Od Pirenejów do Andów, czyli Hiszpania i Ameryka Łacińska oczyma Polaków

Tomasz Pindel Tomasz Pindel
19.09.2020

Nagroda imienia Ryszarda Kapuścińskiego dla reportażu „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” Katarzyny Kobylarczyk stanowi jasny dowód na to, że polski reportaż poświęcony krajom języka hiszpańskiego i portugalskiego ma się naprawdę nieźle. A przecież nie zawsze tak było.

Od Pirenejów do Andów, czyli Hiszpania i Ameryka Łacińska oczyma Polaków

Pamiętam, jak przed parunasty laty pewna wydawczyni z oficyny publikującej obficie literaturę faktu powiedziała mi, że z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu książki poświęcone Ameryce Łacińskiej sprzedają się znacznie słabiej niż te dotyczące Afryki czy Azji. Nie mówię tu jednak o popularnych książkach podróżniczych, takich jak te pisane przez Wojciecha Cejrowskiego czy Beatę Pawlikowską, tylko o reportażach, które nie tyle opisują egzotykę dalekich miejsc, ile wnikają w najróżniejsze tematy społeczne czy kulturowe. Było o tyle zaskakujące, że przecież papież polskiego reportażu, Ryszard Kapuściński, sporo uwagi tamtemu regionowi poświęcał.

W generacji „dzieci” Kapuścińskiego, wśród reporterów, którzy w latach 90. zbudowali potęgę polskiej literatury faktu, jeden Artur Domosławski na poważnie zainteresował się tym obszarem. Jego „Gorączka latynoamerykańska” przez dłuższy czas pozostawała jedyną – zresztą do dziś to pozycja niezastąpiona – solidną i z pazurem napisaną publikacją pozwalającą zrozumieć, co dzieje się i co działo we współczesności i w najnowszej historii Kuby, Kolumbii, Chile, Brazylii, Argentyny – i nie tylko. Domosławski łączy tu dogłębną znajomość tematu, reporterski materiał uzyskany z pierwszej ręki oraz uczciwą perspektywę, dzięki której nie popadamy w częsty u nas błąd mierzenia tamtych konfliktów naszą, polską miarą. Do Latynoameryki Domosławski wracał i wraca, a moją ulubioną – choć niedobrze to brzmi w kontekście poruszanej tam tematyki – jego książką jest „Śmierć w Amazonii”: tryptyk brazylijsko-peruwiańsko-ekwadorski z wątkami ekologicznymi w tle, który pokazuje nie tylko dzisiejsze pęknięcia w regionie – jakże inne od tych dawniejszych, zimnowojennych – ale także to, dlaczego powinno nas to obchodzić i jak bardzo te odległe geograficznie wydarzenia przekładają się na naszą codzienność.

Dziś można śmiało powiedzieć, że mamy istną obfitość dobrego reportażu pisanego przez Polaków o sprawach świata iberyjskiego i iberoamerykańskiego. Wspomniana laureatka Katarzyna Kobylarczyk dała się poznać za sprawą tomu „Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty”, który może wydawać się krotochwilny, ale przecież to właśnie w ludowej celebrze odbija się wiele prawd o danej społeczności. W „Strupie” autorka mierzy się z jednym z najważniejszych tematów hiszpańskiej współczesności: kwestią pamięci i niepamięci o wojnie domowej. Jak wiadomo, żaden inny konflikt nie zostawia tak głębokich ran na społeczeństwie, a do tego w Hiszpanii przez dekady rozmowa na ów temat nie była możliwa: najpierw przez 40 lat reżimu generała Franco obowiązywała wyłącznie wersja zwycięzców, a potem, w imię społecznego spokoju, zrezygnowano z rozliczeń. Bomba jednak wybuchła, tyle że z opóźnieniem. Dziś temat obrachunków z przeszłością dzieli obywateli Hiszpanii i często przekłada się na zwykłe losy: przemilczane dramaty rodzinne, poszukiwania mogił, kwestia miejsc pamięci – prywatne miesza się z publicznym, teraźniejszość z przeszłością.

Temat zbiorowych mogił i poszukiwań szczątków bliskich pojawia się także w „Ludziach z Placu Słońca” Aleksandry Lipczak, tyle że tam stanowi jeden z wielu elementów swoistej układanki, opowiadającej o różnych aspektach życia współczesnej Hiszpanii. Zapomnijcie o bykach, flamenco i plażach, Hiszpania jest dużo ciekawsza i złożona. To kraj, który do lat 80. pozostawał w rozwojowym ogonie kontynentu, potem dokonał ogromnego awansu, by już w XXI wieku popaść w wyniszczający kryzys. To społeczeństwo z jednej strony bardzo postępowe i liberalne, z drugiej – konserwatywne i tradycyjne. Lipczak opowiada o Hiszpanii ostatnich kilkunastu lat, to naprawdę świetny przewodnik po realiach tego kawałka świata. Z kolei najnowsza, jeszcze ciepła książka autorki – „Lajla znaczy noc” – sięga w przeszłość, choć oczywiście pokazuje jej projekcję na to, co tu (a raczej: tam) i teraz. To opowieść o przenikaniu się światów islamu i chrześcijaństwa, które na terenie dzisiejszej Andaluzji mieszały się przez dobre siedem wieków. Rzecz bardzo pouczająca, jeśli o Hiszpanię idzie, ale zarazem znacznie szersza refleksja nad dziedzictwem kulturowym Europy, które wcale nie jest taki znowu jednoznaczne, jak się wielu wydaje.

Inna nowość, też jeszcze ciepła, przenosi nad na Wyspy Kanaryjskie, a ściśle na jedną z nich: Fuerteventurę. Jednym Kanary kojarzą się z idealnym urlopem, innym z turystyczną masówką, tymczasem Kasper Bajon w swoim mocno eseizującym „Fuerte” pozwala nam spojrzeć na archipelag z zupełnie innej strony. To nie przypadek, że zaczyna swą opowieść od wspomnienia z wigierskiej wyspy Kamień i ukrywających się tam przed przymusową ewangelizacją pogan. Jego wizja Fuerteventury przesycona jest historią, swoistą magią przeszłości, autor opowiada dużo o tutejszej niesamowitej naturze, o Guanczach, dawnych mieszkańcach, i ich tajemnicach, o konkwistadorach i wygnańcach. Nawet referując początki ruchu turystycznego na półwyspie Jandía pokazuje go poprzez pełną niejasności i pachnących spiskowością domysłów historię pewnego Niemca, domniemanego nazistowskiego szpiega. Znajdziemy tu sporo informacji, zarówno o przeszłości jak i teraźniejszości wyspy, nie brak refleksji nad ideą wyspiarskości, ale dla mnie przede wszystkim jest to lekcja patrzenia na to miejsce, które może zaoferować znacznie więcej niż przyjemne plaże i luksusy all inclusive.

Z Wysp Szczęśliwych, jak je niegdyś nazywano, przy dobrym wietrze można w miarę sprawnie przedostać się na Karaiby, które także przyciągają polskich reporterów. Szczególnie dobrze wypada w tym kontekście Kuba, której czar zdaje się działać nieustająco, a do tego nakłada się nań pozorna swojskość wspólnego doświadczenia komunizmu. W dwudziestowieczną historię kraju zapuszcza się Klementyna Suchanow w swojej „Królowej Karaibów”: śledząc losy grupy postaci – towarzyszy Fidela Castro, ale także pisarza Virgilio Piñery – kreśli opowieść o kubańskiej rewolucji, zniuansowaną i daleką od uproszczeń, pokazując zarazem Kubę dzisiejszą. Stan współczesny portretuje też Joanna Szyndler w swojej książce „Kuba-Miami. Ucieczki i powroty”, tyle że tu na plan pierwszy – zgodnie z sugestią tytułu – wysuwa się kwestia ucieczek z wyspy. Autorka nie ukrywa swojego osobistego stosunku do Kuby i Kubańczyków, pokazuje nam codzienność żyjących tam ludzi, a także odwiedza tych, którzy przedostali się na „drugą stronę”, na Florydę. Z kolei „Wszystkie zajęcia Yoirysa Manuela” Adama Kwaśnego to rzecz skupiająca się na jednym tylko miejscu – Trinidad i okolice – oraz na kwestii duchowości, wierzeń i przekonań mieszkańców tego miasta. Do tego trudno ją gatunkowo zdefiniować, bo wygląda to na zbiór nowel, bardzo literackich pod każdym względem, ale, jak się okazuje, zawarte w nich opowieści bardzo często mocno opierają się na faktach i opowiadają o prawdziwych ludziach, nierzadko nawet pod własnym imieniem. Wiem, bo sprawdzałem: z kilkoma bohaterami miałem okazję rozmawiać i zweryfikować historie opisane przez Kwaśnego.

Kto zasmakował w wyspach, niech koniecznie do tej insularnej kolekcji dorzuci jeszcze reportaż Mirosława Wlekłego: wprawdzie nosi ów tom dość sensacjonalistyczny tytuł – „All inclusive. Raj, w którym seks jest bogiem” – ale kryją się pod nim solidne reportaże, w których tropikalne klimaty spotykają się ze społeczną czujnością.

Pora zapuścić się na ląd stały, bo i tu mamy dostęp do świeżych i odkrywczych tekstów. O Meksyku można pisać dużo, najłatwiej popadając w stereotypy i pocztówkowość, podczas gdy tak naprawdę jest to kraj niezmiernie złożony. Świetnie ilustruje to Ola Synowiec, która w swoich „Dzieciach Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk” bierze się za temat wierzeń Meksykanów. W obiegowych skojarzeniach jest to naród katolicki z wielką prekolumbijską tradycją, ale na metafizycznym polu dzieje się tu naprawdę dużo więcej. Synowiec pisze o Święcie Zmarłych, rodzimowiercach, new-age’ystach, a nawet o coca-coli, która na przykład w południowym stanie Chiapas odgrywa – to nie żart – poważną obrzędową rolę. Z kolei z kobiecej perspektywy przygląda się temu krajowi Beata Kowalik w swojej „No pasa nada. Nic się nie dzieje. Kobiece oblicze Meksyku”: to dość dramatyczna opowieść o najróżniejszych frontach, na których Meksykanki toczyć muszą współcześnie boje.

Skok w dół mapy – i Kolumbia. Ulubiony kraj Macieja Wesołowskiego, który jeździł tam wielokrotnie i w efekcie powstał tom „Café Macondo. Reportaże w Kolumbii”. Kolumbia także została zakładnikiem swojego zestereotypizowanego wizerunku, zasadniczo związanego z handlem narkotykami – i nie bez kozery, oczywiście. Dramatycznej historii kraju, w której Pablo Escobar był tylko jednym z wielu epizodów, poświęca się tu bardzo dużo uwagi, lektura pozwala pojąć, co tak naprawdę się wydarzyło – i dzieje – ale Wesołowski nie gubi z pola widzenia zwykłego człowieka i codziennych drobiazgów, przez co jego reportaże mają smak i zapach kolumbijskiej ziemi.

Peru także kojarzy nam się wybitnie turystycznie – ach, Machu Picchu, Cuzco i jeszcze seansik z ayahuaską w Amazonii – ale Beata Szady w swojej „Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy” nie prowadzi nas po atrakcjach, nie kusi widoczkami, tylko dzieli się swoimi doświadczeniami z pracy wolontariuszki zajmującej się ludźmi dotkniętymi nędzą i wynikającymi z niej patologiami. To także świetny portret Limy, jednego z wielkich latynoskich miast, których urok nie od razu, a w każdym razie nie wszędzie, bywa oczywisty. A zagłębienie w taką metropolię może przynieść naprawdę sporo odkryć.

Jest w czym wybierać, prawda? Do tego przecież ukazują się przekłady reporterów głównie anglojęzycznych – grzech nie wspomnieć choćby o Edzie Vuillamym i jego „Ameksyce”, w której Brytyjczyk opisuje narko-koszmar pogranicza Meksyku i USA – oraz reporterów latynoamerykańskich, którzy pokazują rzeczywistość swoich krajów, jak choćby niesamowity Óscar Martínez, finalista nagrody Kapuścińskiego, który przez trzy lata towarzyszył nielegalnym migrantom z Ameryki Środkowej i w swojej „Bestii. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą” ujawnia przerażający przemysł wyzysku, czy – kolejna nowość – Eliane Brum kreśląca w swoim „Kolekcjonerze porzuconych dusz. Reportaże z Brazylii” delikatne i precyzyjne portrety zwykłych Brazylijczyków, zazwyczaj z najuboższych klas.

Słowem, jest co czytać. I z pewnością jeszcze będzie.


komentarze [9]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
panna_lovegood 22.09.2020 10:22
Czytelniczka

Nie jestem statystycznym Polakiem - uwielbiam Amerykę Łacińską. Tę miłość zaszczepił mi m. in. Wojciech Cejrowski. Jego jakże popularna i barwna twórczość (co by o nim samym nie sądzić) może być powodem, że wreszcie to zainteresowanie po latach w Polsce "wybuchło".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
United4Ever 21.09.2020 11:03
Czytelnik

Szukam czegoś o futbolu w Ameryce Płd. Co możecie polecić?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ArtZ72 23.09.2020 05:24
Bibliotekarz

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/99460/pele-garrincha-pilka
Wydawnictwo leciwe, dawno temu znalazłem w bibliotece publicznej i przeczytałem obszerne fragmenty. Autor był w Brazylii, rozmawiał m. in. z Pele'm i Garrinchą. W książce zamieścił sporo ciekawostek i anegdot z życia piłkarzy i klubów, m. in. legendarnego niegdyś Santos. Książka mówi o czasach, gdy piłkarze zarabiali...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
United4Ever 23.09.2020 14:05
Czytelnik

Dzięki.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
ArtZ72 20.09.2020 07:46
Bibliotekarz

Ameryka Łacińska to moja "pierwsza miłość", która z czasem ustąpiła Azji, ale czasami wracam do książek dotyczących Zielonego Kontynentu. Latynoameryka może i nie sprzedaje się na pniu tak, jak np. Japonia, ale myślę, że zawsze o tym regionie pisało się u nas sporo. Nie tylko Ryszard Kapuściński, ale też np. Jolanta Klimowicz, Zdzisław Marzec, Mirosław Azembski, Jerzy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
awita 19.09.2020 20:06
Czytelniczka

Właśnie rozglądałam się za pozycjami z literatury faktu, które uzupełniłyby moje hiszpańskie plany czytelnicze (a na liście mam m.in: Wyznaję Cabre, Zakochania Mariasa, Władcę cieni Cercasa, Patrię Aramburu). Na listę "must...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
czytamcałyczas 19.09.2020 14:49
Czytelnik

Nie jestem fanem kultury latino.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Radosław 22.09.2020 14:19
Czytelnik

Dzięki że się tym z nami podzieliłeś.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Tomasz Pindel 18.09.2020 10:30
Autor/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post