cytaty z książki "Przez ciemne zwierciadło"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jesteśmy skazani na zgubę, skazani od samego początku, i umrzemy, znając tylko niewielki fragment rzeczywistości, który w dodatku pojmujemy na opak.
Wyobraź sobie, że nie żyjesz, ale jesteś jeszcze wrażliwy na bodźce. Widzisz i rozumujesz, ale poza tym jesteś martwy. Tylko patrzysz. Rozpoznajesz przedmioty, ale nie żyjesz. Człowiek może umrzeć i mimo to dalej egzystować. Czasem bywa tak, że to co widać w oczach jakiegoś człowieka, umarło, kiedy ten ktoś był dzieckiem. To coś jest martwe, ale wciąż patrzy. Spogląda na ciebie nie tylko puste ciało, ale jeszcze coś, co w nim jest, coś, co umarło, ale jeszcze patrzy. Patrzy i nie może przestać.
Jak to jest, że dni, zdarzenia, chwile które były tak piękne, nagle stają się wstrętne i to bez żadnego, żadnego konkretnego powodu? Po prostu się zmieniają. Bez najmniejszej przyczyny.
...Jestem prawie całkowicie przekonany że Bóg umarł.
Nie wiedziałem że chorował. -odpowiedział Luckman.
Aktywność niekoniecznie oznacza życie. Kwazary są aktywne, a medytujący mnich nie jest martwy.
To, co mnie obserwuje, nie jest żywe.
Przynajmniej nie dla mnie. Nie wiem, co to mogłoby być.
Z jednej strony to głupie, a z drugiej przerażające, pomyślał. Jakaś rzecz robi ze mną, co chce, w moim własnym domu, na moich oczach.
Na oczach tego czegoś, w zasięga jego wzroku. To coś nie mruga nawet, jak ciemnooka Donna. Co widzi detektor? - zadał sobie pytanie. To znaczy tak naprawdę widzi? Co przekazuje mózgowi? Co zostaje w sercu? Czy pasywne detektory na podczerwień, jakich kiedyś używano, albo sześcienne holodetektory, jakie stosuje się teraz, mogą przejrzeć mnie, nas wszystkich, na wylot? Czy widzą jasno, czy może jak przez ciemne szkło? Mam nadzieję, że widzą jasno, boja sam ostatnio nie potrafię zajrzeć w głąb duszy. Widzę tylko ciemność. Ciemność w sobie i ciemność dookoła. Mam nadzieję, że detektory widzą jaśniej, tak byłoby lepiej dla wszystkich. Bo jeśli detektory widzą wszystko jak przez ciemne szkło, tak jak ja, to jesteśmy skazani na zgubę, skazani od samego początku, i umrzemy, znając tylko niewielki fragment rzeczywistości, który w dodatku pojmujemy na opak.
- Od kiedy objawił mu się Bóg, czuł się znakomicie przez mniej więcej rok. Potem gwałtownie mu się pogorszyło. Czuł się gorzej niż kiedykolwiek przedtem, ponieważ pewnego dnia zdał sobie sprawę, że nigdy go już nie zobaczy. Wiedział, że pożyje jeszcze kilkadziesiąt łat, może nawet pięćdziesiąt, i że przez resztę życia nie zobaczy nic nadzwyczajnego. Tylko to, co wszyscy na co dzień widzimy. Właściwie był w gorszej sytuacji, niż gdyby nigdy nie doznał objawienia. Powiedział mi, że pewnego dnia zupełnie padło mu na głowę, kompletnie mu odbiło: zaczął kląć i rozwalać wszystko w mieszkaniu. Rozpieprzył nawet wieżę stereo. Zrozumiał, że będzie tak żył i żył i nie zobaczy nic ciekawego. Zupełnie bez celu. Jak kawałek mięcha, który tylko kopuluje, je, pije, śpi, pracuje i sra. - Jak wszyscy - to były pierwsze słowa, które Arctor zdołał wypowiedzieć; wycedził je z trudnością, jakby ledwo powstrzymywał wymioty.
- I tak mu właśnie powiedziałam. Zwróciłam mu uwagę, że jedziemy wszyscy na tym samym wózku i większość z nas nie robi z tego problemu. A on powiedział: „Nie wiesz, co zobaczyłem. Po prostu nie wiesz".
- Każdy człowiek widzi tylko drobny ułamek całej prawdy i bardzo często, a właściwie nieprzerwanie i celowo oszukuje się również co do natury tego niewielkiego, lecz bezcennego ułamka. Część jego jaźni obraca się przeciw niemu i zachowuje się jak inna osoba, zwalczająca go od wewnątrz. To człowiek w człowieku. Człowiek który jednocześnie nie jest człowiekiem. Kiwając głową jakby poruszony mądrością słów których na tej stronie nie było, zamknął wielki, oprawny w czerwoną okładkę ze złotymi tłoczeniami ilustrowany podręcznik miłości fizycznej i odłożył go na półkę.
Czas. Przypuśćmy, że czas jest kulisty jak Ziemia. Żeglujesz na zachód, żeby dopłynąć do Indii. Wszyscy się śmieją, ale w końcu masz Indie przed, a nie za sobą. Może ukrzyżowanie Chrystusa jest jeszcze przed nami, a my żeglujemy przed siebie w czasie, przekonani, że zostało gdzie z tyłu na wschodzie.
Bądź szczęśliwy dzisiaj, bo jutro umrzesz, z tym że umieranie zaczyna się prawie natychmiast, a szczęście jest tylko wspomnieniem.
Pewnego dnia, dawno, dawno temu, zjawiła się u nas olbrzymia bryła afgańskiego haszu najwyższej jakości za osiem trylionów dolarów, wzrostu dziewięćdziesięciu stóp, plująca ogniem i zawołała: >zdychajcie, psy eskimoskie< a wtedy złapaliśmy za włócznie i zabiliśmy ją po długiej walce.
Co to właściwie jest tożsamość? - zadał sobie pytanie. Gdzie kończy się gra? Nikt tego nie wie.
...,,Jeżeli to ciąża urojona, to będę miała urojoną skrobankę i zapłacę za nią urojonymi pieniędzmi."
-Ciekawe kto jest na urojonej pięciodolarówce- powiedział Arctor.
-Kto był prezydentem który najwięcej sobie uroił?
-Bill Falkes. Falkesowi tylko wydawało się, że jest prezydentem.
Cały ten świat choruje, a rokowania są coraz gorsze.
Trzymaj się z daleka od ludzi, którzy są podobni do ciebie.
Gdybym włożył szatę biskupią i mitrę, zadumał się i pochodził po ulicy, to ludzie zaczęliby mi się kłaniać, padać na kolana i próbowaliby całować w rękę albo nawet w dupę i za chwilę byłbym już biskupem. W pewnym sensie. Co to właściwie jest tożsamość? — zadał sobie pytanie. Gdzie się kończy gra? Nikt tego nie wie.
Najskuteczniejszą formą sabotażu gospodarczego jest powodowanie strat co do których nigdy nie istnieje całkowita pewność że zostały dokonane rozmyślnie.(...) Wtedy ofiara nigdy nie zmobilizuje się do skutecznej ochrony
Wies co, Bob... -odezwał się w końcu Luckman. - Kiedyś mialem tyle samo lat co wszyscy.
-Myślę, że ja też.
-Nie wiem dlaczego.
-Oczywiście, że wiesz- powiedział Arctor - jest tylko jeden taki powód.
-Wiesz co, nie mówmy o tym. -Luckman wciągnął ze świstem dym. Od jego pociągłej, ziemistej twarzy odbijało się przymglone światło południa.
W kapsułkach nie było spodziewanych barbituranów. Były za to jakieś dziwaczne psychodeliki, których jeszcze nigdy nie próbował - prawdopodobnie mieszanka, nowy artykuł na rynku. Zamiast się spokojnie udusić, Charles Freck dostał halucynacji. No cóż, pomyślał z filozoficznym spokojem, tak wygląda historia mojego życia. Zawsze mnie ktoś przewali. Biorąc pod uwagę to, że połknął sporą garść kapsułek, musiał się przygotować na ostry odjazd.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, był stwór pochodzący z przestrzeni położonej między wymiarami, stojący obok łóżka i patrzący na niego z dezaprobatą.
Stwór mierzył osiem stóp, miał wiele oczu rozsianych po całym ciele i był ubrany w supermodne, drogie ciuchy. Oprócz tego trzymał w ręku wielki zwój pergaminu.
- Teraz odczytasz mi moje grzechy domyślił się Charles Freck.
Stwór skinął głową i złamał pieczęć na pergaminie.
- To potrwa sto tysięcy godzin - rzekł bezbronny, leżący na łóżku Freck.
Stwór skupił na nim spojrzenie oczu, które wyglądały jak złożone z wielu soczewek, i powiedział:
- Nie znajdujemy się już w znanym ci wszechświecie. Przyziemne kategorie przestrzeni i czasu nie mają tu zastosowania. Zostałeś przeniesiony do obszaru transcendencji. Twoje grzechy będą ci odczytywane bez przerwy, w systemie zmianowym, przez całą wieczność. Ich lista nigdy się nie skończy.
Trzeba wiedzieć, od kogo się kupuje, pomyślał Charles Freck, żałując, że nie może cofnąć ostatnich trzydziestu minut swojego życia.
A skąd w ogóle można wiedzieć, dlaczego tak naprawdę robi się to, co się robi? Może z nudów? Z potrzeby odmiany? Może to skrywana niechęć do ludzi, którzy nas otaczają, do przyjaciół, a nawet dziewczyn? A może jednak istnieje taki straszny, racjonalny powód - chęć patrzenia, jak kogoś, kogo się mocno kocha, z kim jest się blisko, kogo się obejmuje i z kim się sypia, kogo się całuje, o kogo się martwi, z kim się przyjaźni, a przede wszystkim uwielbia, jak tego bliskiego kogoś wypala od środka ogień, który zaczyna się tlić od serca. Wypala się tak długo, aż w końcu brzęczy tylko jak owad, powtarzając w kółko to samo zdanie, jak nagrany tekst. Zostaje tylko kręcąca się w kółko taśma.
W poprzednim życiu nie było miejsca na emocje, na przygodę. Było zbyt bezpiecznie. Wszystkie elementy, z których składała się jego dawna egyzstencja, były przewidywalne. Arctor nie mógł się spodziewać niczego nowego. Kiedyś pomyślał, że jego życie przypomina małą plastikową łódeczkę, która żegluje i żegluje bez najmniejszego wypadku, a potem nagle tonie, co wszyscy wokół witają ze skrywaną ulgą.
Są takie dziewczyny, pomyślał, i je właśnie kocha się najbardziej, dziewczyny, które zabierają człowiekowi nadzieję, bo wymykają się z dłoni, zanim zdąży zacisnąć palce.
Czasami żałuję, że nie potrafię się porządnie wkurwić. Już zapomniałem, jak to jest.
Jakiś rozstrojony wewnętrznie, pozbawiony woli maniak czający się gdzieś na obrzeżach jego życia zadawał mu ciosy, przed którymi nie mógł się obronić. Właściwie nie wyobrazał go sobie jako konkretnego człowieka, tylko jak chodzącą, kryjącą się po kątach personifikację stylu życia, jakie prowadzili.
- Jesteś dobrym, miłym człowiekiem - ciągnęła. - To wszystko jest niesprawiedliwie, ale tak musi być. Spróbuj poczekać, aż to się skończy. Kiedyś, w przyszłości, znajdziesz drogę, którą kiedyś szedłeś. Wrócisz na nią. - Odzyskasz to, co ci odebrano, pomyślała. Pewnego dnia wszystko, co ludzie niesprawiedliwie utracili, zostanie im zwrócone. Może dopiero za tysiąc lat albo jeszcze później, ale ten dzień nadejdzie i wszytskie rachunki zostaną wyrównane. Może, tak jak Tony Amsterdam, zobaczyłeś kiedyś Boga i ta wizja na pewien czas zniknęła. Zabrano ci ją, pomyślała, ale może wróci. Może w spalonych i dymiących ciągle obwodah mózgu, które zamieniają się w węgiel, nawet teraz, kiedy cię obejmuję, zabłyśnie kiedyś kolorowa iskierka i pojawi się jakiesś ukryte tajemnicze światło, które poprowadzi cię siłą ukrytych w nim wspomnień przez lata, które nadeją, przez straszne lata. Nie do końca zrozumiane słowo, jakaś mała rzecz, którą można zobaczyć, ale nie pojąć, jakiś okruch gwiazdy zmieszany z brudem naszego życia, którego blask poprowadzi cię do dnia... ale to jeszcze tak daleko. Sama nie potrafiła sobie tej chwili wyobrazić. Może zanim wszystko się skończyło, Bob Arctor zobaczył jakiś obraz innego świata, wynurzający się z banalnej rzeczywistości. Teraz mogła go tylko obejmować i nie tracić nadziei.
Dawno, dawno temu, pomyślała, zanim spadło na nas przekleństwo i zanim wszystko zaczęło wyglądać tak jak teraz, panował Złoty Wiek, kiedy mądrość i sprawiedliwość oznaczały to samo. Tak było, zanim świat rozprysnął się na kawałki. W potrzaskane skorupy o ostrych brzegach, których nie można w żaden sposób złożyć znowu w całość, chociaż cały czas próbujemy.
What does a scanner see? he asked himself. I mean, really see? Into the head? Down into the heart? Does a passive infrared scanner like they used to use or a cube-type holo-scanner like they use these days, the latest thing, see into me—into us—clearly or darkly? I hope it does, he thought, see clearly, because I can’t any longer these days see into myself. I see only murk. Murk outside; murk inside. I hope, for everyone’s sake, the scanners do better. Because, he thought, if the scanner sees only darkly, the way I myself do, then we are cursed, cursed again and like we have been continually, and we’ll wind up dead this way, knowing very little and getting that little fragment wrong too.
Trzeba bardzo wielkiej mądrości, pomyślała, żeby wiedzieć, kiedy wolno komuś wyrządzić niesprawiedliwość. Jak w ogóle sprawiedliwość może paść ofiarą prawa? Czy to możliwe? To dlatego, że nad światem wisi klątwa, pomyślała; a to, co się stało, to dowód, że tak jest. Gdzieś na samym początku rozpadł się mechanizm, konstrukcja wzystkich rzeczy, a na jego szczątkach zrodziła się potrzeba popełniania złych uczynków. To musiało się zacząć tysiąc lat temu, a dziś przenika już naturę wszystkich rzeczy. I wszystkich ludzi. Nie możemy się odwrócić, otworzyć ust, odezwać się ani podjąć żadnej decyzji, żeby nie czynić zła. Nie obchodzi mnie, jak to się zaczęło, kiedy ani nawet dlaczego. Mam tylko nadzieję, że się kiedyś skończy, pomyślała. Tak, jak Tony Amsterdam, mam nadzieję, że znów nadejdzie deszcz kolorowych iskier i że tym razem wszyscy je zobaczą. Wąskie drzwi, za którymi jest spokój. Posąg, morze i blask, który przypomina światło księżyca. I nic już nie będzie przeszkadzać, nic już nie zakłóci ciszy.