cytaty z książek autora "Maria Gąsienica-Zawadzka"
... ludzie powinni się rozumieć, a nie osądzać.
[...]
Janusz w myślach nazywał swoje dzieci straconym pokoleniem. Było mu żal tych wszystkich dorastających nastolatków, którzy nie potrafią funkcjonować bez smartfonów i wi-fi. Był pewien, że gdyby pewnego dnia zabrakło na świecie prądu, wybuchłaby globalna panika, której następstwem byłyby masowe samobójstwa oraz miliony dzieciaków pogrążonych w głębokiej depresji.
[...]
- Niech Pani płacze, Pani też musi to z siebie wyrzucić.
Płakały więc obie. Każda z nich nad sobą i nad tą drugą. Płakały nad wszystkimi kobietami, które doświadczyły cierpienia, które straciły dzieci, i które niosły na swoich barkach więcej, niż ktokolwiek powinien. Płakały dalej tak długo, aż łzy przestały płynąć. Wtedy Pani Ola opowiedziała Jadzi swoją historie.
... ludzie powinni się rozumieć, a nie osądzać".
Wybuch pandemii rozłożył turystykę na łopatki, a we wszystkich domach z kwaterami, w pensjonatach i hotelach szukanie oszczędności rozpoczęto od cięcia godzin pracownikom. Nadszedł czas zaciskania pasa.
Czas płynął powoli, a halny wiał i psocił niczym szkolny łobuz. Zerwał plakat przyklejony kawałkiem taśmy do słupa, wyrwał dziecku z raczki kolorowy balonik w kształcie Myszki Miki i uniósł go ponad dachy kamienic. Bawił się włosami przechodniów, szarpał chustami i szalikami, zaglądał paniom pod spódnice.
Miał wrażenie, że coś się zaczęło. Jakby przed chwilą odhaczył pierwszy punkt z długiej listy spraw do załatwienia. Za nic nie mógł jednak sobie przypomnieć, jakie są kolejne punkty z tej listy.
Halny. Zmora lekarzy i ratowników. Czas zwiększonej liczby wezwań do udarów, zawałów, osób z zaburzeniami psychicznymi i samobójców. Czas wytężonej pracy, nieprzespanych nocy, niedojedzonych posiłków, nadgryzionych bułek, niedopitej kawy, niedopalonych papierosów i podkrążonych oczu. Czas, kiedy więcej godzin spędzasz w karetce i na miejscu wypadku niż we własnym domu. Czas, który masz dla obcych ludzi, a nie masz go dla najbliższych.
Pierwsza śmierć,by ulżyć zmęczonej duszy
Druga śmierć, by powstrzymać rodzące się szaleństwo
Trzecia śmierć, by odkupić winę z przeszłości
Czwarta śmierć, by zaprzestać dzieła szatana
I jedno uratowane życie, by mogło ocalić wiele innych.
Gdyby młodszy aspirant Michał Bachleda wiedział, że odebrane tego poranka o ósmej rano połączenie będzie początkiem lawiny zdarzeń, które odmienią los wielu istnień, nie podniósłby słuchawki do ucha z uśmiechem na ustach. Może nawet nie podniósłby jej wcale.
On idzie i nie będzie miał litości. Uciekajcie! Widziałam w snach, jak Giewont spływa krwią, a krzyż na jego szczycie płonie. Idzie zniszczenie i chaos, a za nimi kroczy śmierć!
Z jednej strony znów chciało mu się śmiać, a z drugiej czuł, jak po karku przebiegł mu dreszcz niepokoju. W głosie kobiety wybrzmiewały strach, groza i coś jeszcze. Coś, czego nie umiał nazwać i co słyszał po raz pierwszy.
Od początku tej podróży Janusz próbował wzbudzić w rodzinie entuzjazm, niestety nie udawało mu się to ani teraz, ani wcześniej, po tym jak tydzień temu oznajmił, że zabiera wszystkich na przedłużony weekend do Zakopanego.
Rzucił wzrokiem za żonę i zaczął się zastanawiać, od kiedy zrobiła się taka zrzędliwa. Jej twarz była niemal nieustannie wykrzywiona grymasem niesmaku.
Jako ojciec dwójki trzynastolatków próbował walczyć z ich uzależnieniem od wirtualnego świata. Na przykład urządzając rodzinne wycieczki, podczas których starał się zainteresować dzieci otaczającym je światem.
Halny potrafi łamać drzewa i zrywać dachy z domów, niszczyć, a nawet zabijać. To moc, to żywioł, to potęga natury!
Jak mówię "stań", to masz stanąć! Czego nie rozumiesz? Nie widziałeś tego kota? Gdybyś się zatrzymał, auto z naprzeciwka przejechałoby pierwsze, a teraz pech będzie nasz.
Wnętrze pensjonatu przywitało ich ciepłem i zapachem wszechobecnego drewna. Bogato rzeźbione meble i liczne zdobienia robiły wrażenie.
Janusz podszedł do okna. Był zauroczony widokiem, jaki ukazał się jego oczom. Pensjonat stał na działce tuz pod reglami, a widoku z okna nic nie zasłaniało. Zupełnie jakby cały świat został po drugiej stronie budynku, a po tej rozpościerała się dziewicza, przez nikogo nieodkryta kraina.
Masyw Giewontu, mimo iż nie był widoczny w całości, robił ogromne wrażenie. Jego czubek, otulony pierzyną z chmur, wyglądał bardzo tajemniczo. Rozciągający się u stóp góry las szumiał i kłaniał się obserwatorom przy każdym mocniejszym powiewie halnego.
Mieszkańcy Zakopanego znali Puławskiego i mijali go obojętnie, a nieliczni turyści zatrzymywali się i robili mu zdjęcia, które od razu wrzucali na swoje profile społecznościowe z podpisami w rodzaju "Wariat na tle Tatr".
Wyczuwał nadejście wiatru halnego już kilka dni przed zapowiedziami meteorologów. Kiedy pojawiał się na mostku odziany w swój niecodzienny strój, wszyscy wiedzieli, że będzie wiało.
Kiedyś to byli goście. Prawdziwi turyści. Przyjeżdżali głównie po to, żeby w góry pochodzić. Z plecakiem i głową pełną marzeń o tatrzańskich wierzchołkach. Z plecakiem i głową pełną marzeń o tatrzańskich wierzchołkach. Wynajmowali pokoje i nie narzekali, ale po przygodę. A teraz? Przyjeżdżają tacy jak ci, co ich przegoniłam. Dziady, nie turyści. Chodzą po Krupówkach tam i z powrotem, od sklepu do sklepu, od baru do baru.
Przez około dwie minuty mieli wrażenie, że niebo nad nimi pękło i wylała się z niego jakaś nieziemska siła, która przetoczyła się po mieście, siejąc spustoszenie. Halny zawodził niczym zranione zwierzę. Wszyscy, których te dwie minuty zastały na zewnętrz, poczuli że wiatr wchodzi im pod skórę i wlewa się do żył. Że wypełnia ich płuca i wsiąka w mięśnie. Przenikał ich swoim oddechem i upiornym zawodzeniem. W kulminacyjnym momencie Władysław Jagiełło (pomnik) stracił głowę, która potoczyła się tuż pod nogi Grażyny.
To nie żarty. On idzie i nie będzie miał litości. Uciekajcie!
On nadchodzi. Nadchodzi z siłą, jakiej jeszcze nie widzieliście. Ratujcie się, póki możecie.
Zaś wiatr halny jest to wiatr - wariat, wiatr - furiat, pijany zwierz, zawalidroga, deliryk z gorącym łbem, żyd wieczny tułacz, opętaniec, który miejsca sobie znaleźć nie może na ziemi, ani na niebie, wiatr dantejski.
Urodzi się takie świszczące bydlę, gdzieś chyba w Afryce i nagle ma interes do Zakopanego.
Czy już to samo nie dowodzi jego szaleństwa?
Kornel Makuszyński, fragment Listu z Zakopanego nr X.