cytaty z książki "The Fall"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Z przyjaźnią sprawa nie jest tak prosta. Długo, z trudem się ją zdobywa, ale kiedy już się przyjaźń posiadło, nie sposób się od niej uwolnić, trzeba stawić czoło. Nich pan przede wszystkim nie wierzy, że pańscy przyjaciele będą telefonować do pana co wieczór, jak powinni, by dowiedzieć się, czy nie jest to przypadkiem ten wieczór, kiedy postanowił pan popełnić samobójstwo, lub, bardziej po prostu, czy nie pragnie pan towarzystwa, jeśli nie ma pan ochoty wyjść z domu.
Zawsze są powody do zabicia człowieka. Nie sposób za to udowodnić, że powinien żyć.
Skąd wiem, że nie mam przyjaciół? To bardzo proste: odkryłem to owego dnia, kiedy miałem zamiar się zabić, żeby im splatać figla, żeby ich ukarać w pewien sposób. Ale kogo ukarać? Niektórzy byliby zdumieni; nikt nie czułby się ukarany. Zrozumiałem, że nie mam przyjaciół.
Mówi pan o sądzie ostatecznym. Niech mi pan pozwoli roześmiać się z szacunkiem. Czekam nań śmiało: poznałem to, co jest najgorsze, sąd ludzi.
Ale czy wie pan, dlaczego jesteśmy zawsze bardziej sprawiedliwi i wielkoduszni dla zmarłych? Przyczyna jest prosta! Wobec nich nie mamy zobowiązań. Zostawiają nam swobodę, możemy rozporządzać swoim czasem, upchać hołd pomiędzy koktajl i spotkanie z uroczą kochanką, słowem, przeznaczyć nań chwilę, z którą nie wiadomo co zrobić. Jeśli zobowiązują nas do czegoś, to do pamięci, a my mamy krótką pamięć.
Jeśli się dużo rozmyślało o człowieku - z zawodu lub z powołania - odczuwa się niekiedy nostalgię za prymitywami. Nie ma w nich żadnych utajonych myśli.
Rzecz prosta, że prawdziwa miłość jest czymś wyjątkowym, zdarza się mniej więcej dwa albo trzy razy na wiek. Poza tym próżność lub nuda.
Jedni wołają: „Kochaj mnie!”. Inni: „Nie kochaj mnie!”. Ale pewien rodzaj, najgorszy i najbardziej nieszczęśliwy: „Nie kochaj mnie i bądź mi wierna!”.
Idźmy zresztą prosto do celu, kocham życie, oto moja prawdziwa słabość. Kocham je tak bardzo, że w najmniejszym stopniu nie wyobrażam sobie tego, co nie jest życiem.
Niech pan nie czeka na sąd ostateczny. Sąd ostateczny jest co dzień.
W tym czasie miałem też pewne kłopoty ze zdrowiem. Nie wiem, co to było, jakieś przygnębienie chyba; nie mogłem odzyskać dobrego humoru. Byłem u lekarzy, którzy zapisali mi środki pobudzające. Nabierałem animuszu, potem znowu spadałem w dół. Życie stało się dla mnie łatwe: kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera. Zdawało mi się, że częściowo oduczyłem się tego, czego nie uczyłem się nigdy i co umiałem przecież tak dobrze, to znaczy oduczyłem się żyć.
Człowiek jest taki, drogi panie, ma dwie twarze: nie może kochać, nie kochając siebie.
Ale bądźmy spokojni! Teraz jest za późno, zawsze będzie za późno! Na szczęście!
Trzeba wyznać pokornie, mój drogi ziomku, że zawsze rozsadzała mnie pycha. Ja, ja, ja, oto refren mego kochanego życia, który słychać było we wszystkim, co mówiłem.
Szczęście i sukcesy wybaczają panu tylko wówczas, jeśli zgodzi się pan dzielić je wspaniałomyślnie. Ale żeby być szczęśliwym, nie trzeba zbytnio zajmować się innymi. Wyjścia są więc zamknięte. Szczęśliwy i sądzony albo wolny od sądu i nieszczęsny.
Jest to tak bardzo prawdziwe,że rzadko zwierzamy się ludziom lepszym od nas. Unikamy raczej ich towarzystwa. Na odwrót, częściej spowiadamy się przed tymi, którzy są do nas podobni i mają te same wady. Nie pragniemy się poprawić ani stać się lepszymi: wpierw musiałyby zostać osądzone nasze słabości. Chcemy tylko, żeby nas zachęcano do kroczenia naszą drogą. Słowem, chcemy jednocześnie nie być winni i nie czynić wysiłku, żeby się oczyścić. Nie mamy ani dość cynizmu, ani dość cnoty . Ani energii zła, ani dobra.
Wiodło mi się dobrze we wszystkim, to prawda, ale nie byłem zadowolony z niczego. Każda radość budziła we mnie pragnienie innej radości. Święto następowało po święcie. Zdarzało mi się, że tańczyłem przez całe noce, coraz bardziej pijany ludźmi i życiem. Czasem, późno w noc, kiedy taniec, lekki alkohol, moje własne wyuzdanie, dzika swoboda wszystkich wtrącały mnie w zachwyt, zdawało mi się w moim znużeniu i przesycie, przez sekundę, że rozumiem wreszcie tajemnicę istot i świata. Ale zmęczenie znikało nazajutrz, a z nim tajemnica; i zaczynałem na nowo. Biegłem tak, zawsze pełen po brzegi, nigdy syty, nie wiedząc, gdzie się zatrzymać(...)
Znałem człowieka, który dwadzieścia lat życia poświęcił pewnej kobietce, wyrzekł się dla niej wszystkiego - przyjaźni, pracy, własnej nawet przyzwoitości - i który przyznał się pewnego wieczora, że nigdy jej nie kochał. Nudził się, tylko tyle, nudził się jak większość ludzi. Sam więc stworzył sobie życie pełne komplikacji i dramatów. Trzeba, żeby coś się stało, oto wyjaśnienie większości uczuć ludzkich. Trzeba, żeby coś się stało, nawet niewola bez miłości, nawet wojna czy śmierć.
Niech mi pan wierzy, że nie wziąć tego, czego się nie pragnie, jest rzeczą najtrudniejszą w świecie, przynajmniej dla pewnych osób.
Ale zbyt wielu ludzi wdrapuje się teraz na krzyż tylko po to, żeby można ich było widzieć z większej odległości, nawet jeśli w tym celu trzeba trochę podeptać tego, który znajduje się na krzyżu od tak dawna.
Każdy żąda dla siebie niewinności za wszelką cenę, nawet jeśli dla tego miałby oskarżyć rodzaj ludzki i niebo.
Czy nie doznawał pan nigdy nagłej potrzeby sympatii, pomocy, przyjaźni? Tak, oczywiście. Ja nauczyłem się zadowalać sympatią. Można ją znaleźć łatwiej, a poza tym nie zobowiązuje do niczego. (...) Z przyjaźnią sprawa nie jest tak prosta. Długo i z trudem się ją zdobywa, ale kiedy już się przyjaźń posiadło, nie sposób się od niej uwolnić, trzeba stawić czoło. Niech pan przede wszystkim nie wierzy, że pańscy przyjaciele będą telefonować do pana co wieczór, kiedy postanowił pan popełnić samobójstwo, lub bardziej po prostu, czy nie pragnie pan towarzystwa (...) Otóż nie, jeśli zatelefonują, będzie to właśnie wieczór, kiedy nie jest pan sam i życie jest piękne, zapewniam pana, do samobójstwa raczej pana popchną w imię tego, co w ich mniemaniu winien pan jest samemu sobie. Niech Bóg nas broni, drogi panie, żeby przyjaciele cenili nas zbyt wysoko!
Niech mi pan wierzy, że religie mylą się od chwili, kiedy zaczynają moralizować i piorunują przykazaniami. Bóg nie jest niezbędny, żeby stworzyć winę ani żeby karać. Wystarczą nasi bliźni, wspomagani przez nas samych.
Mówi pan o sądzie ostatecznym. Niech mi pan pozwoli roześmiać się z szacunkiem.
Czekam nań śmiało: poznałem to, co jest najgorsze, sąd ludzi. Dla nich nie ma okoliczności łagodzących, nawet dobrą intencję posądzają o zbrodnię.
Nie wiedziałem, że wolność nie jest nagrodą ani orderem, który fetuje się szampanem. Ani też podarkiem, pudełkiem łakoci, które dostarczają rozkoszy podniebieniu. Och, nie, na odwrót, to pańszczyzna, bieg wytrwały, samotny, bardzo wyczerpujący. Ani szampana, ani przyjaciół, którzy podnoszą kieliszek i patrzą na ciebie z czułością. Jestem sam w ponurej sali, sam na ławie oskarżonych, przed sędziami, i sam, żeby podjąć decyzję wobec siebie czy sądu innych. U kresu każdej wolności jest wyrok;...
Chciwość, która w naszym społeczeństwie zajmuje miejsce ambicji, zawsze przyprawiała mnie o śmiech.