cytaty z książek autora "Julia Popiel"
Moje ramiona to jedyne odpowiednie miejsce dla ciebie. Nie pozwolę, żeby to się zmieniło. Nikt nigdy tego nie zmieni, rozumiesz?
- Czasami jesteśmy bezsilni wobec swoich pragnień. W takich sytuacjach umiejętność kierowania ludzkim umysłem okazuje się nieprzydatna, bo nie potrafimy zapanować nawet nad tym, co dzieje się w naszej głowie. Granice dobra i zła się zacierają. Konsekwencje przestają mieć znaczenie. Za sznurki pociągają potrzeby, z którymi racjonalizm przegrywa rywalizację jeszcze przed podjęciem walki.
- Jesteś uroczy - stwierdzam niespodziewanie, czym zaskakuję samą siebie, a przede wszystkim jego".
,,Myślę o Tobie na uczelni i poza nią. Kiedy dotykam się pod prysznicem i pieprzę z innymi kobietami. [...] Nie ma jebanej godzin, bym o tobie nie myślał. A Ty śmiesz mnie pytać, dlaczego jestem o ciebie zazdrosny? ”.
Potrzebuje mnie, a ja potrzebuję jego. I nie obchodzi mnie, jak bardzo to wszystko się skomplikuje… Ashton chce mnie, a ja chcę jego.
Tylko tyle i aż tyle.
Moje życie(...)
Wyjątkowe niczym kruchy płatek śniegu. A jednocześnie intensywne jak siejąca spustoszenie burza. Życie.
Ava jest pierwszą kobietą od bardzo dawna, przy której czuję się komfortowo. Sam poszukuję jej towarzystwa i chyba pragnę się dowiedzieć, co to właściwie oznacza.
Nazywam się Reed Easton i kocham państwa córkę 🥹🛐.
Układ. To miał być tylko cholerny układ. Nie wiem, w którym momencie stał się dla mnie wyzwaniem… Grą, której zasady o wiele bardziej pasują do relacji mojej i Marianne.
Rozmawiamy.
Wygłupiamy się.
Wymyślamy dla siebie pieszczotliwe pseudonimy.
Troszczymy się o siebie nawzajem.
Całujemy się i przytulamy.
Wybieramy się na romantyczną randkę.
Uprawiamy uzależniający seks.
Dzielimy się szczegółami swojej przeszłości.
Mówimy sobie „dzień dobry” i „dobranoc”.
A ten, kto zakocha się pierwszy, przegrywa.
Nie jestem pewien, w którym momencie zacząłem przegrywać. Prawdopodobnie już w chwili, w której Marianne pozwoliła mi się pocałować po raz pierwszy. Później zacząłem spadać. Ciągle spadam, a gdy w końcu sięgnę dna… zaboli. Kurewsko zaboli. I nie zamierzam sobie wmawiać, że będzie inaczej.
Niebezpieczna rywalizacja, jaką toczyliśmy ze sobą od dłuższego czasu, nareszcie dobiegła końca, a mnie po raz pierwszy w życiu nie obeszła porażka. Wręcz przeciwnie, rozkoszowałem się nią niczym najpyszniejszą nagrodą.
..nie jestem pewien, w którym momencie straciłem panowanie nad wszystkim, co z nią związane.
Z początku traktowałem naszą relację jako źródło niemoralnej rozrywki. (...) Ona jednak każdym swoim kolejnym, odważnym posunięciem
udowadniała mi, że jest dla mnie równym przeciwnikiem. Nasza gra z rundy na rundę stawała się coraz bardziej ekscytując.
Ta dziewczyna stała się przystanią mojego spokoju i jedyną odskocznią od mdłej codzienności. Niespodziewanie dotarło do mnie, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o fizyczne przyciąganie, któremu wciąż nie pozwalam się oddać. Pragnę nie tylko jej jędrnego ciała, kształtnych ust i cichych westchnięć, przez których dźwięk natychmiast się rozpływam. Bez przerwy myślę o jej radosnym uśmiechu, poczuciu humoru, uszczypliwych pytaniach i promiennych rumieńcach rozświetlających tę cholernie anielską twarz za każdym razem, gdy ją zawstydzam. Chcę obserwować, jak podczas snu marszczy uroczo nos i dbać o nią, bo już samo otulenie jej kocem sprawiło, że poczułem się jak pieprzony superbohater .
-Nie biorę udziału w dyskusjach z ludźmi, którzy znajdują się na niższym poziomie intelektualnym ode mnie.
-Czy ty właśnie mnie obraziłeś?
-Gratuluję spostrzegawczości. Jednak nie jest z panem tak źle jak myślałem.
-Ash? – odzywam się niepewnie, muskając ustami skórę na jego piersi.
– Tak?
– Czy to ma jakąkolwiek szansę na szczęśliwe zakończenie?
Nie wiem, dlaczego o to zapytałam. Przecież znam odpowiedź, a zmuszenie go do wypowiedzenia tych słów na głos sprawi ból nam obojgu.
– Nie – odpowiada, a ja wstrzymuję oddech. Oboje go wstrzymujemy. – Raczej nie ma.
Cisza.
Cisza tak cholernie przejmująca, że aż brakuje mi tchu.
To stwierdzenie nie było niczym odkrywczym, a jednak mnie zabolało.
Może nad ranem, gdy księżyc ustąpi miejsca słońcu, a wszystkie nasze emocje stracą na sile, świadomość, że ta relacja ma z góry narzucony termin ważności, nie będzie tak bardzo bolesna?
Może.
A może, gdy się obudzę i poczuję ciepło jego ciała przy swoim, a na poduszce zobaczę jego włosy, gęste i ciemne jak mrok, który już niedługo nas pochłonie, wszystko uderzy we mnie z jeszcze większą siłą?
Może.
Dla niej mógłbym stać się kimś lepszym. Kimś, kto na nią zasługuje.
Zanurzyliśmy się zbyt głęboko, nie umiejąc pływać. Niedługo pójdziemy na dno… Nie ma dla nas ratunku.
- Jesteś na mnie zła? – pyta, brzmiąc przy tym tak niezwykle uroczo, że znów mimowolnie się uśmiecham.
- Nie, Ash. Nie jestem zła na ciebie – mówię, powoli odpływając. – Jestem zła na nas.
To jest dokładnie ten moment, w którym oboje uświadamiamy sobie, do czego doprowadziliśmy swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Moment, w którym oboje zdajemy sobie sprawę, że nasze uczucia względem siebie są silniejsze, niż powinny. Ten sam moment, w którym dociera do mnie, że gdyby Ashton poprosił, bym była jego, nie potrafiłabym mu odmówić.
Chcę być jego. Tylko jego.
Ten facet nie wygląda na kogoś, kto lubi garsonki.
Ten facet wygląda, jakby diabeł zesłał go tutaj z z samego piekła.
Mam wrażenie, że ten mężczyzna jest nowym i niepasującym do reszty elementem układanki, którą uporządkowałam już jakiś czas temu, a która zaczęła się rozsypywać wraz z przekroczeniem przez niego progu auli.
Dzisiaj jesteśmy dwojgiem ludzi, którzy pragną siebie i swojej bliskości. Nasza relacja wcale nie ma z góry narzuconego terminu ważności, my nie pochodzimy z dwóch różnych światów, a przyszłość… Przyszłość nie istnieje.
Dzisiaj liczy się tylko teraźniejszość.
Dzisiaj liczymy się tylko my.
I choć Marianne nigdy nie będzie moja, sprawię, że tego dnia poczuje, jakby od zawsze i na zawsze należała tylko do mnie.
Myślę o Graysonie, jego żonie i dzieciach, którym przez cały czas podświadomie zazdrościłem szczęścia, aż w końcu zaczynam rozmyślać o Acie i o tym, jak jej obecność uświetniła moje życie, które niespodziewanie w przeciągu tak krótkiego czasu z nędznej wegetacji zmieniło się w ekscytującą podróż.
To, kto ma nad kim władzę, tak naprawdę nie miało w tamtej chwili żadnego znaczenia, bo, jak się później okazało, w międzyczasie oboje straciliśmy władzę nad swoimi uczuciami, które zgodnie z ustalonymi zasadami miały się w nas nigdy nie zrodzić.
Drogie Serce, dlaczego akurat on?
Od samego początku byliśmy skazani na porażkę, Mari – oznajmia smutno i ociera opuszką kciuka pojedynczą łzę spływającą po moim policzku. – To nigdy nie miało prawa się udać i… nigdy się nie uda. Nie możesz tutaj teraz ze mną zostać, bo przez całe życie towarzyszyłoby mi poczucie, że to przeze mnie straciłaś możliwość rozwoju. Nie chcę, żebyś zrezygnowała ze swoich ambicji dla mnie. Jesteś stworzona do wielkich rzeczy, Marianne Coleman. Dlatego nie pozwolę, żebyś utknęła tutaj razem ze mną.
Nie wiedziała,ze mężczyzna,którego pocałuje,następnego dnia okaże się prawnikiem,którego musi poprosić o pomoc..
- Przepraszam.
– Za co? – pytam z ustami tuż przy jego uchu, skupiając się na tym, że w tej chwili wciąż jest obok mnie. Tylko to się dla mnie liczy.
– Za to, że nigdy nie poproszę cię o to, żebyś ze mną została – szepcze. – I za to, że nie mogę z tobą pojechać. Może w innej rzeczywistości…
– To w tej rzeczywistości cię poznałam. – Muskam wargami jego czoło. – Nie chcę innej.
Nie wiem, ile tak leżymy, wsłuchując się w swoje drżące oddechy, ale nie jestem w stanie o niczym myśleć.
Chcę tylko czuć.
Jednocześnie zapomnieć tę chwilę i zapamiętać ją na zawsze.
Uciec stąd i zostać.
Nienawidzić go za to, że pozwolił mi się w sobie zakochać, i być mu za to wdzięczna.
Powiedzieć „żegnam” i łudzić się, że tak naprawdę nie znaczy ono „do widzenia”.
Stuk-stuk. Stuk-stuk. Stuk-stuk.
Wiedziałam, że nasza relacja może się zakończyć tylko w jeden sposób, a mimo to przez cały czas się łudziłam. Nadzieja wyryła w moim sercu głębokie szramy. Wyjadę ze Swansea z krwawiącymi ranami, które być może z czasem się zagoją, ale nigdy nie znikną.