cytaty z książek autora "Olaf Stapledon"
Nic oprócz człowieka nie jest z natury mściwe i okrutne, może z wyjątkiem nienawistnego kota.
Pracowali jednak w osobliwym nastroju uważnego roztargnienia, bowiem serca ich były zawsze w powietrzu.
Oto, co się stanie. Nowy Mesjasz - jeden dla każdego plemienia - zatryumfuje nie poprzez miłość i łagodność, lecz poprzez nienawiść i okrucieństwo. I to tylko dlatego, że tego właśnie pragniecie z głębi waszych marnych, schorowanych flaków i obłąkanych mózgów. Jezu Chryste!
A więc umysłowa ostryga rozwarła się i chciała wciągnąć mnie do swego wnętrza, które było... było bezdenną, czarną piekielną przepaścią. Oczywiście, to porównanie wyda ci się głupie i naiwne, ale tak to wyglądało. Spadałem w przerażającą otchłań ciemności, ciemności umysłu i ducha, w której nie było niczego prócz wiecznie niezaspokojonej nienawiści, trującego, wilgotnego oparu, który wszystko, na czym mi kiedykolwiek zależało, przemieniał w jakąś ohydę. Nie, nie potrafię ci tego opisać. (...) Muszę bardzo uważać, żeby znów mnie nie złapał. Może dosięgnąć mnie wszędzie, czy to w Australii czy w Patagonii! Boże! Czuję jego obecność nawet teraz! Daj mi jeszcze jabłko i pomówmy o czymś innym.
Przegryzając swą drugą koksę John uspokoił się. Zaczął opowiadać dalej.
- Od tej historii nie zdarzyło się wiele. Trochę czasu poświęciłem na doprowadzenie do porządku mojego umysłu, a potem czułem się strasznie przygnębiony. Tak małą zdawała mi się szansa odnalezienia kogoś, kto naprawdę należałby do mojego rodzaju, a przy tym był zdrowy psychicznie.
- Kiedyś wydawało mi się, że wystarczy wziąć w swoje ręce ster świata, żeby pomóc Homo Sapiens przekształcić się w gatunek bardziej człowieczy. Dziś wiem, że mogłaby tego dokonać jedynie istota nazywana Bogiem. Może jeszcze wielka inwazja istot wyższych z innej planety, albo innego wymiaru. Nie przypuszczam jednak, żeby chciało im się z tym męczyć. Pewnie potraktowaliby Ziemian jako bydło, okazy muzealne, pieski pokojowe albo zwykłe robactwo. Wszystko jedno, gdyby tylko chcieli coś zrobić dla Hom. Sap., to pewnie by potrafili. Ale ja nie potrafię. Myślę, że gdybym solidnie się do tego zabrał, to dość łatwo i bez ryzyka zdołałbym objąć rządy nad normalnymi osobnikami, a wtedy potrafiłbym stworzyć świat, dający swoim mieszkańcom o wiele więcej satysfakcji i więcej szczęścia. Zawsze jednak musiałbym się godzić z nieprzekraczalnymi granicami zdolności tego gatunku, Starać się go nakłonić, aby żył powyżej swoich możliwości to tak, jakby próbować ucywilizować stado małp. Powstałby jeszcze większy chaos, a zjednoczonym przeciwko mnie ludziom prędzej czy później udałoby się mnie zniszczyć. Musiałbym więc przyjąć te stwory ze wszystkimi ich ograniczeniami, ale to byłoby marnowaniem swoich sił. Równie dobrze mógłbym resztę życia poświęcić hodowli drobiu. (...) Oczywiście, gdybym przejął ster, to zapewne potrafiłbym odwrócić nieszczęście. Tyle że, jak już mówiłem, oznaczałoby to porzucenie czegoś naprawdę ważnego. Hodowla drobiu nie jest warta takiej ofiary.
- Kto rozsądził Chrystusa i arcykapłana? Nie lud, bo ten orzekł: „Ukrzyżować Go”. Prawdziwym sędzią był pan Chrystusa - duch przemawiający do niego w jego własnej duszy, a także w duszy arcykapłana, gdyby tylko zechciał słuchać. Cała rzecz w tym, że jeśli służysz duchowi, nie możesz już służyć żadnemu innemu panu. A to, czego duch domaga się zawsze, to miłości i inteligencji, i zaangażowanego twórczego działania w jego służbie, miłości do owieczek - każdej z osobna, traktowanych jako pełnowartościowe istnienia, a nie tylko jako mięso baranie czy koralowce w pięknym rysunku rafy koralowej, lecz jako osobne naczynia pełne ducha. Tenże duch - miłość, inteligencja i tworzenie - jest dokładnie tym, co nazywamy „duchem”.
(...) biologowie, fizycy, psycholodzy, lekarze, chirurdzy, wykładowcy akademiccy, pisarze, malarze, rzeźbiarze i Bóg jeszcze wie kto! Wyglądali, co prawda, dystyngowanie i z pozoru skromnie i życzliwie, a przecież wszyscy - wszystkie te cholerne typy co do jednego, jeśli miał wierzyć swemu wyczulonemu nosowi i wyczulonym uszom - kręcili się tylko za własnym interesem i sławą albo (co gorsza) usiłowali kogoś innego pozbawić sławy, czy też, jeśli już ktoś chodził w jej aureoli, ośmieszyć go bądź zawstydzić. Nic dziwnego, doprawdy, że psy nie są lepsze, jeśli nie uwzględniać ich osławionej lojalności. O to właśnie chodzi! Oddanie psa jest całkowite i czyste. U ludzi wykrzywione jest głęboko zakorzenionym egoizmem. Mój Boże! Muszą być naprawdę bez uczuć; pijani sami sobą i nieczuli na wszystko inne. Było w nich coś gadziego, coś z żmii.
Dawniej idealizował ludzi. Sprawiała to ta jego głupia, bezkrytyczna psia lojalność. Lecz teraz jego wyćwiczony nos odkrył prawdę o tym całym gatunku. Ludzie są przebiegłymi potworami - oczywiście szatańsko przebiegłymi.
Cały świat jest jednym przerażającym zrządzeniem losu, w który tylko przypadkiem zaplątały się jakieś milsze chwile. Życie miało go jeszcze nauczyć, że jest coś gorszego od niepogody z bliską perspektywą posiłku i wygód, znacznie gorszego nawet niż jego gorzka samotność w Caer Biai; i że najstraszliwsze rzeczy na tym świecie zgotował człowiek. Może i dobrze się stało, że nie zdawał sobie jeszcze sprawy z szaleństwa i bezduszności człowieka, albowiem mógłby na zawsze obrócić się przeciwko dominującemu rodzajowi. W swojej niewiedzy przypisywał całe zło przypadkowi i „losowi”, a w obojętności losu znajdował czasem pewnego rodzaju pocieszenie.
Filozofia jest dość zabawną mieszanką naprawdę pięknych myśli i niesamowitych, dziecinnych błędów. Przypomina mi gumową kość, którą daje się psu do gryzienia. Jest świetna dla zębów intelektu, ale jako pożywienie całkiem do niczego!