cytaty z książki "Denat wieczorową porą"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wszyscy w kółko mówią, jak to koniecznie trzeba opuszczać strefę komfortu. Nikt się nawet nie zająknie, że czasem całe życie marzy się tylko o tym, by wreszcie jakąś strefę komfortu mieć! Budujesz cegiełka po cegiełce i wcale nie chcesz jej opuszczać! Wtedy przychodzi zły wilk, dmucha i ściany drżą w posadach. A ty aż za dobrze wiesz, co jest za tą ścianą!
Teraz już wiedziała, że ci, którzy świadomie odwracają wzrok, nie są niewinni.
Śnieg otulał wszystko, zmiękczał krawędzie, iskrzył się w pierwszych promieniach słonecznych, jakby elfy przez pół nocy zasuwały z workiem brokatu.
- Nigdy nie mieliśmy kota, nawet nie wiem do końca, czy lubię koty - przyznał.
- Ale co tu jest do nielubienia? Małe, kochane i do przytulania.
- Myślisz o kocie?
- A czasem myślę - przyznała - tylko nie wiem, czy w moim przypadku rozsądnie brać zwierzaka, który może mnie przeżyć.
- Przecież ty się nigdzie nie wybierasz - przypomniał Marek.
Mówisz, że jestem pesymistką? – zapytała Maria z rozbawieniem. – Nie, to byłoby zwyczajnie przykre i depresyjne. Mówię, że spodziewasz się, że jebnie, i w dodatku nie jesteś zdziwiona, gdy tak się dzieje.
Ta twoja wyobraźnia działa jak wiecznie naszprycowany chomik fatalista.
(...) powinna się upewnić, że to ona podejmuje decyzje, nie strach. Bo strach nie jest nią.
Nic mu nie mówiła o swoich podejrzeniach, ale był jak żaba i niektóre rzeczy po prostu wchłaniał przez skórę.
Monika była żywiołem, długonogą walkirią, jednorożcem na speedzie. Nie popadała w melancholię. Gdy gnębił ją egzystencjalny kryzys, po prostu przemalowywała pokój albo zapisywała się na wolontariat ekopatrolu i głaskała jeże! Jednym słowem jej rozwiązania bywały niestandardowe, ale zawsze jakieś znajdowała.
Nie spodziewała się od życia niczego dobrego, toteż nie mogła się rozczarować. Nie wychodziła ze strefy komfortu, nawet jeśli ta miała rozmiar ciasnej, więziennej celi.
Dziewczyno, stuknęła nam siedemdziesiątka, zaliczyłyśmy tyle ślubów, sylwestrów i pogrzebów, że w szafie mamy więcej kiecek niż ta laska z komedii, która była non stop druhną.
Powinna nosić okulary, ale nie była na to mentalnie gotowa. Nie zamierzała zakładać na nos dowodu starości – równie dobrze mogłaby wypisać sobie na czole termin przydatności do spożycia, który minął już dawno temu. Nie po to robiła wszystko, by wyglądać na dziesięć lat młodszą, żeby tak sobie strzelać w stopę.
Małym nożem wyryła jamę w gąbce. Jak zdeterminiwany borsuk. Cóż, Aniela była raczej norką, ale determinacji jej nie brakowało.
(...) należała (...) do tych kobiet, które sypały człowiekowi cztery czubate łyżki cukru do kawy doprawionej strychniną.
Zofia Szyszka należała z kolei do tych kobiet, które sypały człowiekowi cztery czubate łyżki cukru do kawy przyprawionej strychniną.
-Myślisz, że Szyszka mówi prawdę?- zapytał Garstka cicho.
-Myślę, że to jej prawda.
(...) odepchnęła od siebie złe wspomnienia. Szkoda, że nie można ich zamknąć w szczelnym pudełku i wrzucić do morza, by nigdy więcej nie wracały.
Nie potrafiłaby (...) wędrować przez świat, pozbawiona korzeni, bez kotwicy wrośniętej w dno morza. Stabilność dawała jej otuchę nawet w najgorszych chwilach.