cytaty z książek autora "Kazimierz Brandys"
Przeszłość wzmaga nerwicę - powinni wynaleźć tabletki przeciwko wspomnieniom, których się nie wzywa. Słodycz wspomnień, kto wymyślił tę bujdę?
Wie pan, inteligencja jest chorobą, wolę leczyć chłopów. Temu człowiekowi nie potrafiłem pomóc, bo zabijała go świadomość. Był w stanie permanentnego samobójstwa.
My dzisiaj stajemy się ciałem zbiorowym [...]. Mówi się o nas "człowiek" bez przymiotników, jesteśmy objawem funkcjonowania gatunku. [...] Powoli zamieniamy się w fiszki, dzieli się nas według odruchów i cech, służymy do wykrywania praw. My - którzy dawniej ustanawialiśmy prawa...
Nigdy nie umiałaś żyć, zawsze się tylko bałaś umrzeć.
Jestem wściekła, bo pierwszy raz poczułam obrzydliwy brak przyjemności z tego, że istnieję, to puste, dziurawe nic, które mam w sobie, tę pilną obojętność. Chyba jasne: przegrałam. Ale kto ze mną wygrał?
Czy Pani sądzi, że nad moim łóżeczkiem nie wisiał książę Jozef skaczący do Elstery? Europa jest usiana miejscami polskich skoków narodowych, niech Pani tylko policzy: Kahlenberg, San Domingo, Somosierra, Elstera, Monte Cassino.
Od dawna podejrzewam, że najniebezpieczniejsze dla człowieka są sytuacje, w których najlepiej się czuje. Zdradza się z tym od razu: łatwiej ukryć rozpacz niż zadowolenie z siebie.
Nie czuć na sobie niczyjego wzroku - to jest najgorsze.
Nie jest trudno odróżnić dobrą literaturę od złej, dużo trudniej jest odróżnić dobrą literaturę od pozornie dobrej.
Czym jest to, co inne kobiety nazywają miłością? Tego przecież się nie wie. Każdy zna tylko swoje uczucia i opatruje je przyjętymi nazwami: dobroć – miłość – nienawiść – zło.
Com mógł, tom zrobił - powiedział pewien plastyk, góral, na swoim wernisażu. - Panu Bogu też się udały tylko konie i wiosna.
Na którym to soborze ustalili, że zwierzęta nie mają duszy? Wczoraj widziałam w telewizji psa, nowofundlandczyka. Przebiegł sześćset kilometrów, żeby odnaleźć swoich państwa, kiedy wyjechali na wakacje w Pireneje. Jak dotąd nie spotkałam biskupa, który by się na to zdobył. Jeżeli ten pies nie ma duszy, to pytam, czym jest dusza i kto w ogóle ją ma.
Nie znal swojej siły, był samą ufnością. Czasem napadały go inne psy. Reagował na to zdumieniem (...) tak samo zdumiewało go, że sam wzbudza strach (…), gdy dzieci przed nim uciekały, nawet ich nie gonił, siadał i dziwił się. (…) Skakał na ludzi znienacka, żeby polizać ich w twarz. Padali przeważnie na twarz.
Wpadł mi przypadkiem w ręce numer jego gazety z artykułem pochwalającym spalenie sierocińca pod Warszawą; nie podpisany nazwiskiem autor oznajmiał z satysfakcją, że dzieci obcego wyznania skakały z palącego się budynku prosto w śnieg.
Co mnie olśniewa u wielkich realistów: umiejętność naturalnego ukazania całości poprzez jej część, procesu – w zdarzeniu, zjawiska - w fakcie.
Przeciętny warszawiak, dla którego problem polega na tym, jak się dostać do tramwaju między 15 a 17, jest słabo zaangażowany w sferę lęków kosmicznych.
Pani przyjaciel padł ofiara napaści prasowej. Nie jest pani pewna, jak się w takich razach należy zachować. Udawać nieżywego. Tak jak przy spotkaniu z niedźwiedziem: położyć się i nie oddychać. (…) Napastnikowi - tłumaczył - nie trzeba przeszkadzać być świnią.
Dla nich Naród jest instancją nie podlegającą krytyce, synonimem zdrowego instynktu, niezachwianą i jednolitą opoką – my natomiast wiemy na pewno, że w narodzie są wartości dobre i złe, i że bywają dni, gdy złe mogą przeważyć.
Nasze polemiki osobiste są podobne do śmiertelnych zapasów; przeciwnicy walczą z oczami nabiegłymi krwią, od czasu do czasu słychać charkot. We Francji, Anglii czy we Włoszech traktuje się to mniej serio: insynuacje, oszczerstwa i repliki codziennie latają w powietrzu i publiczność przygląda się temu z uśmiechem.
Gdybym miał wybierać, wolałbym być latarnią morską niż żaglowcem, dachem niż chmurą, a nawet wyrzutnią niż pociskiem międzyplanetarnym.
.
Co powie lewica? Co powie prawica? Co rzekną pryncypialiści, a co realiści? Wszyscy tkwimy w kleszczach podwójnej opinii publicznej i od dawna nie wiemy, kim naprawdę jesteśmy.
Byłam wypchana strachem. Nie przed tym, co mogło nas spotkać; przed tym, że cokolwiek nas spotka, nie będzie miało żadnego znaczenia. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Wolę być oskarżona. Po wojnie, kiedy mnie sądzili, czułam się niewinna, ale przynajmniej moja sprawa była rozpatrywana. Sąd koleżeński niesłusznie mnie skazał. Miałam jednak pewność, że zostałam personalnie wzięta pod uwagę – inna rzecz czy sprawiedliwie. W każdym razie dostrzeżono mnie jako osobę, której przeszłością należy się zająć. I to nie jest najgorsze, nawet jeśli zapada niesprawiedliwy wyrok. Nie czuć na sobie niczyjego wzroku – to jest najgorsze.
Skazali mnie za to, co mi się zdarzyło - ale za to, co zrobiłam, należy mi się pomnik.
Dlatego wybuch wojny moje pokolenie powitało czymś w rodzaju ulgi (…) Ci, dla których decydującym przeżyciem było zetkniecie się z faszyzmem we własnym narodzie, przyjęli jako ocalenie fakt, że w ciągu jednej wrześniowej nocy faszyzm stał się śmiertelnym wrogiem ich narodu, że podłość przyszła z zewnątrz. (…) Kraj uniknął spodlenia. Wiedzieliśmy, że idą dni złe, ale czystsze.
Jesteście wolni - mówi głos publiczny do ludzi na Zachodzie - ukazujemy wam cudowny świat nylonu i plastiku, arcydzieła komfortu, neony we wszystkich kolorach, kobiety o najpiękniejszych ciałach, najsubtelniejszą grę świateł i najszybsze tempo. Jesteście wolni, dajemy wam smak życia, co prawda nie za darmo, ale w najwyższym gatunku. Dajemy wam wszystko, aby nie pożerał was niespokojny ból istnienia, abyście mogli zagłuszyć w sobie myśl o celu i zasadzie. Nie szukajcie motywacji bytu, ponieważ znajdziecie tylko rozdarcie i niepokój".
Jeśli nie można z siebie wydać dzikiego okrzyku triumfu, to znaczy, że się przegrało.
Niesłychanie rzadko spotyka się ludzi o podobnym napięciu duchowym.
Zawiść, która szarpie Polaków, jest ogromna. (…) Sukces bliźniego musi być zrównany z ziemią, w której obydwaj będą kiedyś leżeć i w której leżą ich przodkowie.
Przyjacielem Himilsbacha był aktor, Zdzisław Maklakiewicz, tworzyli ze Zdzisiem parę charakterystyczną, występowali razem w telewizji i filmie, a przy tym byli także parą życiową, związaną nie tylko alkoholem, lecz także spirytualną filozofią istnienia.
Codziennie po przekroczeniu bramy uniwersyteckiej (w końcu lat 30.) znajdowaliśmy się w świecie rządzonym przez nienawiść i strach. Za sztachetami, na Krakowskim, ślicznie ubrane kobiety i panowie w eleganckich garniturach szli do kawiarni lub kupowali krawaty w „Old England” - u nas łamano kości i bito żelazem w twarz (…). Nie mieliśmy najmniejszych złudzeń, że faszyzm w Polsce jest gotowy.