cytaty z książki "Nie ma tego Złego"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zza zamkniętych drzwi dobiegał niski, ale zaskakująco melodyjny głos Eliaha, tak powabny, że poczułem mrowienie w brzuchu. Złapałem się na tym, że co rusz mimowolnie odwracam głowę i spoglądam na drzwi, za którymi przebywał wraz z księżną.
- Tyle miesięcy razem - westchnąłem z niedowierzaniem. - Tyle wieczorów we wspólnym towarzystwie, tyle wypraw, ognisk i pijatyk, a ten ani razu gęby nie otworzył.
- To przez cycki - powiedział bard z pewnym żalem i pyknął z fajki. - Cycki, Kociołek, tyle spraw załatwiają, że głowa mała.
Nie miałem pojęcia, jak rozstrzygnąć dylemat, przed którym postawiła mnie żona, ale coś mi mówiło, że jeśli uszanuję jej obawy, nasza drużyna posypie się jak postanowienia natury moralnej na progu burdelu.
Z polityką jest jak ze zbrodnią. Jeśli raz w nią wdepniesz, nigdy się nie wygrzebiesz.
Zamek Dym, wznoszący się nad miastem o tej samej nazwie, liczył sobie setki lat, co rujnowało tezę złośliwców utrzymujących, że wziął swą nazwę od ulubionego zajęcia księżnej Yanny, czyli dymania.
Biuściasta matrona z koszykiem, z którego wystawały pory, natka pietruszki i główka sałaty, wyłoniła się ze sklepu z przejętą miną.
Nigdy, przenigdy nie lekceważcie tłustych bab z koszykami.
Nigdy nie czułem pociągu do mężczyzn, ale coś mi mówiło, że gdyby Eliah złożył mi nieprzyzwoitą propozycję, przynajmniej bym ją rozważył.
- Posłuchaj no mnie, Głuszec - powiedziałem powoli. - Teolog ze mnie żaden, ale filozof już niezgorszy, bo długie godziny nad garami sprzyjają rozmyślaniom.
- O, idealnie - ucieszył się Głuszec. - Wasza Książeca Mość powinna odpoczywać, bo obowiązków się...
- Wypieprzać stąd - warknęła, nie patrząc na niego. - Wszsycy, a wyjec i pajac od beczki w pierwszej kolejności. Chociaż nie - zmieniła nagle zdanie i obróciła głowę w naszym kierunku. - Ktoś ma zostać i mi pośpiewać.
Głuszec prychnął, odwrócił się i wyszedł.
- Znam sporo kołysanek - zaproponowałem pospiesznie, chcąc ubiec wybuch. - I parę ballad wojennych. Umiem również...
- Ty miałeś wypieprzać - oznajmiła księżna. - On ma zostać.
Jej palec wycelował w Eliaha, który rozglądał się dookoła w popłochu, jakby właśnie zaczął sobie uświadamiać, że wchodząc na krypę, wdepnął w pułapkę.
- Ale on nie umie śpie... - zacząłem, ale machnąłem ręką. - Zaraz, przecież ja miałem wypieprzać.
- Każdego z nich... - zaczął chrapliwie rycerz, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.
- ...rozszarpałbyś na kawałki - wszedłem mu w słowo. - Och, niewątpliwie. Rzecz w tym, że zanim dobiegłbyś do drzwi gospody - tu otaksowałem pokaźny brzuch rycerza - tamci zdążyliby już księżniczkę zerżnąć, a potem zarżnąć. Niekoniecznie w tej kolejności. Dlatego właśnie tak zazdrośnie strzegę umowy, sir Valdanie. Figuruje w niej ustęp, który zwalnia mnie z odpowiedzialności za wynik akcji, jeśli przeszkodzi mi osoba trzecia. Czyli jakiś idiota.
Wspominając, że nieraz zdarzyło mi się zebrać baty, nie nadmieniłem, że przeważnie byłem sam sobie winien, prawda? Bo za dużo gadam?
Coś mi mówiło, że wszystko, co usłyszę, jeszcze bardziej skomplikuje moje postrzeganie świata, a w głębi serca pragnąłem, by pozostał prostym. Takim, w którym kopyta stukają o ziemię, woźnice drą mordy, a ptaki śpiewają w koronach drzew.
- Jestem najzupełniej trzeźwy! Mam powiedzieć jaskółkę? Albo zrobić wierszyk?
(...) bo księżniczka Matylda, która zrozumiała w końcu, że nikt nie ma zamiaru sprezentować jej nowej kiecki w miejsce obsikanej, uznała, że nadeszła pora, by się na nas zemścić.
Przez dobre dwa dni narzekała, marudziła, krzyczała, płakała, próbowała uciekać, a raz czy drugi zmusiła się do wymiotów. Żychłoń, którego wyzwała od "dziada capiącego jak zdechły kozioł", zaczął już gromadzić ziółka na dekokt, gdy wpadłem na pomysł, by przekazać księżniczkę pod opiekę Eliaha. Nie mam pojęcia, jak bardzo towarzystwo milczącego elfa mordercy, wpatrującego się w nią dziwnie i wybuchającego śmiechem w losowych chwilach, wpłynęło na psychikę dziewczyny, ale przynajmniej się zamknęła na resztę drogi.
Cóż, wtedy pojawił się Eliah.
Elf wyłonił się z przeciwległego zaułka, idąc wolnym, niemalże nonszalanckim krokiem. Miał na sobie wysokie buty, skórzane spodnie i jasną, rozpiętą na piersi koszulę. Stanął w miejscu, z którego był doskonale widoczny, i zmierzwił swe krótkie czarne włosy, a potem omiótł ulicę powłóczystym spojrzeniem. Zamarł, gdy jego wzrok padł na księżną, a potem uśmiechnął się lekko, zagadkowo. Zaplótł ramiona na muskularnej piersi i nieznacznie przechylił głowę, co z łatwością mogło zostać odebrane jako zaproszenie do nawiązania kontaktu.
- Och bo zemdleje... - stęknął oszołomiony Głuszec, który na chwilę zapomniał o roli pokornego żebraka. - Czemuście wy go chowali po krzakach, co?
- Sam się chował - burknąłem.
Gdy przyjdzie co do czego, rozpłyniesz się jak pierd na jarmarku!
- Nie czterech, ale pięciu. Pewni siebie. Dwóch śpi. Jeden gotuje. Kusze. Skórzane pancerze. Topory. - wysyczał w typowy dla siebie lakoniczny sposób.
- Gadali o czymś? - spytałem, marszcząc brwi.
- Nie. Są... - Goblin ze świstem wciągnął powietrze przez nos, jakby próbował sobie przypomnieć zapach porywaczy. - Są spokojni. Opanowani.
- Cholera jasna. Profesjonaliści. - Pokręciłem głowq .
Wróg czyhający w ukryciu jest przecież stokroć groźniejszy od tego, który szarżuje z dzikim rykiem.
To właśnie robimy! Od lat, Gramm! Jesteśmy pieprzoną drużyną od zadań specjalnych! W ten sposób zarabiamy na życie!
Cholerne wróżki! Trzeba było kłusem przejechać przez ten burdel, a nie zwalniać i rżeć z radości jak pijak na widok halki...
Tymczasem zrozumieć Zwierzaka mógł tylko ten, kto poznał największy sekret goblinów. W przeciwieństwie do nas, elfów czy krasnoludów wiecznie rozpamiętujących przeszłość i zamartwiających się przyszłością, gobliny posiadły rzadką zdolność rozkoszowania się chwilą obecną, co sprawiało, że w naszym świecie najlepiej porozumiewały się właśnie z dziećmi. Zdaniem Żychłonia rozwinęły tę umiejętność dlatego, że na swą ojczyznę wybrały rozległe bagna, gdzie przeszłość, o ile nie przynosiła ważnych nauk, była właściwie nieistotna, a przyszłość - niepewna i w sumie niewarta zachodu.
- Każdego z nich... - zaczął chrapliwie rycerz, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.
- ...rozszarpałbyś na kawałki. - wszedłem mu w słowo. - Och, niewątpliwie. Rzecz w tym, że zanim dobiegłbyś do drzwi gospody - tu otaksowałem pokaźny brzuch rycerza - tamci zdążyliby już księżniczkę zerżnąć, a potem zarżnąć. Nie koniecznie w tej kolejności .
Sprawdzasz się w negocjacjach jak osełka przy wycieraniu dupy.
Jeśli istniało coś, czego my, ludzie, powinniśmy się nauczyć od goblinów, to z całą pewnością była to sztuka odzywania się wyłącznie wtedy, gdy ma się coś do powiedzenia.
Na rozmaitych wyobrażeniach elfiego życia erotycznego sprawa się na ogół kończyła, bo rzadko interesował je seks z przedstawicielami innych ludów Doliny. Wyjątkiem były odbywane na początku września tradycyjne pielgrzymki do kilku sanktuariów w Puszczy Świetlistej, z jakiegoś powodu uważanych przez nie za święte. Podczas owych pielgrzymek, przez same elfy zwanych Świetlistymi Wyprawami, a w ludowej tradycji - Chędożynkami, przybysze obdarzali swoimi wdziękami kogo popadło. Z tego powodu Chędożynki były najpopularniejszą atrakcją turystyczną Doliny i przyciągały wszystkich, którzy mieli ochotę zaznać elfiej miłości.
Parokrotnie już musiałem odbierać ludziom życie i zdążyłem się do tego przyzwyczaić, a to, że w zdecydowanej większości walczyliśmy z kanaliami i szumowinami, z pewnością przyspieszyło ów proces.
Uwięziło ją czterech siepaczy o mordach tak zakazanych, że na ich widok kury wpychają sobie jaja z powrotem w dupy, bojąc się o los piskląt.
Zmierzchało. Upał, utrzymujący się przez cały dzień nad ukwieconą łąką, wycofywał się chyłkiem, ścigany falami wieczornego chłodu. Słońce, zdawać by się mogło, szorowało czerwonym brzuchem o czubki drzew. Na skraju lasu ciągnęły się wąziutkie wąsiki mgieł.
Wedle mojej prywatnej filozofii mężczyzna powinien raz na jakiś czas opuścić dom rodzinny i nie mam tu na myśli przeżywania męskich przygód, samorozwoju czy innych bzdur. Powinien wyjść po to, by porządnie zatęsknić za bliskimi, a potem, wróciwszy, ponownie zachwycić się tym, jaką ma cudowną żonę.
A zapiekankę dokończ sobie sam - rzuciłem przekraczając próg. - Dorosły chłop i gotować nie umie. Byś się wstydził.