cytaty z książki "Wszyscy jesteśmy podejrzani"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
-Jak to jest możliwe, żeby przeszło godzinę leżał w waszym biurze trup i żeby nikt tego nie zauważył?
- Chicho leżał, się nie rzucał w oczy...
- No dobrze, wobec tego teraz myślmy rozsądnie...
- Potrafimy? - spytała Alicja z powątpiewaniem.
- Będziemy się starać. Zastanówmy się od początku. Dlaczego Tadeusz wyszedł przed śmiercią z pokoju i poszedł do sali konferencyjnej?
- Bo po śmierci już by mu się to nie udało...
- Ja do ciebie mówię poważnie!
- Widocznie chciał zginąć w spokoju, a nie w tym hałasie, który oni tam robią.
Sądząc z jego wyrazu twarzy pomidor mu bardzo nie smakował. Zjadł połowę, drugą obejrzał z wyraźnym obrzydzeniem, zawahał się, wreszcie wyrzucił ją do kosza na śmieci i zajrzawszy za nią, starannie posolił.
- Może byśmy gdzieś usiadły? - powiedziała Alicja. - Nie umiem rozmawiać na stojąco.
- Nie ma gdzie, wszędzie koniec świata. Jutro usiądziesz.
Tu jest skażona atmosfera - oznajmił proroczym tonem, czyniąc zamaszysty gest patykiem umaczanym w tuszu. - Nikt się nie uchowa. Ostatni normalny zwariował!
- Raz mieliśmy w opisie technicznym - oświadczył Janusz - takie zdanie: "Pies stojący w kącie pokoju, kopcił tak tak strasznie, że trzeba mu było otwór zalepić gliną".
- No i koniec (...). Był człowiek, nie ma człowieka...
Niemożliwe (...). Tego się nie da wyjaśnić normalnemu człowiekowi.
Podły los obdarzył mnie nadmierną wyobraźnią, która utrudniała mi nie tylko ewentualną twórczość, ale także i życie.
- Czekajcie - powiedział nagle Janusz. - Mnie coś chodzi po głowie...
- Insekty?... - zaniepokoił się Leszek.
- Dlaczego on tak żre? - spytała mnie szeptem Danka, spoglądając nieufnie na Kazia, który, skończywszy swoją bułkę, natychmiast napoczął śniadanie Alicji.
- Atawizm - odparłam bez zastanowienia. - Miał przodków ludożerców. Zobaczył nieboszczyka i od razu mu się jeść zachciało.
- To świnia! - krzyknęła, głęboko rozżalona. - Ostatnia świnia!...
- Co za urodzaj na nierogaciznę? - powiedziała zdumiona Alicja. - Istny chlew, a nie biuro...
- (...) Żeby on miał taki charakter jak figurę, to ja bym mu własnoręcznie buty czyściła.
- A żeby miał taką figurę jak charakter?...
- Toby go pokazywali w klatce za pieniądze jako kuriozum nie z tej ziemi...
- Co to? - spytała z największym zdumieniem, przenosząc wzrok z Tadeusza na Włodka.
- Zwłoki, jak pani widzi - odparł nieżyczliwie Andrzej, który zaczynał już powoli przytomnieć.
- Jak to?!Obydwaj?!...
- Nie, jeden. Drugi mu leży do towarzystwa.
Pęcherzyk mi sie zrobił, panie inżynierze - powiedziała tkliwym basem...
- Ale ja rzucałem na panią podejrzenia.
- Drobiazg. Jeżeli to ma ulżyć pańskiemu sumieniu, również chętnie rzucę na pana podejrzenie. Chce pan?
- Nie, dziękuję pani, już lepiej nie. Wolę sumienie...
- Z tej wypowiedzi można wnosić, że jesteś gorsza od wyrzutów sumienia - powiedział uprzejmie Marek.
- Ja tego nie rozumiem - powiedział Janusz z niesmakiem. - Jak on mógł dać się tak głupio udusić? Nawet niech będzie od tyłu, to jak?
- Zwyczajnie - odparł Leszek. - Jak ci zarzucę sznurek od tyłu i zacisnę, to co zrobisz?
- Odwrócę się i dam ci w mordę.
Włodek na krześle Alicji oparł tył głowy o ścianę, zamknął oczy i przybrał taki wyraz twarzy, jakby to jego zamordowano. Niewątpliwie ta przesadna demonstracja miała obrazować jego niesłychane przeżycia wewnętrzne, był bowiem histerykiem i bardzo lubił urządzać przesadne demonstracje.
- Bardzo wam dziękuję za zaproszenie, ale nie przepadam za piciem kawy w towarzystwie nieboszczyka.
- Pani miała powód - powiedział nagle Leszek jadowicie, spoglądając na mnie.
- Jaki?!...
- Jak to jaki? Żeby wywołać sensację, udowodnić swoje talenty jasnowidza... czy jasnowidzowej?... Jak to się mówi? I przejść do potomności...
- Do potomności to pan przejdzie jako naczelny głupek naszych czasów - powiedziałam gniewnie.
O słowa do słowa przystąpili do odtwarzania zbrodniczych czynności z takim zapałem, że obydwoje z Wieśkiem zaniepokoiliśmy się , czy grono nieboszczyków nie powiększy nam się zbyt szybko. Leszek dusił Janusza moim własnym szalikiem, przy czym będąc niższy od niego, zarzucał mu go nie na szyję, a na oczy, wykazując tym całkowitą nieudolność morderczą, natomiast zdenerwowany nieudanymi próbami Janusz zamiast zgodnie z zapowiedzią odwrócić się i lunąć go w pysk, zaczął go również dusić. Wreszcie zreflektowali się i poniechali tych wysiłków.
Nikogo obcego, sami swoi... Wszyscy jesteśmy podejrzani!
Nie byłam świnią, nie jestem i nie będę! Gdybym w tej chwili wiedziała, kto jest prawdziwym zabójcą, poszłabym do niego i namawiała, żeby się sam przyznał. Nie leciałabym z jęzorem do władz śledczych!
Zaczęli się wszyscy kłócić jak za dawnych, dobrych czasów, aż mi się przyjemnie na sercu zrobiło.
- Niczego nie jesteśmy pewni poza tym, że w sali konferencyjnej leżą zwłoki Tadeusza.
- Jak to leżą? - zaniepokoił się Marek. - To kiedy ten smutny fakt nastąpił?
- Przed chwilą. To znaczy pewnie z pół godziny temu. Zaraz powinna przyjechać milicja.
- A nie, to wychodzę. Państwo wybaczą... Mordujecie się sami, ja opuszczam ten lokal.
Nigdy nie miałam przesadnego talentu do myślenia i do genialnych wniosków mogłam dojść tylko drogą wymiany poglądów.
- Ten pomidor mi okropnie nie smakował i nie wiedziałem dlaczego - wyjaśnił Witold, nie przestając się śmiać. - A ja go zapomniałem posolić! Nie znoszę niesionych pomidorów.
- To dlatego dosolił go pan w koszu? Już i pan w piętkę goni... - westchnęłam smutnie.
I chyba tylko w tej pracowni i w tym zespole dało się jakoś przezwyciężać przeciwności losu i zachować dobry humor. Jakoś to całe towarzystwo wpływało na siebie nawzajem pozytywnie i nie dopuszczało przygnębienia. Stolarek nie żyje? Trudno, wszyscy kiedyś umrzemy. Jeden z nas jest zabójcą? No to niech milicja go znajdzie, jak znajdzie, to się będziemy martwić dalej. A na razie, proszę państwa, sześć bez atu!...
Kto pierwszy wyciągnął pierwsze pół litra, nie mam pojęcia. Nie wiem też, kto postanowił, że stypa ma się odbyć właśnie tego dnia. Możliwe, że sprawił to ponury nastrój.