodzieńcza, burzliwa i ktoś powiedziałby, że jeszcze niedojrzała. Ta, która zdarza się w życiu tylko raz. I ta trudna, uzależniająca i niebezpieczna. Maja odkrywa, że za jej wylotem do Walencji kryje się coś więcej niż tylko kurs językowy. Zostawia za sobą swoje dotychczasowe życie i przylatuje do miasta ze swoich snów. A kiedy odkrywa historię Blanki, która przed laty zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, już wie, że jest za późno, by zawrócić.

W debiutanckiej powieści Anny Bałenkowskiej przeplatają się wątki zarówno natury romantycznej, jak i obyczajowej, a nawet spotkamy się z elementami metafizycznymi, które budują nietypowy i miejscami lekko mroczny klimat tej powieści. Skąd tyle inspiracji? Ciekawostką może być biografia debiutującej autorki. Anna Bałenkowska, zawodowo związana jest ze światem muzyki, w którym odnalazła swoje miejsce jako pianistka. Tak pożądana w muzyce wielowymiarowość, głębia i delikatność wyłaniają się również z kart najnowszej powieści. Wyjątkowa wrażliwość artystki bez wątpienia miała duży wpływ na język i kreację poszczególnych bohaterów. Z kolei życie na walizkach i miłość do poznawania nowych miejsc odbiły się na barwnym tle, na którym toczy się akcja „Zaginionej wiolonczelistki”. Rozmowa z pisarką pozwoli uchylić rąbka tajemnicy na temat samego debiutu i fabuły powieści. Rozmawiamy również o muzyce, podróżach oraz o marzeniach, na które nigdy nie jest za późno.

Barbara Dorosz: Jako debiutantka, pewnie wielokrotnie już usłyszała Pani to pytanie – mianowicie ciekawi mnie, co było impulsem, który skłonił Panią do napisania powieści? Muzycy, którzy piszą powieści obyczajowe, to jednak rzadkość. Czy długo nosiła się Pani z tym zamiarem?

Anna Bałenkowska: Wydanie powieści było moim największym marzeniem. Od zawsze. Nie jest to pierwsza dłuższa forma, którą ukończyłam, ale pierwsza, z którą odważyłam się zadebiutować i wyjść do szerszego grona odbiorców. Nie zwlekałam, raczej zawsze czułam, że to jeszcze nie to. Chciałam stworzyć historię wielowątkową, uczyłam się kreować bohaterów, pracowałam nad językiem. Kiedy ukończyłam „Zaginioną wiolonczelistkę” pomyślałam, że wreszcie jestem gotowa, aby ta historia ujrzała światło dzienne. I udało się. Jestem szczęśliwa, że mogłam to zrobić pod szyldem tak wspaniałego wydawnictwa, jakim jest Wydawnictwo Zwierciadło.

W „Zaginionej wiolonczelistce” odnajdujemy wiele ścieżek, które prowadzą do Pani prywatnego życia. Mamy tu motyw gry na wiolonczeli czy miłość do podróżowania po świecie. Dlaczego zależało Pani na umieszczeniu tych osobistych doświadczeń na kartach debiutanckiej powieści?

Tak, muzyka i podróże to na pewno tematy bardzo mi bliskie, przez co poruszam się w nich dość swobodnie i bez skrępowania, a to z pewnością sprzyja pisaniu. Wiele razy spotkałam się ze zdaniem różnych autorów, że dobrze jest rozpocząć pisarską przygodę od przestrzeni, w której czujemy się pewnie dzięki zdobytemu doświadczeniu. Świat muzyczny znam z autopsji. Mam też wrażenie, że stosunkowo niewiele jest książek pisanych z perspektywy zawodowego muzyka. Doświadczamy wymagającej edukacji muzycznej, pełnej pasji, sukcesów, wyjątkowych chwil, ale również licznych przeszkód – pierwszych nieudanych koncertów, porażek, tremy scenicznej, trudnych, wielogodzinnych ćwiczeń. To wszystko stanowi niewyczerpane źródło inspiracji. Podobnie miejsca, które ujęłam w „Zaginionej wiolonczelistce” są mi dobrze znane. W wielu z nich mieszkałam, dzięki czemu mogłam poznać je nie tylko z perspektywy turystki. Nie byłabym w stanie pisać o miejscach, które kojarzyłabym jedynie ze zdjęć czy opowieści. Moim zdaniem niemal każde miasto ma swój niepowtarzalny klimat, zapach, aurę, którą, aby opisać, trzeba najpierw poczuć na własnej skórze.

Skoro już jesteśmy przy miejscach, w których toczy się akcja powieści, proszę powiedzieć, czy Walencja zajmuje w Pani sercu szczególne miejsce? Czytając powieść trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest tutaj drugoplanowym, niemym bohaterem. W zasadzie Pani książka mogłaby robić za świetny przewodnik po tym pięknym mieście.

Z przyjemnością muszę się z Panią zgodzić. Walencja rzeczywiście pełni tu taką rolę. Mieszkałam tu dwukrotnie i przez ten czas zdążyłam ją pokochać na tyle, by przenieść do niej moich bohaterów. To do tego miasta poleciałam, zostawiając wszystko, by rozpocząć pracę nad „Zaginioną wiolonczelistką”. Przechadzając się po jej ulicach, plażach, parkach, planowałam poszczególne sceny. Dzięki temu mogłam jeszcze lepiej oddać aurę tych miejsc w opisach. Ciekawostką może być fakt, że przy pierwszym pobycie w Walencji, mieszkałam w nadmorskiej dzielnicy Cabañal, a przy drugim już w centrum – na Ruzafie. Obie wyróżnia zupełnie inna architektura, koloryt, atmosfera i w obu zamieszkali również i moi bohaterowie. Do tej pory uważam, że Walencja jest wyjątkowym miejscem na ziemi i bardzo za nią tęsknię. Cieszyłabym się, gdyby któryś z czytelników mojej powieści podczas pobytu w tym mieście, wybrałby się na spacer śladem moich bohaterów.

Z daleka usłyszałam kobiecy, nerwowy śmiech odbijający się echem po tafli morza. Otworzyłam oczy i ujrzałam przy brzegu dziewczynę. Biegła przed siebie, zamaczając stopy w rozpryskujących się falach. Nie zauważyłam jej wcześniej na plaży. Teraz jej długie włosy targał nadmorski wiatr, a biała sukienka lekko podwijała się, kiedy delikatnie odbijała stopy od linii brzegowej. Przez moment miałam wrażenie, że przed kimś ucieka. Podążałam za nią wzrokiem, kiedy nagle gwałtownie się zatrzymała i zaniepokojona odwróciła w moją stronę. Momentalnie mnie odnalazła, a nasze spojrzenia przez ułamek sekundy się skrzyżowały. Zaczęła krzyczeć. To był przerażający krzyk. Dudnił mi w uszach i przeszywał całe ciało niepokojem, tak że znów nie byłam w stanie się poruszyć. I wtedy wzburzona fala zaskoczyła mnie od tyłu.

Anna Bałenkowska, „Zaginiona wiolonczelistka”

Wiemy już, że bohaterowie powieści kroczą Pani ścieżkami, a czy również patrzą na świat Pani oczami?

Nie utożsamiam się całkowicie z żadnym bohaterem mojej powieści, ale z pewnością zgadzam się z niektórymi przemyśleniami poszczególnych postaci. Myślę, że w głównych bohaterkach można odnaleźć ułamek mnie samej, może kreując je było to nawet nieuniknione? Opisy, w których Maja poznaje Walencję, to w dużej mierze opisy mojego spotkania z tym miastem. Podobnie dzieje się z pojawiającymi się w powieści Krakowem, Wiedniem czy Monachium. Mimo to starałam się, by każdy z bohaterów patrzył na świat inaczej, podobnie, jak dzieje się to w prawdziwym życiu.

Dzieciństwo i młodość Blanki, jednej z wiodących postaci powieści, nierozerwalnie związane jest z nauką gry na wiolonczeli. W zasadzie spotykamy tu niesamowitą wrażliwość, talent i wielką miłość do muzyki. Czy w Pani przypadku muzyka również od zawsze była obecna w Pani życiu?

Tak, muzyka za sprawą mojej mamy towarzyszyła mi od samego początku. Naukę gry na fortepianie rozpoczęłam w wieku siedmiu lat i od tego czasu nieustannie się kształcę, gram, a także uczę grać. Myślę, że ci, którzy chodzili kiedyś do szkoły muzycznej pamiętają, jak pod koniec roku szkolnego nauczyciele od instrumentu przypominali: „pamiętaj, że od ćwiczenia nie ma wakacji”. Muzyka stała się nieodłącznym elementem mojego życia i pewnie dlatego znalazła się także w mojej powieści.

Czekał na jej znak. Spojrzała na niego zamglonymi oczami i delikatnie pokiwała głową, że jest gotowa. Zaczął dyskretnie, trochę nieśmiało, a potem wsłuchiwał się w jej melodię i wtapiał w nią swój akompaniament. W jej dźwięku jeszcze nigdy nie było tyle smutku. Muzykę wypełniała rozpacz i tęsknota, a Blanka upajała się tymi emocjami, jak gdyby tylko w ten sposób mogła dać im upust. Srebrzysta barwa fortepianu przynosiła jej oddech. Otulała jej obolałą duszę i sprawiała, że z każdą chwilą Patrick stawał się jej coraz bliższy. Nareszcie nie czuła się taka osamotniona. W tym momencie Patrick był jej jedynym powiernikiem, któremu bez słów mogła opowiedzieć o tym, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.

Anna Bałenkowska, „Zaginiona wiolonczelistka”

Oprócz intrygującej fabuły, o której pewnie zaraz sobie opowiemy, szczególnie zachwyciły mnie pełne emocji opisy scen, w których muzycy oddają się swojej pasji grania. Jak przekazać  językowo tę wrażliwość na muzykę, jaka występuje wśród bohaterów książki, aby czytelnicy mogli ją poczuć?

Starałam się, by opisy te oddziaływały na wszystkie zmysły czytelnika. Nie tylko dźwięk, jego barwa, intensywność, ale także obrazy, które kreują się w naszej głowie, zapach, który nas otacza, to, co dzieje się z naszym ciałem podczas grania i podczas słuchania muzyki. Innych emocji doznaje muzyk na scenie, a innych słuchacz na publiczności. Osobiście mogłam doświadczyć obu perspektyw i starałam się przenieść te odczucia domojej ksiązki, tak by czytelnik mógł usiąść zarówno na widowni, jak i wejść z moimi bohaterami na estradę.

Co możemy zdradzić z fabuły Pani książkowego debiutu, żeby zainteresować czytelnika historią?

„Zaginiona wiolonczelistka” to powieść wielowarstwowa. Wydarzenia z przeszłości mieszają się z teraźniejszością, jawa ze snem, a wszystko spowija tajemnica wspaniałej artystki, która pewnego dnia znika bez śladu. Niemal dwadzieścia lat później Maja przylatuje do Walencji na kurs językowy, do miasta ze swoich snów. Kiedy odkrywa historię Blanki, czuje, że w jakiś niepojęty sposób jest w nią wplątana i już nie potrafi się od niej uwolnić. Na czwartej stronie okładki pojawiły się pytania: „Czy niektórymi decyzjami jesteśmy w stanie zmienić to, co było nam pisane? Czy ktoś, kogo widzimy po raz pierwszy, może wydać nam się szczególnie bliski?” Moi bohaterowie zmierzyli się z odpowiedzią na te zagadnienia. Podejmują decyzje, które odmieniają ich życie, spotykają na swojej drodze ludzi, o których nie są w stanie zapomnieć.

Gdyby ich dotychczasowe życie chcieć określić jednym słowem, byłaby nim „podróż”. Mimo utrudniającej przemieszczanie się pomiędzy państwami kontroli ze strony władzy, skomplikowanych, uciążliwych procedur paszportowych, mimo stania w długich kolejkach z wnioskami, które bez większego powodu mogły zostać odrzucone, i wbrew setkom innych utrudnień i niedogodności – obydwoje pragnęli poznawać świat. Za wszelką cenę. Na przekór narzuconym odgórnie regułom. Marzyli o rzeczywistości, w której można byłoby podróżować bez przeszkód. Wierzyli, że kiedyś to nastąpi.

Anna Bałenkowska, „Zaginiona wiolonczelistka”

Głęboki i wielowarstwowy przekaz, jaki umieściła Pani na łamach „Zaginionej wiolonczelistki”,  niesie ze sobą wiele życiowych prawd, ale również prowokuje do przemyśleń.

Chciałam skłonić czytelnika do refleksji nad różnymi tematami. Czy warto podążać za marzeniami? Co kryje się za sukcesem? Czy mamy realny wpływ na nasze życie? Czy miłość jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody? „Zaginiona wiolonczelistka” to nie tylko historia młodej kobiety, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. To powieść o wartościach – o sile ojcowskiej miłości, o ciężkich chwilach prowadzących do sukcesu, o pasji i poświęceniu, o dążeniu do poznania prawdy, o walce ze stereotypami i ocenianiem, o pokonywaniu przeszkód na drodze do spełniania marzeń.

Kto jest Pani największym krytykiem? Ktoś z najbliższego otoczenia, a może Pani sama? Co czuje autor przed oddaniem w ręce czytelnika swojego debiutu?

Moim pierwszym beta-czytelnikiem i krytykiem jest mój mąż. Wymagającym, konkretnym i szczerym do bólu. I za to najbardziej go cenię. To dzięki niemu między innymi jeszcze na początkowym etapie powstawania powieści usunęłam ponad czterdzieści stron maszynopisu, które całkowicie nic nie wnosiły do fabuły. Za jego namową poprawiałam po kilkanaście razy poszczególne sceny przed wysłaniem propozycji wydawniczej, wnikliwiej przyjrzałam się niektórym opisom, a przede wszystkim to Maciek wspierał mnie, motywował i wierzył we mnie najbardziej na świecie. Myślę, że debiut wiąże się ze szczególnymi emocjami. Do tej pory moje teksty czytali jedynie najbliżsi. Jestem podekscytowana i szczęśliwa, że „Zaginiona wiolonczelistka” dotrze teraz do znacznie większej grupy odbiorców, choć jednocześnie odczuwam tremę, jak zostanie przyjęta i z bijącym mocno sercem czytam pierwsze recenzje.

Udało się spełnić marzenie o napisaniu i wydaniu książki, o czym jeszcze Pani marzy?

Jak już wspomniałam wydanie książki było do tej pory moim największym marzeniem. Choć na mojej bucket list jest jeszcze wiele punktów do zrealizowania, rzeczy do spróbowania, miejsc, które chciałabym odwiedzić, to w chwili obecnej chyba najbardziej będę szczęśliwa, jeśli moja powieść spodoba się czytelnikom na tyle, by chcieli sięgnąć po kolejne moje historie. Chciałabym dalej pisać i mieć dla kogo pisać.

Życzę zatem sukcesu związanego z debiutancką powieścią i dziękuję za rozmowę.

Anna Bałenkowska – studiowała w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, Hochschule für Musik und Theater w Monachium i Conservatorio Superior de Música w Walencji. Artystyczny świat, w którym żyje wraz z mężem kompozytorem, wciąż determinuje ją do częstych podróży. On tworzy muzykę, a ona od zawsze pragnęła kreować nową rzeczywistość za pomocą słowa. Od wielu lat bez ustanku zmienia miasta i kraje, czerpiąc garściami z kultury europejskiej. W latach 2019-2020 mieszkała i tworzyła w Walencji. To w tym mieście powstała powieść „Zaginiona wiolonczelistka”.

Przeczytaj fragment książki:

Zaginiona wiolonczelistka

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Zaginiona wiolonczelistka” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
BarbaraDorosz  - awatar
BarbaraDorosz 28.03.2022 12:01
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post