cytaty z książek autora "Eugeniusz Sobol"
W nocy miał sen. Stał na placu, gdzie znajdował się pomnik Wielkiego Kozaka. Spiżowy jeździec porywał rumaka do lotnego skoku, jak gdyby zamierzał przesadzić spienione fale Dniepru i pędzić cwałem po szerokim stepie. Z góry zamachnął się olbrzymią buławą, miażdżąc niewidzialnego wroga. Wadim okrążył cokół, przypominający granitową skałę. Wlepił wzrok w twarz bożyszcza. Zaczął bluźnić przeciwko hetmanowi:
– I gdzie jest teraz twoja Ukraina i wiara prawosławna? Sprzymierzyłeś się z carem i zaprzedałeś nasz kraj! Miedziany bałwanie. Skazałeś nas na rzezie i wojny, skazałeś nas na Sybir i Gułag.
I nagle pomnik ożył.
– Ja tebe porodyw, ja tebe i wbju – powiedział głosem podobnym go grzmotu, a z dzwonnic kijowskich cerkwi zerwały się gołębie. Spod spiżowej maski zaczęły przebijać się rysy jego prawdziwej twarzy – skośne oczy, krzaczaste brwi i śniady kolor – cechy tatarskiej rasy. Tak, to był ojciec Wadima! Spod kopyt konia wyśliznęła się żmija, podobna do kobiety.
– Zdrajca, zdrajca! – zasyczała. Wadim uciekał na Kreszczatik, a spiżowy kozak gonił go potrząsając buławą. Podkowy konia dźwięczały jak stal uderzając o bruk, a bicie rozszalałych dzwonów także ścigało Wadima. Wbiegł do metra. Wrzucił żeton, przekroczył bramkę. Ale zamiast marmurów stacji „Majdan Niepodległości” zobaczył zmurszałe ściany wąskich katakumb Ławry Pieczerskiej. Z sarkofagów podnosiły się kościotrupy i ciągnęły go za ubranie. Wreszcie wskoczył do jaskrawo oświetlonego wagonu metra, który zaczął pędzić jak oszalały. Rozejrzał się dookoła. Pasażerowie zastygli w nieruchomych pozach jak woskowe figury. Byli martwi. Wreszcie Obołoń. Wadim wysiadł i zaczerpnął świeżego powietrza. Ale tuż ponad blokami zobaczył głowę spiżowego kozaka, tonącą w chmurach. Wadim uciekał po Prospekcie Obołońskim, a tamten ścigał go przewracając domy jak kartonowe pudełka. Znajdował się już poza miastem. Pędził co tchu w kierunku Wyszgorodu, ale kozak ani na krok go nie odstępował.