cytaty z książki "W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Więzi z innymi mogą nas zniszczyć, ale też mogą nas zmienić i uleczyć. Kształtują nas, choć często tego nie zauważamy. Jesteśmy ludźmi, bo inni czynią nas ludźmi.
Lęku nie da się obejść naokoło -(...) - Trzeba się przez niego przebić.
Jeśli wszyscy stawiają na tobie krzyżyk, przynajmniej nie musisz się męczyć z ciężarem oczekiwań.
Życie to tylko korzenie, którymi na zawsze oplata cię twoja rodzina. Moja rodzina mnie przygnębia. Pod wieloma względami hamuje moje postępy. Nikt nie powinien iść przez życie, próbując ignorować cudzy obłęd. Ja tymczasem jestem na to skazana.
Człowiek musi zaakceptować karty, które mu rozdano. Inaczej doprowadzi się do szaleństwa.
Zbroja noszona przez wiele lat może utrudniać ruchy.
Więzi z innymi magą nas zniszczyć, ale też mogą nas zmienić i uleczyć. Kształtują nas, choć często tego nie zauważamy.
Jesteśmy ludźmi, bo inni czynią nas ludźmi.
W życiu chodzi o podróż, a nie dotarcie do celu.
Jeśli nie znajdziesz miłości i akceptacji tu, gdzie jesteś, zaczynasz szukać ich w innych miejscach.
Naprawdę wierzę, że gdyby bracia mieli szansę otrzymać podobne wsparcie, nie chorowaliby aż tak ciężko...
W życiu chodzi o podróż, a nie o dotarcie do celu.
Każdy człowiek idzie własną drogą. (...) Każdy musi znaleźć własny sposób radzenia sobie ze światem.
Mimi i Don nie wiedzieli - i nigdy nie dopuściliby do siebie tej myśli - że zanim jeszcze Jim zaczął krzywdzić siostry, mieszkańcy domu przy Hidden Valley Road żyli w świecie, w którym nie istniały żadne konsekwencje.
Osoby pochodzące z rodzin obciążonych schizofrenią były czterokrotnie bardziej narażone na przekazanie choroby następnym pokoleniom niż reszta populacji, aczkolwiek schizofrenię rzadko kiedy dziedziczyło się bezpośrednio od rodziców.
Najgorsze, że Donald upodobał sobie najmłodszą siostrę. Dziewczynka nie może tego znieść. Nie dlatego, że Donald się nad nią znęca, przeciwnie - dlatego, że jest taki dobry, czuły. Ponieważ rodzice nazwali ją Mary Christine, Donald uważa ją za Maryję, świętą dziewicę, matkę Chrystusa.
- Ja nie jestem nią! - krzyczy Mary raz, drugi i trzeci.
Sądzi, że tak naprawdę Donald robi sobie z niej żarty. Inni bracia też przecież czasami się z niej naśmiewają. Ale Donald jest śmiertelnie poważny, pełen czci, przez co Mary gniewa się jeszcze bardziej. Uczynił ją adresatką swoich modlitw, wciągnął ją w swój świat, w krainę, do której nigdy, przenigdy nie chciała trafić.
Margaret przepłakała wiele godzin. Lindsay musiała przyłożyć jej na twarz okład z lodu, żeby powieki za bardzo nie spuchły. Panna młoda zdawała sobie sprawę, że nie tak powinno to wyglądać. Wychodziła za mąć za człowieka, którego w ogóle nie znała. Ale co miała zrobić? Pojechać do Wyliego? Wypłakać mu się w ramię? Opowiedzieć mu, że jeden z jej braci przez wiele lat molestował ją seksualnie, drugi popełnił samobójstwo, a w domu mieszka jeszcze czterech mających omamy i urojenia?
Bleulel ukuł takie, a nie inne słowo, bo pragnął użyć łacińskiego rdzenia schizo dla podkreślenia dramatycznego rozszczepienia umysłu, które obserwował u chorych. Wybór okazał się fatalny. Od tamtej pory w kulturze masowej - choćby w filmach takich jak Psychoza, Sybil albo Trzy oblicza Ewy - regularnie mylono schizofrenię z osobowością mnogą. To zupełnie nietrafne. Bleulerowi chodziło o opisanie rozszczepienia między życiem wewnętrznym pacjenta a tym, co zewnętrzne, czyli między percepcją a rzeczywistością. Schizofrenicy bynajmniej nie doświadczają "rozdwojenia jaźni". Choroba oznacza natomiast dezorganizację myślenia, która z początku dokonuje się powoli, a potem nabiera tempa, aż wreszcie człowiek traci kontakt z tym, co inni przyjmują za rzeczywistość.
O ile pewne zaburzenia i choroby mózgu, na przykład autyzm czy choroba Alzheimera, zupełnie odbierają ludziom rozmaite charakterystyczne cechy osobowości lub przynajmniej je przytępiają, o tyle w przypadku schizofrenii do głosu dochodzą nagie emocje i jest to chyba najkoszmarniejsza cecha. Schizofrenia niczego nie tłumi, a wszystko nasila. W jej objawach nie da się znaleźć sensu. Są przytłaczające dla osoby chorej i budzą przerażenie jej rodziny. Dla bliskich chorego schizofrenia to dogłębnie przeżywane doświadczenia. Wszystko zaczyna się kręcić wokół niej. Jeżeli dziecko zachoruje, życie całej rodziny drastycznie się zmienia.
Jeśli przez pół wieku żyje się ze schizofrenią, prędzej czy później leczenie stanie się równie wyniszczające co choroba.
Galvinowie urodzili się w okresie, w którym poszukiwania odpowiedzi prowadziły do coraz to kolejnych podziałów i schizm. Część naukowców twierdziła, że przyczyną są procesy biochemiczne. Inni skupiali się na neurologii, jeszcze inni na genach, środowisku, wirusach lub bakteriach. "Schizofrenia rodzi teorie" - mówił Edward Shorter, historyk psychiatrii. W XX wieku powstały ich całe setki. Tymczasem odpowiedź na pytanie, czym jest schizofrenia, co ją powoduje i w jaki sposób można jej zaradzić, pozostawała niedostępna, zamknięta gdzieś wewnątrz chorych.
Pacjentów szpitali psychiatrycznych traktowano jak króliki doświadczalne. Podawano im kokainę, mangan i olej rycynowy, wstrzykiwano krew zwierząt i terpentynę, zmuszano do wdychania dwutlenku węgla lub czystego tlenu (określano to mianem "terapii gazowej"). W latach trzydziestych wzorową praktyką była terapia insulinowa. Hormonu używano do wywołania krótkotrwałej śpiączki, co w teorii po pewnym czasie miało osłabić napady psychozy. Potem pojawiła się lobotomia, zabieg polegający na przecięciu połączeń kory przedczołowej, wskutek czego - według nader wstrzemięźliwych słów brytyjskiego psychiatry W.F.McAuleya - "pacjent uwalniał się od pewnych cech uniemożliwiających mu właściwą adaptację".
Dziś, sto lat później, na schizofrenię cierpi mniej więcej jedna na sto osób; w Ameryce żyje ponad trzy miliony chorych, a na całym świecie osiemdziesiąt dwa miliony. Wedle niektórych oszacowań osoby ze zdiagnozowaną schizofrenią zajmują nawet jedną trzecią miejsc na oddziałach szpitali psychiatrycznych w Stanach Zjednoczonych. Są też dane, które wskazują, że czterdzieści procent dorosłych ludzi chorych na schizofrenię w ogóle nie uczestniczy w terapii. Co dwudziesty przypadek kończy się samobójstwem.
Pueblo stało się kolonią ludzi chorych umysłowo. Kto raz tam trafił, zostawał na zawsze. Do najczęściej stosowanych metod terapii należały elektrowstrząsy w przypadku depresji, wywoływanie śpiączki insulinowej w przypadku schizofrenii, hydroterapia w przypadku manii oraz wywoływanie gorączki u chorych na kiłę układu nerwowego.
Młode umysły sióstr sporządziły jednak bilans zysków i strat - wypieranie myśli o nocnym dotyku Jima i o jego brutalności wobec żony było po prostu ceną, jaką należało zapłacić za kilkudniowe wyswobodzenie się z domu przy Hidden Valley Road. I nie tylko za to. U Kathy i Jima dziewczynki czuły, że są i siebie. W domu rodzinnym nigdy nie miały takiego wrażenia, bo tam najwięcej uwagi zawsze przyciągali starsi bracia. Obie bały się Donalda, więc w rywalizacji między nim a Jimem wygrywał ten drugi. Właśnie dlatego u niego nocowały.
Istniał też inny powód.
Były zbyt małe, że rozumieć, że to, co robił Jim, było złe. Również dlatego, że inny z braci molestował je już wcześniej.