cytaty z książki "Jedyne wyjście"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zupa pomidorowa zaprawiona była zabójczym jadem prawdziwego małżeńskiego szczęścia. Tak dobrze było, że aż płakać się wprost chciało, wyć, jak wyje tylko pies na łańcuchu.
Zawsze niepewni swego, ciągle wątpiący, ciągle rozdarci między diametralnie przeciwne sobie uczucia, tropiący samych siebie na niezrozumiałych szlakach własnych swych, często wspanialszych od nich samych, sobowtórów, wiecznie nienasyceni i zjadani przez nieściśliwość ostateczną sentymentów, wyrzuty sumienia i drobną, aż bolesną czułostkowość. A do tego to ciągłe poczucie, że wszystko jest "nie to" , że za krawędziami tych męczarni jest gdzieś słoneczny świat prostych, pięknych, wolnych uczuć, niedostępny , utęskniony i niepowrotny - tak jakby już kiedyś był kiedyś tuż tuż i odleciał jak miraż w swój własny, niedosiężny wymiar istnienia.
Kiedy niepewność staje się nie do zniesienia, "ja" ucieka w maski, a niejedna z nich tężeje, przeobrażając się w więzienie.
Z niej to postanowił Izio zrobić tamę, której by nie przewyższyły żadne nurty zwątpień w ostateczną rzeczywistość tego życia.
Nie może się z czystym sumieniem przyjąć dwóch rodzajów świadomości: jednej przezyciowej, bezpośredniej, hyletycznej, tej od jakości bezpośrednio danych, i drugiej: myślącej- przy czym związek ich(chocby psychologicznie, zwyczajnie biorąc) stawał się czymś zupełnie niepojętym.
Ja" musi być pragmatyczne, skupione na swojej gładkiej, kulistej powierzchni, która ukazuje- owszem- swój kształt innym, ale przede wszystkim odbija zewnętrzny świat i nie dopuszcza nic do wewnątrz. Samo może oglądać z różnych stron, może oceniać- uznawać albo odrzucać. Niektóre rzeczy pomniejszać, inne powiększyć, być władcą percepcji. Sprawić, by świat stał się "on" , wtedy będzie można go używać jak przedmiotu i przerzucać z ręki do ręki jak piłeczkę, czarować, stwarzać i znikać.
Blask Tajemnicy Wiekuistej wyrżnął Izydora prosto w pysk, jak świetlisty bufor jakiegoś załadowanego potwornością całego Istnienia mgławicowego monstre-pociągu.
O, rzeczywistości! - jakżeś nieuchwytna, gdy ani uciec od ciebie, ani cię pojąć do głębi nie można.
(...) byłaby ciągłość zupełna, nie wymagająca pojawienia się silnych indywiduolów stwarzających przewroty, biorących na siebie wyrazicielstwo podświadomych zadań mas w danej epoce.
Było wyjście: w przyjęciu świadomości ciała jako kompleksu jakości wewnętrznego i zewnętrznego dotyku, jako czegoś pierwotnego, a całej reszty życia psychicznego jako nadbudowy, sprowadzanej zresztą do systemu następstw jakości(obecnych, byłych, czyli wspomnień, i fantastycznych, to znaczy składających się z elementów wspomnień, w przeszlosci niedokładnie zlokalizowanych), ale
tego wyjścia w obecnym swym stadium nie widział biedny Izydor.
Poddał się bezpieczeństwu tej oficjalnej miłości z zwykłą, samczą czysto, rezygnacją, tak często u schizoidów spotykaną; tworzą oni, jako kompensatę za niewolę ciała, odrębny, niedostępny dla tej właśnie kochanej istoty świat wewnętrzny i tam przeżywają się najistotniej w samotności. To jest ich zemstą podświadomą często za utraconą zewnętrznie samowłasność.
Jakaż to myśl, u cholery jasnej?” - każdy zapyta. Myśl tak straszna dla filozofa, że Izydor nie śmiał jej wprost zafiksować w jakiś dla niego tylko samego choćby zrozumiałych znakach, po prostu myśl, że może (o Boże, o Boże!) świat jest po prostu takim, jakim jest, bez żadnych problemów, a cała filozoficzna problematyka — dosłownie cała [...] - jest złudą paru schizoidów, narzuconą całej ludzkości przez jakąś piekielną sugestię.
Marceli ocknął się na sekundę ze straszliwego koszmaru i ujrzał rzeczywistość zwykłą normalnego człowieka. Była straszna - uciekł szybko do swoich zaświatów.
Ach, ta miłość asteników! Cóż to była za cholera! Oczywiście dla pykników - tamci nie zdawali sobie z tego sprawy zupełnie. Zawsze niepewni swego, ciągle wątpiący, ciągle rozdarci miedzy diametralnie przeciwne sobie uczucia, tropiący samych siebie na niezrozumiałych szlakach własnych swych, często wspanialszych od nich samych sobowtórów, wiecznie nienasyceni i zjadani przez nieściśliwość ostateczną sentymentów, wyrzuty sumienia i drobną, acz bolesną, czułostkowość. A do tego to ciągle poczucie, że wszystko to jest "nie to", że za krawędziami tych męczarni jest gdzieś słoneczny świat prostych, pięknych, wolnych uczuć, niedostępny, utęskniony i niepowrotny - tak jakby już był kiedyś tuż tuż i odleciał jak miraż w swój własny, niedosiężny wymiar istnienia.
-Odwal się- powiedziała i to jej pomogło, zamiast żalu- furia. - Odwal się.
Izydor wierzył, że ta metafizyka, o której marzył jest do zdobycia faktycznie tu, na tej ziemi, przy tym właśnie stopniu rozwoju kory mózgowej i asocjacyjnego aparatu u pewnych jego, Izydora, gatunku istot.
Była "boginią tajemniczych przerażeń nad własną dziwnością w pospolitości"- jedność w wielkości, ciągłość w przerywalności.
(...) w ogóle zrobiłby wszystko - tylko nie chciał, bo "Po co"? - jak mawiał. Tak myślały o nim także wszystkie kobiety, które kiedykolwiek kochał. No jeszcze wystąpi później - nie bójcie się...