cytaty z książki "Ta, która wie..."
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dlaczego zawsze mi się to przytrafia? Uciekłam od tego cholernego zadupia tylko po to, żeby trafić do kolejnej czarnej d... dziury.
W porównaniu z nią Michalina wyglądała nie tylko jak uboga krewna, ale jak ostatni kocmołuch.
W pierwszej chwili Barbara zdrętwiała. Patrzyła w jego pełne pożądania oczy, wyszczerzone, spróchniałe zęby i ślinę wyciekającą z kącików ust i wiedziała, że jej nie odpuści. Błyskawicznie podjęła decyzję, nie pozwoli żeby to bydlę zabrało jej wianek, prędzej żywot straci, niż pozwoli mu się tknąć.
Michalina siedziała w nagrzanym autobusie i rozmyślała o niesprawiedliwości, jaka ją spotkała. Do tego jeszcze ten niemiłosierny upał, dawno nie było tak gorącego lata.
Wybrała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim nie tylko dlatego, że kochała historię, ale też dostrzegając szansę na wyrwanie się z tego znienawidzonego zaścianka.
Pierwsze tygodnie były jak z bajki. Bliskość kin, teatrów, muzeów, a nawet akademik, gdzie nie trzeba było palić w piecu i zawsze leciała gorąca woda z kranu, było dla Michaliny spełnieniem dziecięcych marzeń.
Pomimo że kochała życie w wielkim mieście, męczył ją hałas, ciągły harmider splatających się ludzkich głosów, brak prywatności i emocjonalna samotność. Brakowało jej śpiewu ptaków, szumu rzeki i otwartych suwalskich przestrzeni, a także zwykłej ludzkiej życzliwości i szacunku dla drugiego człowieka.
Grube, zimne zamkowe mury niosły przyjemną ochłodę od temperatur panujących na zewnątrz, ale na dłuższą metę w pomieszczeniu było naprawdę zimno, co najwyżej kilkanaście stopni.
Nadal nie chciała się do tego przyznać, ale z każdą chwilą coraz mniej żałowała, że tutaj wylądowała. Było w tym miasteczku coś magicznego, coś, co przyciągało ją jak magnes.
Michalina czuła, jak robi jej się gorąco. Ona też wpatrywała się w namalowaną postać i nie mogła oderwać od niej oczu. Miała wrażenie, że w jakiś zupełnie paradoksalny sposób stanowią jedność. Tak jakby kobieta na obrazku siedziała w jej głowie.
Była inna niż reszta, więcej czuła, wiedziała i widziała, ale nikogo nie ukrzywdziła. Zawsze starała się pomagać ludziom, a zło, które czasem czuła w sobie, próbowała wymodlić.
Według autorów księgi są trzy rodzaje czarownic: takie, które ludziom tylko szkodzą, takie, które na mocy dziwnego porozumienia z Szatanem wyłącznie pomagają ludziom, i takie, które mogą szkodzić i pomagać.
Wiedziała, że słowa, które wówczas popłynęły z jej ust, nie były jej. Ona posłużyła jedynie jako przekaźnik.
Całkowicie zniknął jej strach i niepewność. Czuła, widziała i słyszała wszystko, nawet to, że już niedługo po nią przyjdą. Ale przestała się bać, wiedziała, co będzie dalej, a z kolejnych dni potrafiła czytać jak z otwartej książki.
Mimo upału smagającego jej bose nogi, przedramiona i twarz, dziewczyna miała koszulę zawiązaną pod szyją, sznurowany gorset, zapaskę owiniętą wokół spódnicy i chustę szczelnie okrywającą włosy. Nie bardzo wierzyła, że ten strój pohamuje zapędy wikarego, ale przynajmniej musiała spróbować.
Od paru dni woda, zawsze krystaliczna, chłodna i świeża, nie smakowała zbyt dobrze. Była mętna, miała ziemny, metaliczny posmak, a na dnie wiadra było coraz więcej piachu.
Dawno nie czuła się tak źle, nie wiedziała czy to efekt ostatnich problemów z kręgosłupem szyjnym, czy jakaś odmiana migreny, którą czasem miewała.
Nie odwróciła głowy, nie czuła żalu ni trwogi. Wiedziała, że przyjść musi nieuniknione. Szła przed siebie, a goniło ją pohukiwanie puszczyka, niczym demoniczny śmiech strzygi.
Wiedziała też, że coraz częściej słychać głosy, co ludzie winnego suszy szukają, a i gadaniem z Paruchową biedy sobie napytała.
Tak, Reszel był zdecydowanie niedocenianą perełką, z magiczną atmosferą wychynającą z tajemniczych zaułków miasta.
Barbara nie zmrużyła oczu tej nocy. Do późna klęczała przed obrazkiem, podarowanym jej przez proboszcza, a kiedy w końcu, cała zdrętwiała, podniosła się z kolan, ogarnęła ją słabość wielka.
Po raz pierwszy Michalina z niechęcią szła na praktykę. Jedyne, o czym marzyła, to ucieczka z tego przeklętego miejsca, sama już nie wiedziała, czy kocha, czy nienawidzi Reszla.
Czuła się jak mała dziewczynka zapędzona w kozi róg, przed którą ktoś rozsypał układankę ze zbyt wielu, niepasujących do siebie, elementów.
Wiedziała, że za dzień lub dwa zimno nie będzie jej straszne, potrafiła wyłączyć zmysł zapachu, wyostrzyć zmysły wzroku i słuchu, a nawet opanować fizyczny ból, ale głodu oszukać nie potrafiła.
Barbara miała nadzieję, że obaczy słońce, ale poza małym skrawkiem nieba, widocznym w mijanej celi, nie dane jej było posmakować matki natury.
Patrzył na nią, jak się patrzy na kawałek mięsa, bez krzty współczucia czy zainteresowania, a jego twarz przypominała raczej jowialnego wujka niż bezduszną maszynę do zadawania cierpienia.
Kiedy zdzierali z niej odzienie, żeby obaczyć czy nie ma gdzieś znamienia diabła, czuła jakby obdzierali ja nie tylko z godności, ale i ze skóry.