cytaty z książki "Śmiech śmiechem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Z ostatnich nowości pojawi się na Kiermaszu książka małorolnego gospodarza ze wsi Stawisko, powiat Grodzisk, Jarosława Iwaszkiewicza. Jest to poradnik rolniczy w sprawie miarek i odsypów pod tytułem "Jutro żniwa".
- A właściwie, powiedz mnie pan, co to jest ta telewizja?
- Radio z lufcikiem.
- Nie szczyp się pan...
- Zosia, kto cie uszczypał? - pyta z daleka mąż właścicielki szamotowego piecyka.
- Ten ów, co za mną stoi.
- Jak sie pan prowadzisz, dlaczego mnie pan żone szczypiesz?
- Co prosze, ja tę panią szczypie? W jakim celu?
- Nie udawaj pan greka, nie wiesz pan, w jakiem celu mężczyzna szczypie uroczą kobietę?
- Daj pan spokój, urocza to ona jest dla pana, bo pan nie masz innego wyjścia.
- A dla pana jaka jestem? - zaperzyła się pani Zosia.
- Dla mnie jesteś pani wydra na kołnierz do palta.
- Oleś, w ucho go!
- Nie mogie, za daleko stoje. Ale służe ci rurą, kochanie ty moje.
Wujo Wężyk mnie kiedyś nadmienił, że jak w 1905 roku był na Sylwestrze w barze "Pod Krowiem Popiersiem" na Wolskiej, wpadła tam patrol, pięciu sołdatów i rewirowy. Te sołdaci zaczęli bić gości kolbami, ale rewirowy był dobrem znajomem wuja Wężyka, totyż nie pozwolił go sołdatom nawet ruszyć. Sam tylko mu nakładł po mordzie, zabrał patrol i wyszedł. Wszędzie dobrze mieć tak zwane chody.
W lato na tem placu welodrom egzystował, gdzie cała dzielnica uczyła się jeździć na rowerach. Za godzinę jazdy płaciło sie dwadzieścia kopiejek i marynarkie oddawało do kasy jako zastaw na wypadek uszkodzenia roweru. Te jazdy w celach naukowych kończyli sie bardzo często scentrowaniem koła albo złamaniem widelca.
- Pan Miętus!
- W osobistej osobie. Całuję rączki, ściskam za polędwiczkie.
- Co pan tak naprawdę myśli o warszawiakach, panie Teosiu? - zapytałem pana Piecyka podczas miłej pogawędki z okazji Panoramy XXX-lecia, przy butelce jasnego piwa, w przytulnym, choć skromnym jego mieszkaniu na Targówku.
- Zaraz, zaraz - odrzekł mi na to. - Po pierwsze, musiem sie umówić, o jakich warszawiaków sie rozchodzi, o leguralnych z dziada pradziada czy flancowanych.
- Jakich?
- Flancowanych, to znaczy takich, o których u nasz na Targówku sie mówi: "Warszawiak, a po mentrykie do miejsca urodzenia osiem godzin koleją i trzy dni wołamy jedzie".
... muzeum to skład staroświeckich obrazów, niemodnych ciuchów oraz wyszczerbionego naczynia stołowego, a także samo kuchennego.
- A tak jest księciem Edynburga i pasuje do rodziny.
- A co to takiego ren Edynburg?
- Tamtejszy Grójec, znaczy sie miasteczko takie.
- W taki sposób to on jest taki książę Wołomina czyli też Kobyłki.
- No tak, ale nie było rady, bo lepsze miasta już pozajmane.
- Tu widziem oskarżonego i denata na pięć minut przed przestępstwem z artykułu o zabójstwo z premedytacją. Lagą, którą za plecami trzyma, po chwili zaprawi swoją ofiarę, co jest widoczne na następnem arrasie z tej samej serii. Według zameldowania złożonego przez rodziców podejrzany nazywał się Adamowicz Kain, nigdzie nie zatrudniony.
Ale co tam mówić o święcie strażaka - w powszedni dzień każden tak zwany rycerz świętego Floriana co najmniej trzy do czterech obiadów zmuszony był w znajomych kuchniach opędzlować. Totyż takie sie zrobili mordziaste, takie "walizki" przed sobą nosili, że nie do wszystkich pożarów mogli wyjeżdżać. Gasili tylko na parterze, bo po drabinach doktorzy jem zabronili chodzić z powodu otłuszczenia serca. Pod względem koryta odpowiedzialne to byli posady.
Gienia pojechała do ciotki Skubiszewskiej do Radomia w sprawie pomidorów na zime. Bo w Warszawie za cholere nie można dostać pomidorowego przecieru także samo jak i konserwowanych ogóreczków. Co sie z tem zrobiło, faktycznie nie wiadomo! Ktoś wyżarł.