cytaty z książki "Poniedziałkowe dzieci"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) być artystą oznacza widzieć to, czego nie widzą inni
Artysta szuka kontaktu z intuicyjnym poczuciem boskości, ale żeby tworzyć musi się wyrwać z tego uwodzicielskiego i bezcielesnego świata. Żeby płodzić dzieła, musi powrócić do świata materii.
W zawiłym procesie podejmowania decyzji potrafiłam się skupić nie dłużej niż naćpany nastolatek.
...aby miał siłę, żeby znieść to, co jest nie do zniesienia.
Jezus Chrystus był człowiekiem, przeciwko któremu warto się buntować, bo sam był buntownikiem.
Odpowiedzialność artysty polega na znalezieniu równowagi między mistycznym porozumieniem a mozołem tworzenia.
Każdy kto tu zagląda jest kimś, choć dla całego świata jest nikim.
Pożegnałam się ze swoimi rzeczami(...)Zawsze pojawi się coś nowego-tego możemy być pewni.
Włożyłam wystrzępioną bluzkę odsłaniającą ramiona i umalowałam na czarno oczy, bo musiałam się prezentować jak najgorzej. Chyba wyglądałam jak krzyżówka ćpunki z szopem praczem.
Gdy zespół grał, słychać było trzask kija bilardowego uderzającego w bile, szczekanie charta, brzęk butelek: brzmienia rodzącej się sceny alternatywnej. Choć nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, nastąpiła koniunkcja planet, aniołowie się uśmiechali.
Nie żałowałam, że tylko ja zarabiam na chleb. Miałam silniejszy charakter. Mogłam nadal robić swoje wieczorami i byłam dumna, że zapewniam mu warunki, w których może tworzyć bez kompromisów.
(...) zgodziliśmy się, że jesteśmy bratnimi duszami, jedno takim samym kosmitą jak drugie.
A więc z mężczyzną, którego wybrałam jako ostatniego, żyłam tak samo jak z moją pierwszą miłością. O tym, który został moim mężem, pragnę napisać tylko tyle, że był królem wśród mężczyzn, a ludzie się na nim poznali.
Nasza przyjaźń była dla niego ucieczką od wszystkiego, norą, w której mógł się ukryć, zwinąć w kłębek jak wyczerpany mały wąż.
(...) wydawało się, że nie potrafi usiedzieć na miejscu dostatecznie długo, żeby dopadła go śmierć.
We were as Hansel and Gretel and we ventured out into the black forest of the world. There were temptations and witches and demons we never dreamed of and there was splendor we only partially imagined. No one could speak for these two young people nor tell with any truth of their days and nights together. Only Robert and I could tell it. Our story, as he called it.
The sixties were coming to an end. Robert and I celebrated our birthdays. Robert turned twenty-three. Then I turned twenty-three. The perfect prime number. Robert made me a tie rack with the image of the Virgin Mary. I gave him seven silver skulls on a length of leather. He wore the skulls. I wore a tie. We felt ready for the seventies. "It's our decade," he said.
It took me far from the world I had known, yet Robert was ever in my consciousness; the blue star in the constellation of my personal cosmology.