cytaty z książki "Złamana duma"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Then she surprised me by leaning forward and kissing me. A soft kiss. A soft nothing that felt like fucking everything.
-Wszyscy musimy pozwolić jakieś części nas umrzeć, byśmy mogli powstać na nowo. Silniejsi.
Prawdziwa miłość nie może sprawić, że ktoś staje się słaby. Miłość powinna sprawiać, że jest się silniejszym. Bo jeśli kogoś kochasz, nie ma miejsca na strach.
Musiałem posiąść tę kobietę. Jej ciało, duszę oraz wszystko inne, co mogła mi zaoferować. Płonąłem pierdolonym pragnieniem, żeby mieć ją na każdy sposób.
Chciałem wszystkiego, każdej jej cząstki. Jej niewinności, serca, duszy, ciała. Jej czystości oraz mroku. Zamierzałem wziąć wszystko.
Serafina klęczała przede mną, patrząc wyzywająco i triumfalnie, a ja należałem do niej. Ciałem... oraz tym, co pozostało z mojej czarnej duszy.
Ruszyłam w stronę swojej rodziny, swojego narzeczonego, wolności, ale nie czułam się, jakbym była wolna.
- Nigdy bym nie pomyślał, że spojrzysz tak na mnie w dniu, kiedy będę cię wypuszczał. Jak gdyby zwrócenie ci wolności było najgorszą formą zdrady. Nie powinnaś chcieć kogoś, kto trzyma cię w klatce. Powinnaś pragnąć wolności.
Byłam w ciąży.
Nosiłam w sobie dziecko Remo Falconego.
Mężczyzny o niezrównanym okrucieństwie.
Mężczyzny bezlitosnego.
Mężczyzny, który okradł mnie z mojej niewinności, z mojej przyszłości... Który ukradł mi serce.
Ciało i serce.
Remo robił wszystko z nieposkromioną pasją, z nieugiętą wściekłością, niczego ani trochę nie żałując.
Pożerał, niszczył, rujnował.
Brał wszystko i nic po sobie nie zostawiał. Był nieskruszonym grzesznikiem. Niszczycielem, mordercą, oprawcą.
Potworem.
Ojcem moich dzieci.
Mężczyzną, który trzymał moje serce w swojej okrutnej, brutalnej dłoni.
Jego oczy ciągnęły mnie w dół; gwałtownie,bezlitośnie, nieuchronnie jak zwykle. Tak miało być już zawsze.
Fakt, że pomimo tego wszystkiego i tak mnie pokochała, że mi zaufała oraz powierzyła mojej opiece nasze dzieci... Wydawało mi się to niemożliwe.
Byłam jego. Byłam jego na własność.
Ja byłam królową.
A on był królem.
Szach-mat.
Byłam rozdzierana na kawałki i sklejana na nowo. Źle poskładana, zupełnie nie tak, jak trzeba, mimo to znowu cała.
Nawet gdybym wpakowała mu kulkę w łeb, nie uwolniłabym się od niego. W tej chwili nawet nie byłam pewna, czy w ogóle istnieje taka rzecz, dzięki której byłoby to możliwe.
Remo Falcone. Ojciec mojego nienarodzonego dziecka.
I, co gorsza, mężczyzna, który co noc nawiedzał mnie nie w koszmarach, lecz snach przepełnionych tęsknotą.
Kiedy na nie patrzyłam, serce rozdzierała mi tęsknota. Tęsknota, którą próbowałam pogrzebać razem ze wspomnieniami o Remo.
Ale od wspomnień o nim nie dało się uwolnić.
Nie łatwo. Nie szybko. Nigdy.
Okrutny capo, którego nie można złamać. Mój anioł zemsty. Mój porywacz. Mężczyzna, który zabrał mi wszystko i - nawet o tym nie wiedząc - dał mi najwspanialszy dar na świecie.
Miłość potrafi rozkwitnąć nawet w najmroczniejszych miejscach i nasza właśnie to zrobiła.
Dziko, swobodnie, niepohamowanie.
Nie sądziłam, że można czuć do kogoś coś takiego; czasem marzyłam o tym albo naiwnie na to liczyłam, lecz wiedziałam, że w naszym świecie jest to rzadki dar.
- A ja kocham ciebie [...] Ponieważ każdego dnia stawiasz czoła mojemu mrokowi. Ponieważ powinnaś uciec, ale tego nie robisz. Ponieważ dałaś mi najwspanialszy dar ze wszystkich: nasze dzieci i siebie.
- Z radością stawiam czoła twojemu mrokowi, bo dzięki niemu twój blask jest jeszcze jaśniejszy.
Byłam ich porażką. Ich dumą zamienioną w skalaną szmatę. Przypominali sobie o tym za każdym razem, kiedy musieli patrzeć mi w oczy albo - co gorsza - w oczy moich dzieci. Nigdy nie pozwoliliby mi być czymś więcej niż gołębicą ze złamanymi skrzydłami. Nie mogli. A ja chciałam latać.
Przyjrzałam mu się, usiłując zrozumieć jego, siebie, nas. Ale w ciemnych oczach widziałam tę samą konsternację, jaką czułam, kiedy był obok. Oboje wpadliśmy w wir wydarzeń ściągający nas w dół, w bezlitosną otchłań, i nie potrafiliśmy sami wydostać się na powierzchnię. Ale ludzie, którzy mogli przybyć na ratunek, chcieli uratować tylko jedno z nas i patrzeć, jak drugie tonie, lecz my kurczowo trzymaliśmy się siebie. Żebyśmy mogli razem wypłynąć, najpierw któreś z nas musiało się puścić.
Brutalna atrakcyjność, zakazana przyjemność, gwarantowany ból. Powinien był mnie obrzydzać, lecz działo się inaczej. Jego ciało nie brzydziło mnie nigdy, a usposobienie nie zawsze.
Była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałem, a właściwie jeszcze lepsza. Była królową w mojej rozgrywce szachowej. Dostojna i dumna oraz równie arogancka i rozpuszczona. Miałem ochotę ją złamać. Złamać te białe skrzydła. Z pozoru anioł, lecz taki z podciętymi skrzydłami, zadowolony z życia na ziemi, który nie chce wzbić się w niebo. Zadowolony z bycia oswojonym ptakiem żyjącym w złotej klatce.
Wiedziałam, źe jestbezwględny i okrutny do cna. Był bardziej potworem niż człowiekiem.
Obawiałam się tego, czego chciał, i kompletnie przerażało mnie to, czego chciałam ja sama. To przypominało grę w szachy. Grę w szachy, której zasady ustalał capo Camorry. Byłam uwięzioną królową, którą musiał ochronić oddział z Chicago, a Remo był królem. Zostałam zapędzona przez niego w tę pozycję i teraz nadeszła pora na jego kolejny ruch: zbicie.
Po tym, jak powiedziała, że nie mogę liczyć na jej wybaczenie, pogodziłem się z faktem, że chce mojej śmierci. Że chce, bym cierpiał. Zasłużyłem na to. Nie było co do tego żadnej, kurwa, wątpliwości. Wiedziałem, kim jestem.
Nie było we mnie niczego białego, jedynie odrobina szarości oraz mnóstwo czerni. A jednak Serafina tu była.
Była tu z naszymi dziećmi.
Chociaż próbowałem je sobie wyobrazić, nie potrafiłem. Nigdy nie chciałem zostać ojcem, ponieważ byłem pewny, że nie znajdę kobiety, która nie okaże się taką samą pierdoloną porażką, co moja matka. Byłem pewny, że złamię każdą z nich, lecz Serafina okazała się silna. Udowodniła mi, że się myliłem. Zmieniała bieg mojej gry tak długo, aż w końcu to ja poczułem się, jakbym przegrał.
Jakbym został zaszachowany.
- Czy jest tam coś, co jest zdolne do miłości?
- Cokolwiek się tam znajduje, należy do ciebie. A jeśli jestem zdolny do jakiejkolwiek miłości, ona też jest twoja.
- Nigdy się nie odkupisz, Remo. Ale ja też nie, bo choć jestem wolna i mogę robić, co chcę, wybieram ciebie. Nie jestem aniołem. Anioł nie pokochaby takiego mężczyzny jak ty. A ja cię kocham.
Odkąd ją ujrzałem, chciałem mieć ją na własność. Na początku po to, żeby zniszczyć oddział z Chicago oraz Dantego, natomiast później dlatego, że czułem niemożliwą do powstrzymania potrzebę. Nienasyconą tęsknotę. I ostatecznie to ona miała na własność mnie: moje czarne serce, które skradła, moją skazaną na potępienie duszę, moje poznaczone bliznami ciało.